Obsługiwane przez usługę Blogger.

Moja Caminowa apteczka.

 

    Niezależnie od charakteru podróży, warto zabrać ze sobą choć minimalną apteczkę, tak wiecie — w razie co. Leki przeciwbólowe, krem z filtrem czy plasterki na otarcia od tych niewygodnych, ale jakże stylowych butów! Moja caminowa apteczka nie była uboga, ale przez 30 dni wędrowania zdążyła trochę się rozrosnąć. Były sytuacje, gdy ktoś poratował maścią z witaminą A, gdy zachorowałam na zapalenie około ustne, były też sytuacje, gdy z Hiszpanką musiałam po drodze wejść do apteki i zakupić plastry z filcem na moje poranione mocno stopy, co było konieczne i mocno nadwyrężyło mój budżet, lub musiałam kupować igiełki, do przebijania bąbli.

Opatrywanie moich biednych stóp przez Davida - założyciela La Casa de Los Dioses


    Dlatego dziś, w tym krótkim wpisie, wymienię Wam, z czego składała się moja apteczka na Camino.


  • leki przeciwbólowe (na bóle głowy, stawów, pleców)
  • węgiel aktywny (coby działo się coś niedobrego z brzuchem)
  • gripex (w nadziei, że żadne choróbsko nie rozłoży mnie na łopatki)
  • espumisan (bo miewam różne przygody z brzuchem, gdy próbuję czegoś nowego, lub kraj funduje mi inną florę bakteryjną)
  • nospa (przez 30 dni wędrówki, kobiecych dni nie przeskoczysz)
  • bandaż dzianinowy 
  • filtr spf 50
  • pęseta (wiele wspaniałych zastosowań! od wyciągania kleszczy, po regulację brwi)
  • maść z wit. A (na te moje nieszczęsne usta)
  • witamina C
  • igły (do bąbelków)
  • coś do dezynfekcji (np. żel antybakteryjny)
  • plastry zwykłe
  • plastry na odciski
  • plastry z filcem
  • maść na szybsze gojenie się skóry (bardzo pękały mi pięty od długiego marszu)
  • pomadka do ust (bo bardzo mi się wysuszały, przez co również zadziało się to zapalenie)
    Warto zabrać ze sobą również coś na ból gardła, coś mocniejszego na przeziębienie, przede wszystkim leki, których używacie na co dzień. Takie dla nas dość tanie wyposażenie apteczki domowej (bo w końcu są to medykamenty, które większość z nas ma w domowych apteczkach), nie są wcale takie tanie już w Hiszpanii. Portfel zdecydowanie odczuje się różnicę, szczególnie, gdy wędrujecie przez 30 dni i Wasz budżet jest wyliczony na każdy, pojedynczy dzień pielgrzymowania. W to, co możecie, warto zaopatrzyć się wcześniej w domu!

    Bardzo ważne jest posiadanie aktualnego ubezpieczenia turystycznego. Ja w zeszłym roku byłam jeszcze studentką przed 26 r.ż. i skorzystałam z karty EKUZ, czyli Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego. Działa ona we wszystkich krajach EU. Jest to dokument uprawniający do skorzystania z bezpłatnej opieki medycznej za granicą. W tym roku będziemy szukać polisy prawdopodobnie na rankomacie.

Buen Camino!

Santiago de Compostela, Prowincja A Coruña, Hiszpania

Jak ogarnąć nocleg na Camino?



    Wędrówka szlakiem Camino de Santiago, czyli drogą jakubową, to dla wielu ciężki fizycznie czas. Idziemy od wschodu słońca, przez przeróżne ukształtowania terenu - mesetami, polami, miastami i miasteczkami, gwarnymi ulicami i opustoszałymi ścieżkami, w zacinającym deszczu lub palącym skórę słońcu. Jedni niosą podręcznikowe 10% masy własnego ciała, a inni przeładowują swoje plecaki. Na każdego ta wędrówka (abstrahując już od kwestii duchowych) wpływa inaczej fizycznie. Ale jedno jest pewne - PIELGRZYM MUSI SIĘ WYSPAĆ.


    Jak już mogliście w poprzednim wpisie o noclegach na Camino przeczytać, miałam przeróżne doświadczenia ze spaniem, w naprawdę dziwnych i nieco odmiennych miejscach, niż klasyczne albergi (czym jest albergue przeczytasz w tym wpisie: Gdzie spać na Camino de Santiago? Namiot, albergue, pod chmurką). Moje doświadczenie stricte z samymi albergami może i jest małe (ale jest!), natomiast odbyłam wiele rozmów i poznałam masę historii na drodze, od znajomych czy na grupach facebookowych na temat znajdywania noclegów na trasie. Dlatego po części powstaje ten wpis, ponieważ pytania o organizację trasy i noclegów pojawiają się przynajmniej kilkanaście razy w miesiącu od osób, które bardzo by chciały wyruszyć na szlak, ale to wciąż jest dla nich obce, nieznane i chcą się dobrze na to nastawić i odpowiednio przygotować. Zatem zapraszam Was na tych kilka wskazówek, jak zorganizować sobie trasę i ogarnąć nocleg na Camino!


Wybierz mniej popularny szlak
    Jeśli już wybrałeś/aś szlak, którym będziesz podążać do Santaigo, to dowiedz się, jak bardzo jest on popularny. Od lat pod względem największej ilości pielgrzymów króluje Camino Frances, następnie Camino Portuguese, a zaraz po nim Camino del Norte. To powinno być dla Ciebie sygnałem, że na wybranym szlaku będzie więcej osób = mniej dostępnych miejsc noclegowych lub ich brak.


W którym miesiącu pielgrzymujesz?
    Punkt numer dwa to najpopularniejszy miesiąc, czyli krótko mówiąc SEZON PIELGRZYMOWANIA. Statystyki wskazują, że pielgrzymi najchętniej wybierają lipiec i sierpień na swoją wędrówkę, a także maj, czerwiec i wrzesień. Zupełnie poza sezonem są takie miesiące jak styczeń, luty, marzec oraz listopad i grudzień - ale zwróć uwagę, że w tych skrajnych, zimowych miesiącach, które wypadają poza sezonem, jest też inna pogoda, a mam tu na myśli niższe temperatury, większe i częstsze opady deszczu, a nawet śniegu. Ponadto poza sezonem większość mniejszych albergue też będzie zamknięta, ze względu na zmniejszoną ilość pielgrzymów! Jeśli mogę, to polecałabym zdecydowanie wybrać się pomiędzy kwietniem, a październikiem na szlak.


    Zatem jak radzić sobie ze zmniejszoną liczbą dostępnych miejsc noclegowych i jak to wszystko kolokwialnie ogarnąć? Poniżej przeczytasz kilka moich subiektywnych wskazówek, które możesz zastosować na swoim Camino.


Wstawaj wcześnie rano
    Tak, wiele osób skarży się, że Camino zaczyna być wyścigiem. Pielgrzymi jednak nie prześcigają się kto więcej kilometrów przeszedł, czy kto cięższy plecak dźwiga. Tutaj jest wyścig, kto pierwszy dotrze do albergue i "zaklepie" sobie łóżko. Brutalna rzeczywistość na Camino. I tak, jak 1000 km od Santiago będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że nie znajdziesz noclegu, tak im bliżej celu, tym więcej osób, a co za tym idzie - mniej miejsc noclegowych. Dlatego tak ważne jest, by wstawać w miarę wcześnie rano (ok. 6:00; a znam i takich, którzy na szlaku byli już o 3 czy 4 w nocy), by po pierwsze - uniknąć upałów, a po drugie wcześniej zacząć swoją wędrówkę, przejść założony dystans i około 13:00-14:00 czekać na swoje miejsce w albergue.

    Niestety jest to bardzo krzywdzące dla wszystkich tych osób, które idą na Camino, by cieszyć się drogą, a w zamian dostają masę stresu "czy dziś będą mieć dach nad głową"...


Rezerwuj noclegi z wyprzedzeniem
    Ile w tym magii Camino, niech każdy sobie odpowie sam. Ale jak już wcześniej uzgodniliśmy, dlaczego Camino staje się wyścigiem, to rozumiecie, dlaczego wiele osób wybiera rezerwowanie albergue przez telefon. Z tego co wiem, nie można zarezerwować sobie noclegu w albergue donativo, ale miejskie i prywatne już wyrażają chęć robienia rezerwacji.

Albergue donativo w San Anton - ruiny zakonu

Nocuj w mniejszych miejscowościach...
    ...ale w przypadku, gdy na Twojej trasie są większe miasta. Zdecydowana większość osób będzie uderzać do tych bardziej atrakcyjnych i oferujących więcej udogodnień miast, niż do mniejszych wiosek. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdy doszłam do albergue w San Anton, gdzie nocowałam tylko z jedną Francuską, a cała reszta pielgrzymów uderzyła do miasta oddalonego o 3 km, gdzie było około 5-ciu albergue.


Miej plan B
    W przypadku, gdy okaże się, że w mieście do którego dotarłeś nie ma już żadnego miejsca, przygotuj się na wędrówkę przez kilka kolejnych kilometrów do następnej miejscowości z nadzieją, że tam znajdziesz łóżko. Dobrze mieć zapas wody i prowiantu na wypadek dalszej wędrówki. Tutaj również można rozważyć większą ilość gotówki "na czarną godzinę", gdy trzeba będzie wynająć łóżko w albergue prywatnym lub w hotelu.


Ryzykuj
Nie bój się wyjść poza schemat. Doskonale wiem, jak ważna jest potrzeba umycia się i wyspania w łóżku, ale jeśli droga daje ci możliwość spać na łonie natury, gdzieś na plaży, albo w kościele, to zaryzykuj! Ciesz się drogą, idź swoim tempem i jeśli pocałujesz klamkę, to po prostu szukaj innych rozwiązań, niekoniecznie "klasycznych".


Najważniejsza rada:
    DAJ SIĘ PONIEŚĆ DRODZE. Wiem, jak dla wielu jest to absurdalne i nieodpowiedzialne podejście, ale dzięki temu, szczerze z ręką na sercu, udało mi się przejść całe Camino Frances z St. Jean Pied de Port, aż do Santiago, bez rezerwacji ani jednego noclegu (miałam namiot, ale bywały dni, kiedy też spałam w albergue). Starałam się zawierzyć tę drogę świętemu Jakubowi i mocno wierzyłam, że nie zostawi mnie w potrzebie. Gdy miałam spać w parku, znalazła się grupa kobiet, która zaprowadziła mnie do kościoła, bym mogła spędzić noc pod dachem. Gdy potrzebowałam mocno snu w łóżku po jednym z fizycznych kryzysów, znalazł się człowiek, który bezinteresownie przelał mi pieniądze z dopiskiem "pielgrzym musi się wyspać". Takich historii i wydarzeń miałam wiele i wiem, że to święty Jakub kierował moją drogą.

/EDIT/

Pytaj w parafiach
    Pomysł zrodził się już po opublikowaniu wpisu, dlatego dodaję go pod napisem "edit". Osobiście na Camino raz zdarzyło mi się nocować w kościele, a właściwie w jego dostawce, takim jakby przedsionku, gdzie był dach, było to zamykane na klucz, a w środku miałam toaletę i bieżącą wodę. Gdy chciałam spać z jedną Hiszpanką w parku pod chmurką, z pomocą przyszło nam domowe koło gospodyń z wioski, w której akurat byłyśmy. Nie zgodziły się, żebyśmy noc spędziły bez dachu nad głową.
    Podobno jest niepisany zwyczaj, że chrześcijanin może nocować w każdym kościele na świecie, jeśli znajdzie się w takiej potrzebie. Mi raz odmówiono, ale był to duży, turystyczny kościół (zabytkowy, do którego przychodziło wiele osób).


    Kolejna kwestia, która spędza sen z powiek osobom przygotowującym się na swoje pierwsze Camino to "jak znaleźć albergue na Camino?"

    Istnieje kilka opcji, ale chyba najwygodniejszą i najbardziej praktyczną jest aplikacja Camino Ninja oraz strona gronze.com (niestety w języku hiszpańskim, niemniej jest intuicyjna, pokazuje odcinki z podanymi kilometrami i ceny albergue na trasie). Jak wyruszałam z Francji na swoje Camino, to w biurze pielgrzyma dostałam kartkę z wypisanymi wszystkimi noclegami w każdej miejscowości na trasie (już pominę fakt, że była przeterminowana o kilka-naście dobrych lat). Ewentualnie można pójść na żywioł i na bieżąco szukać noclegów na trasie (tylko dla odważnych!!😜).


Mam nadzieję, że choć trochę ułatwiłam Wam planowanie swojego Camino. Dajcie koniecznie znać, o czym więcej chcielibyście przeczytać w następnych wpisach!

Jak spakowałam się w podręczny na 8 dni autostopowania po Bałkanach?



    Już od kilku lat stawiam na bagaż podręczny w podróżach. Pamiętam, jak każdy z nas frustrował się podnoszącymi cenami dodatkowego bagażu i rzekomego wejścia Priority na pokład samolotu, które obiecywali tani przewoźnicy, a po dziś dzień nie ma to mniejszego, czy większego odniesienia do rzeczywistości. Jednak kwestia dodatkowego bagażu jest wciąż gorącym tematem. Tanie linie lotnicze kuszą niskimi cenami biletów, ale przecież w naturze nie ma nic za darmo - coś trzeba oddać i zazwyczaj, w tym przypadku, rosną koszty wcześniej wspomnianego już dodatkowego bagażu.


    Dziś wychodzę wszystkim na przeciw i odpowiem na kilka nurtujących Was pytań, a przede wszystkim - jak udaje mi się zawsze spakować w plecak podręczny (nawet na 8 dniowego autostopa po Bałkanach). Mam nadzieję, że rozwieję Wasze wątpliwości, zaspokoję ciekawość, a może nawet pomogę się spakować na następnego tripa! Zaczynajmy 😁


    Tutaj na wstępie jeszcze muszę zaznaczyć, że wyjazd był skupiony na byciu samowystarczalnym w całej podróży, a mam tu na myśli - możliwość spania w naturze, samodzielne przygotowywanie obiadów oraz na środek transportu zwany autostopem (stąd też wiele przedmiotów, które zabrałam ze sobą, jednym przydadzą się. bardziej, a innym - w ogóle).


Plecak

    Temat kontrowersyjny, bo plecak, którego ja osobiście używam na większości wyjazdach, nieco przekracza rozmiary tego właściwego, podręcznego bagażu (jednak nigdy - odpukać - nie miałam z tego powodu żadnych konsekwencji).

    Mój plecak na wyjazdy pod hasłem "city-break" to plecak firmy Doughnut model Woodland 19L (podlinkowałam podobny, bo mojego koloru już nie ma na stronie). Posiada jedną główną kieszeń, dwie zewnętrzne po bokach i klapę na górze. Można go uwaga - rozsunąć wzdłuż! co uważam, że świetnie się sprawdza w podróżach. Dodatkowo ma małą kieszonkę rozsuwaną przy plecach, taką w sam raz na dokumenty. Fajny design, poręczny, mieści się w wymiary tanich linii lotniczych (40 x 20 x 25) i jest całkiem pakowny (pakowałam do niego statyw +wszystko to, czego potrzebowałam na wyjeździe).

    Jego wymiary: 39 x 27,5 x 16,5, pojemność 19L.


    Plecak, który zabieram ze sobą na dłuższe wyjazdy i przede wszystkim na autostop to plecak firmy Wolfskin model Moab Jam 30 20-40L. Kupowałam go w 2017 roku i po dziś dzień mi służy, a przejechał już ze mną Norwegię, Jordanię i Bałkany na stopa, a także był w kilku mniejszych tripach jak Kijów, Paryż, Lizbona, Londyn czy Bolonia i San Marino. W środku ma masę przegródek, kieszeni, pas biodrowy i piersiowy oraz zbudowany pokrowiec na plecak w dolnej jego części.

    Jego wymiary: 51 x 27 x 23, pojemność 30L.


Namiot

    Na bałkańskiego tripa zabrałam ze sobą namiot, który kupiłam z dedykacją na moje zeszłoroczne Camino. Miał być lekki i poręczny, a okazał się być jego przeciwieństwem. Ale nie krytykuję, bo namiot jest wykonany z porządnych materiałów, ma fajny design, kolor i opcję spania tylko pod moskitierą! Ogólnie bardzo go lubię, ale jest nieco ciężki, bo 2,2 kg (odczuwalna waga podczas pieszych wędrówek).

    Jest to model Grand Canyon Cordova 1 ze strony Addnature. Sypiałam w nim solo, a także z koleżanką i 2 dużymi plecakami. Nie było tragedii, jeśli chodzi o przestrzeń, natomiast dwóch chłopaków zdecydowanie już mogłoby narzekać na niewygodę. W sierpniu prawdopodobnie zabiorę go znów na Camino i tym razem przetestujemy go z moim chłopakiem (który zresztą mierzy sobie 190 cm😁).

    Jednak chcę zaznaczyć, że nie trzeba wydawać tyle pieniędzy na namiot (ww. kosztuje 350 zł). Jako dziecko lasu, przygód i wędrówek mam w domu bodajże 5 różnych namiotów, w tym jeden, w którym spałam pierwszy raz mając 8 lat (a przypomnę, że mam już 26) i zabrałam go ze sobą na pierwszego solo stopa do Norwegii. Przemakał jak nie wiem co, ale dawał schronienie mimo wszystko. Był zniszczony i przetyrany życiem i wszystkimi wyjazdami z tatą, ale mniej lub bardziej spełniał swoją funkcję. Dlatego w najbliższym czasie będę chciała również zaopatrzyć się w najtańszy namiot z Decathlonu za 100 zł.

Ubrania

    Na autostop po Bałkanach zabrałam niewiele (w przeciwieństwie do mojej kompanki😂💛). W skład mojego wyposażenia wchodziły:

  • bielizna (majtki na każdy dzień wyjazdu) +1 para skarpet, ponieważ cały wyjazd chodziłam w sandałach (dlatego też skarpetki nie były mi potrzebne) +1 stanik (w którym też nie chodziłam)
  • strój kąpielowy x2 (1 jednoczęściowy, z którego w ogóle nie korzystałam, 1 dwuczęściowy)
  • 4 koszulki na ramiączka + 1 koszulka do spania
  • 1 sukienka na wyjścia na miasto
  • 1 spódnica, którą zabieram praktycznie na każdy wyjazd
  • 1 spodnie kuloty
  • 1 biała koszula
  • 1 krótkie spodenki
  • płaszcz przeciwdeszczowy (peleryna)
  • czapka z daszkiem
  • japonki
  • bluza z kapturem
  • nerka
    Najwięcej miejsca zajmowały mi spodnie kuloty (mieszanka lnu z innym materiałem), spódnica lniana oraz bluza, którą ostatecznie nosiłam przy plecaku.
Protip jak lepiej się pakować: dobieraj ubrania tak, by z kilku rzeczy móc skomponować kilkanaście stylizacji. Żeby wszystko pasowało do wszystkiego!

    Zawsze staram się spakować takie rzeczy, które objętościowo zajmują mało miejsca, są w neutralnych kolorach, wygodne, pasujące do wszystkiego i niezbyt nowe lub takie, których mi zwyczajnie nie jest szkoda, gdy się pobrudzą, rozerwą, czy w inny sposób zniszczą.

Rzeczy campingowe:

    Tutaj akurat ciężko przebierać i decydować "czy to się przyda, czy jednak nie", bo co wyjazd zestaw jest praktycznie ten sam:

  • śpiwór (jeden z tańszych w Decathlonie, taki do 5*C i zajmuje względnie mało miejsca)
  • menażka
  • gąbka do naczyń (płyn do mycia naczyń wzięła Natalia)
  • plastikowe sztućce
  • palnik do butli z gazem
  • namiot
  • worek na plecy (gdybyśmy zdecydowały się wyjść na miasto i mieć coś na schowanie rzeczy)
  • jedzenie (4 torebki ryżu, opakowanie makaronu, batony)

Rzeczy kosmetyczne:
  • szampon
  • odżywka na mokre włosy
  • olejek do włosów po umyciu
  • grzebień
  • krem z filtrem
  • balsam do ciała
  • ręcznik
  • szczoteczka do zębów (pastę wzięła Natalia)

    Mając kompana wyjazdu dużo łatwiej się spakować, ponieważ jest większa szansa na posiadanie wspólnych potrzebnych rzeczy, jak szampon, płyn pod prysznic, płyn do mycia naczyń, pasta do zębów itp.


Elektronika

Działając w internecie też muszę brać poprawkę przy pakowaniu na miejsce, które zajmą mi wszystkie niezbędne rzeczy elektroniczne, dlatego muszę też wspomnieć o nich tutaj:
  • powerbank
  • ładowarka do telefonu razem z wtyczką
  • dodatkowa wtyczka na dwa wejścia
  • kabel do ładowania powerbanka
  • słuchawki bezprzewodowe
  • ładowarka do aparatu
  • aparat +dodatkowy obiektyw
  • aparat analogowy (zajmuje trochę miejsca)

Rzeczy inne

To taki rodzaj rzeczy, które ciężko zaszufladkować w jedną kategorię:
  • notes
  • długopis
  • zapalniczka
  • fiolka perfum
  • butelka z filtrem
  • marker
  • portfel


    Często dostaję pytania - JAK?! Jak z tym wszystkim wchodzę do samolotu? Jak się mieszczę z tym wszystkim do plecaka? Jak to w ogóle możliwe?

    Od kiedy ceny za bagaż dodatkowy czy rejestrowany poszły w górę, zaczęłam więcej kombinować. Nie staram się "przycebulać" na lotnisku, ale stosuję kilka tricków, by ułatwić sobie to pakowanie. Do samolotu zakładam rzeczy grubsze, cięższe, zajmujące więcej miejsca w plecaku. Nerkę staram się schować pod bluzą, żeby nie było policzona jako dodatkowy bagaż itp.

    Takich wpisów mam nadzieję będzie więcej, a każdy zależny od charakteru wyjazdu, pory roku i innych czynników wpływających na moje ubraniowe decyzje przy pakowaniu. Przy okazji dajcie znać, czy i co Was interesuje w tego typu wyjazdach.

Chorwacja

Gdzie spać na Camino de Santiago? Namiot, albergue, pod chmurką.

 

    Czy gdy pierwszy raz usłyszałam o Camino wiedziałam, gdzie tam się właściwie nocuje? W ogóle. Nie wiedziałam czym nawet jest to całe Camino. Ale gdy zrodził się w mojej głowie plan wyruszenia na szlak, zaczęłam czytać co nieco o drodze, o zasadach, dodałam się do wszystkich polskich grup na Facebooku, które zrzeszają pielgrzymów drogi jakubowej. Stamtąd dowiedziałam się, na podstawie opowiadań i przeżyć innych, gdzie można spać na Camino, a później to już z własnego doświadczenia!


To gdzie się śpi na pielgrzymce?


Albergue

    Co w wolnym tłumaczeniu z hiszpańskiego oznacza "schronisko". Albergue są praktycznie w każdej miejscowości, która znajduje się na jeden z kilku głównych tras Camino de Santiago (o trasach więcej przeczytasz w tym wpisie: Jaką trasę wybrać na (pierwsze) Camino?).

    Jest kilka rodzajów albergue:

donativo - czyli płacimy "co łaska", tyle ile mamy, ile możemy, ile uważamy. W takich albergue zazwyczaj są obiado-kolacje, gdzie poznajemy się z innymi pielgrzymami i śniadania dostępne już od północy, by każdy o dowolnej porze mógł zjeść i wyruszyć na drogę.

municipale - czyli miejskie. Jest to zazwyczaj ta średnia półka cenowa, która funkcjonuje obecnie na "rynku". Tam nie zjemy obiadu w cenie noclegu, nie ma aż takiej integracji z innymi pielgrzymami. Te albergue zazwyczaj są większe, niż te donativo.

prywatne - czyli założone przez osoby prywatne, które udostępniają swój dom, lub po prostu inny budynek. Takie albergue to już często wyższy standard, czasem zbliżony do hotelu, a co za tym oczywiście idzie to większa cena.

    W albergach znajdują się (w większości) duże pokoje, wypełnione od kilku do nawet kilkunastu dwupiętrowych łóżek. Pokoje zazwyczaj są koedukacyjne, co oznacza, że bez względu na płeć, w jednym pomieszczeniu śpią wszyscy przybyli pielgrzymi. Aktualnie każde albergue posiada lub powinno posiadać jednorazowe prześcieradła na materace i poduszki. W schroniskach nie ma zwyczaju dostawania kołdry/koca, ale w większości przypadków spotkacie się z czymś na wzór prześcieradła - w ciepłych krajach używa się ich na co dzień, gdy chcemy się przykryć do snu.

Polecam zabrać ze sobą śpiwór. Najlepiej lekki, do kilku stopni na plusie. Nie jest konieczny, ale jeśli nie uśniecie bez porządnego przykrycia się, to zdecydowanie się sprawdzi.

    Koszt albergue jeszcze kilka lat temu to był zakres od 5-7€. Dziś już rzadko gdzie można znaleźć tak tanie noclegi. W 2021 roku w lipcu (w roku jakubowym - tak, ma to znaczenie, gdyż jest to rok święty, który ściąga więcej pielgrzymów na szlak) najtańszy nocleg jaki widziałam, był na samym początku trasy francuskiej w miejscowości Puenta la Reine i kosztował 7€. Aktualnie "normalny" kwota za nocleg, to 10-15€, przy czym zazwyczaj jest to 12€.


    W albergach koniecznie uważaj na PLUSKWY! Nie jest to problem każdego schroniska, ale jednego dnia w danym albergue może być wszystko w porządku, a już następnego jakiś pielgrzym na swoich ubraniach przyniesie ze sobą insekty. Pluskwy zostają w ubraniach, przez co nie problem o ich przeniesienie dalej. Gdy już się zorientujesz, że zostałeś przez nie pogryziony i znajdziesz takiego delikwenta na swoich ubraniach, oddaj do pralni wszystko, co masz i upewnij się, że pozbyłeś się pluskiew.

Jak zapobiegać pluskwom? Jednym ze sposobów jest sprawdzanie w albergue swojego łóżka, a dokładniej tego zgięcia w materacu na rogu. Zobacz, czy nie chowają się w zwiniętym materiale na rogach.

    Albergue posiadają prysznice, więc bez problemu weźmiesz sobie prysznic. Dodatkowo większość ze schronisk oferuje zrobienie prania lub udostępnienie pralki za dodatkową opłatą. W lipcu 2021 roku zazwyczaj był to koszt 3€. Ale uwaga, jest jeszcze darmowa opcja, czyli pranie ręczne! Praktycznie przy każdym albergue znajdują się takie duże zlewy z ząbkowaną powierzchnią, która umożliwi Ci wypranie rzeczy ręcznie. Zupełnie za darmo. Tak samo znajdziesz sznurki, by wywiesić na nich swoje pranie.


    W schroniskach znajdują się też kuchnie. Nie jest to jeszcze standard, ale już coraz więcej albergue posiada kuchnie, często wyposażone w garnki i sztućce. W czasach pandemii były one jednak zamknięte ze względów bezpieczeństwa i nie rozpowszechniania zarazków.


    O tym, jak zachowywać się w albergue i jakie niepisane zasady w nich panują, przeczytasz w następnym wpisie.

Namiot

    No i trochę chciałabym powiedzieć — moi drodzy, jesteśmy w domu! Swoje pierwsze Camino szłam właśnie z namiotem, by jak najbardziej być niezależną od albergue.

    Jak to jest z tym spaniem na dziko w Hiszpanii (o Portugalii przekonam się w tym roku😉)? Otóż OFICJALNIE jest zakaz. Czytałam o tym na różnych forach, ale najbardziej wiarygodnym źródłem informacji byli dla mnie sami Hiszpanie. To od nich dowiedziałam się, jak restrykcyjna potrafi być policja w tym temacie. Mamy szansę za taki wyczyn otrzymać niemały mandat około kilkuset €. Dlatego poniżej kilka wskazówek, którymi sama się kierowałam, gdy szłam spać na dziko:

— po pierwsze i najważniejsze, nigdy nikomu nie mów, gdzie śpisz, zwłaszcza, jak idziesz sam/a!

rozstawiaj namiot na uboczu, gdzieś schowany/a między budynkami, daleko od drogi, za wysokimi trawami, kamieniami, skałami, krzakami itd.

— zawsze możesz spytać właściciela posesji czy możesz spać na jego trawniku, zazwyczaj nie mają z tym problemów, a nawet mogą zaprosić na obiad czy użyczyć Ci kawałka podłogi :)

— rób to po zmroku, lub gdy on już powoli zapada, a zwijaj namiot o świcie - dzięki temu minimalizujesz szanse, że ktoś Cię zauważy.

— dla bezpieczeństwa i ewentualnego udobruchania policjantów, zawieś na namiocie muszlę św. Jakuba - symbol Camino de Santiago (w tym wpisie przeczytasz więcej o symbolach i historii Camino: Camino de Santiago - historia, symbole, compostelka, credencial i sellos).

— jeśli jesteś samotnie wędrującą kobietą i chcesz jeszcze bardziej zadbać o swoje bezpieczeństwo - wystaw z namiotu dwie pary butów (jeśli posiadasz). To taki mały travelhack, który stosuję podczas samotnych podróży.

ZAWSZE PO SOBIE POSPRZĄTAJ. Bez dyskusji.


    Co z prysznicem, gdy nocujemy w namiocie? Jest to potencjalnie problematyczne, ale... tylko potencjalnie. Osobiście chodziłam do przypadkowych albergue i pytałam, czy mogłabym skorzystać z prysznica/łazienki za drobną opłatą. W większości przypadków wpuszczano mnie za darmo, czasem płaciłam 2-3€, zero problemu. To jest najbardziej cywilizowany sposób, ale nie miałam tez problemu z innymi rozwiązaniami, jak kąpiel pod studzienką, gdzie można nabierać wodę, w rzecze czy wodą z butelki. Ale każdy z nas wie, jakie jest życie - zdarzały się też sytuacje, że najzwyczajniej w świecie nie miałam jak wziąć kąpieli, więc robiłam sobie dzień czy tam dwa dni dziecka 😉

    Jaki namiot na Camino? NAJLŻEJSZY. Serio. Dbajcie o każdy gram i kilogram waszego plecaka. Mój namiot był nieco ciężki (ok. 2 kg). Ja wybrałam jednoosobowy z jednym pałąkiem, ale dziś kupiłabym inny - taki z dwoma pałąkami krzyżującymi się na środku konstrukcji namiotu. Bywały gorące i spokojne noce bez zapowiedzi deszczu, a wtedy fajnie spać bez tropiku na namiocie, tylko pod samą moskitierą. Druga sprawa to łatwiej przenosić namiot, jeśli już jego wstępna konstrukcja jest zbudowana. W moim namiocie był jeden pałąk, więc jeśli chciałam go przenieść, to łatwiej było go złożyć i rozłożyć drugi raz.


    Model mojego namiotu to: Grand Canyon Cordova 1 (350 zł), ale na pewno sprawdziłby się ten najtańszy z decathlonu za 100 zł.


Pod chmurką

    Nocleg pod chmurką, czyli pod gołym niebem, zdarzył mi się raz. Miałam sytuację, że nie było szansy rozłożyć namiotu. Każdy kawałek ziemi był tak suchy i twardy, z masą zakopanych kamieni, że musiałam odpuścić stawianie namiotu. Zostało mi jedno rozwiązanie - albo wyruszyć dalej i szukać lepszego miejsca, albo zdecydować się na nocleg na boisku do koszykówki pod gołym niebem. Zmęczenie wygrało i zostałam na boisku. Była to o dziwo jedna z najlepiej przespanych nocy, po raz pierwszy się ani razu nie budziłam, nie zmarzłam, nie miałam żadnych nieprzyjemnych sytuacji... poza jedną. Okropną. Mam traumę po dziś dzień! Ale o tym przeczytacie w zapisanych Insta Stories na moim instagramie @kiproo - relacja pt. "Camino #4", gdzieś w połowie zapisanych.

Ruiny Monastyru

    I to jest ten jeden z najbardziej pożądanych noclegów na Camino Frances (więcej o trasach przeczytasz w tym wpisie: Jaką trasę wybrać na (pierwsze) Camino). Ruiny monastyru, w którym mieścił się niegdyś zakon. Dziś kilka pozostawionych samotnie ścian, z małym dziedzińcem, gdzie kiedyś stały ławy kościelne i ołtarz. Obecnie znajdziecie tam jeden pokój, w którym stoi pięć dwupiętrowych łóżek, a obok pomieszczenie służące za jadalnię.


    W Monastyrze nie ma prądu ani ciepłej wody. Śniadanie można zjeść tylko przy świecach bardzo wcześnie rano, gdy za oknem jeszcze ciemno. Jest to albergue donativo, a prowadzi je proboszcz pobliskiej parafii. Albergue funkcjonuje tylko kilka miesięcy w roku i jest to okres letni

    Czy wiedziałam o nim wcześniej? Nie. Dopiero, gdy byłam w bliskiej okolicy, mój znajomy, który 5 lat wcześniej przebył tę samą trasę, opowiedział mi o tym albergue, że to niesamowite doświadczenie spać w ruinach Monastyru. Musiałam wtedy zdecydować, czy chcę iść kolejnych prawie 10 km, czy następnego dnia po tak krótkim odcinku pójść na nocleg lub w ogóle ominąć to miejsce.. Zdecydowałam spiąć się, wykorzystać resztkę sił, która gdzieś głęboko we mnie drzemała i dotrzeć przed zmrokiem do tego miejsca.

Jest to albergue w miejscowości San Anton.

Funkcjonujący Monastyr

    Było to również albergue donativo. Jeden, podłużny pokój, w którym znajdowało się około 20 łóżek dwupiętrowych i osobno duża łazienka z 10 prysznicami. W tym albergue nie było posiłków.

    To też ciekawa historia, jak się tam znalazłam. To był czas, gdy już miałam swoją grupę na drodze - 3 Hiszpanów i 1 Hiszpankę oraz 1 Włocha. Oni wychodzili jeszcze przed świtem około 5-6 rano, ja natomiast między 8, a 10. Tym samym przychodzili na miejsce duże szybciej, niż ja. Tamtego dnia było rozwidlenie na trasie i podświadomie skręciłam w lewo, nie sprawdzając wcześniej, gdzie moi znajomi na mnie będą czekać. Ale na dobre wyszło, bo trafiłam do tego samego albergue, co oni i ostało się dla mnie OSTATNIE MIEJSCE.

Albergue znajduje się w miejscowości Samos.

La Casa De Los Dioses

    Czyli dom bogów. To miejsce, które prowadzi Hiszpan - David. Jest to swego rodzaju oaza pośrodku niczego. I dla mnie była zbawieniem. Miejsce, gdzie nie ma drzwi, nie ma pomieszczeń. Ale są materace, zwykle dla wolontariuszy, którzy pomagają utrzymać Davidowi to miejsce, wykarmić i napoić pielgrzymów. Ja poznałam tam Bartka, Polaka, który jest znajomym Davida. Sam przeszedł tę drogę dwukrotnie. Pomógł mi w moim trzecim, największym kryzysie. Zajął się moimi przeciążonymi stopami, mocno naciągniętym mięśniem dwugłowym, zrobił mi wege obiad i śniadanie, dostałam od nich osobny materac. Zabrał do miasta jeszcze przed moim wyruszeniem w drogę, na małe ciacho i kawę pożegnalną. I na dodatek dostałam od niego metalową zawieszkę. Muszlę. Symbol drogi jakubowej. Już minął rok, odkąd wyrusyzłam na szlak, a ja tę muszlę noszę na szyi codziennie.

Dom bogów znajdziesz tuż przed Astorgą. Pozdrów Davida od Dominiki, która poznała się z Bartkiem.

    Miałam przyjemność spać w różnych miejscach na Camino Frances, za co jestem niesamowicie wdzięczna. Dzięki temu mogłam poznać naprawdę różny klimat drogi, różnych ludzi i wzbogacić się o kolejne życiowe doświadczenia. Cieszę się, że nie ma jednego sposobu na nocleg na Camino, tylko każdy znajdzie coś dla siebie. Jest to pewnie jedynie pierwiastek tego, w ilu niesamowitych miejscach na Camino można się zatrzymać i zregenerować przed następnym dniem. Dla przykładu - zdarzyło mi się też spać w kościele! 


    A ty w jakim nietypowym miejscu spałeś/aś na Camino? A może to zwykłe miejsce, ale z jakiś ważnych dla Ciebie powodów zapadło Ci mocno w pamięć?

Hiszpania

Zwiedzanie Bolonii, odpoczynek w Rimini i wizyta w San Marino. Jak połączyć te miasta w jedną podróż?


    Brzmi skomplikowanie? Może tylko na samym początku! W tym wpisie pokażę Wam, jak zorganizowaliśmy nasz ostatni pobyt we Włoszech zwiedzając przy tym piękną i tajemniczą Bolonię, wygrzewając się w słońcu na plaży w Rimini i odwiedzając kolejne państwo z listy - San Marino.


    Pierwszy raz od bardzo dawna zdecydowałam się na wyjazd wypoczynkowy.. no dobra, może nie do końca, ale był czas na plażing i pływanie w morzu, piwkowanie wieczorem i jedzenie pizzy na śniadanie obiad i kolację, a także na nieco bardziej intensywne zwiedzanie. Jednak staraliśmy się w tym wszystkim znaleźć złoty środek tak, by każdemu w czasie tej podróży było przyjemnie (w końcu nie każdy jest stworzony do zwiedzania wszystkiego w biegu bez chwili wytchnienia i w drugą stronę - njie każdy jest stworzony do leżakowania cały dzień).


Punkt pierwszy: Bolonia

    W Bolonii wylądowaliśmy względnie późno i biliśmy się z myślami, czy zostać na noc w mieście i zwiedzić je z samego rana bez tłumów ludzi i dopiero pojechać do Rimini i tam spędzić kolejną noc, czy od razu w nocy transportować się do kurortu. 


Plusy zostania w Bolonii na noc:

  • szybsze pójście spać = bycie wyspanym
  • możliwość wstania względnie rano by mieć dla siebie całe miasto bez tłumów

Minusy zostania w Bolonii na noc:
  • 3x droższe noclegi niż w Rimini
 
   I chyba ten jeden minus zwyciężył nawet z droższym o 6€ biletem na pociąg do Rimini (około 5:30 był pociąg za 10€, a ostatni który mógł nas zabrać w nocy za 16€).



Punkt drugi: 3 noce w Rimini (z czego jedna na plaży).

    Tak, niestety na pierwszą noc do hotelu nie zostaliśmy wpuszczeni, bo jak się okazało, recepcja nie była czynna 24/7. No trudno. Poradziliśmy sobie inaczej i pierwszą noc, od razu po przyjeździe pociągiem do Rimini, spędziliśmy na leżakach na plaży, gdzie obudził nas niesamowity wschód słońca! Zmęczenie level 100 po całej podróży i średnio przespanej nocy, ale kolejne wspólne doświadczenie wpadło nam do kolekcji.

UWAGA: My mieliśmy przylot i wylot z tego samego miasta, ale można to zorganizować lepiej, niż my. Zaplanuj przylot do Rimini i wylot z Bolonii, by nie płacić 2 raz za przetransportowanie się pociągiem z i do Bolonii (lub odwrotnie). Oba miasta mają połączenia lotnicze z dużymi lotniskami w Polsce.

Punkt trzeci: wizyta w San Marino.

    San Marino to trzecie najmniejsze państwo w Europie. Wręcz uważam je za taką małą perełkę naszego kontynentu! Czy warto je odwiedzić? Jak najbardziej tak! Jak to zorganizować?

    W naszym przypadku najlepszym rozwiązaniem, które rekomenduję też Wam, jest wybranie się do Rimini i stamtąd przejazd autobusem do San Marino, które znajduje się 20 km dalej. przejazd zajmie Wam ok. 50 min. i kosztować Was to będzie 6€ w jedną stronę. Bilet najlepiej kupić w kiosku na wprost głównego wyjścia z dworca kolejowego w Rimini.

Protip: przyjdźcie na przystanek trochę wcześniej, bo ustawiają się tam ogromne kolejki i zdarzają się sytuacje, że nie wszyscy mogą wsiąść do autobusu.

Ile czasu spędzić w San Marino? Nam w zupełności starczyłyby 4  godziny i żałuję, że nie zdążyliśmy na wcześniejszy autobus. Pojechaliśmy około południa i zrobienie zdjęć w tych najbardziej popularnych foto-spotach graniczyło lekko z cudem... no dobra, kilka zdjęć udało się zrobić, więc nie było aż tak źle, ale na pewno nauczyło nas to cierpliwości. Rano sytuacja wyglądałaby zdecydowanie inaczej, poszłoby sprawniej i szybciej. Warto przemyśleć opcję noclegu w San Marino i wtedy wyruszyć na eksplorowanie terenów trzech wież z samego rana przy wschodzie słońca!

Punkt czwarty: powrót do Bolonii.

    Z San Marino jeszcze wróciliśmy do Rimini po całym dniu spacerowania, ale już następnego dnia po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do Bolonii by odkryć jej 7 sekretów! Kupiliśmy bilety na Tren Italia na najbliższy pociąg (taki trochę jak nasze koleje mazowieckie w Warszawie) za 10€ i po niecałych 2 godzinach byliśmy znów w Bolonii, stolicy regionu Emilia-Romania, gdzie serwują najlepsze spaghetti bolognese, szynkę parmeńską i parmezan!


    Zdecydowanie polecam Wam zwiedzanie miasta śladami 7 sekretów. Mieszkańcy mówią, że znasz miasto w momencie, gdy poznasz je wszystkie... Czy to prawda? Nie wiemy, ale zabawę miałam przednią. Bardzo lubię wszystkie rozrywki, gdzie trzeba się trochę wysilić, coś znaleźć, poszukać, porozglądać się, trochę jak mini gra miejska. W tym wpisie znajdziesz wszystkie wskazówki, jak poznać to miasto: 7 sekretów Bolonii.


Ile taki wyjazd nas kosztował w trakcie rozpoczynającego się sezonu? 

O tym przeczytacie w następnym wpisie💛 

#naszewłoskiewakacje


A jeśli nie wiesz, co zobaczyć w Bolonii, to pomoże Ci ten wpis: 7 sekretów Bolonii. Jak zwiedzić miasto inaczej?


San Marino

Bolonia — miasto 7 sekretów. Pomysł na zwiedzanie miasta.

    Bolonia często jest wybierana na bazę wypadową do pobliskich, pełnych uroku miejscowości. Jest świetnie skomunikowana z centralną częścią Włoch i zdecydowanie bez większego problemu - czy to pociągiem, czy samochodem dostaniemy się do takich miast jak Rzym, Wenecja, Florencja czy do pobliskiego kurortu wakacyjnego - Rimini, a stamtąd już do San Marino. Bolonia jest również przez wielu niedoceniana i raczej nikt nie bierze jej na poważnie podczas zwiedzania Włoch. A szkoda! Bo można ją zwiedzić w naprawdę niecodzienny i inny sposób, pobawić się chwilę w Sherlocka Holmesa i urządzić sobie małą grę miejską. Fani szukania wskazówek na pewno będą zadowoleni.


Ale zanim o tym, wróćmy jeszcze na chwilę do gwiazdy głównej - Bolonii. Co o niej wiemy? Jak mawiają:

Bolonia is a city you come to be local, not a tourist.

Słyszeliście kiedyś o trzech przydomkach Bolonii?

 — La Dotta - czyli uczona. Przydomek nadany ze względu na najstarszy uniwersytet na świecie, który znajduje się właśnie w Bolonii. Już samym prestiżem jest uczenie się na nim.

— La Grassa - tłusta. A wszystko to ze względu na przepyszne jedzenie! Bolonia w czasach uniwersyteckich wzbogaciła się o masę nowych przepisów kulinarnych. Do miasta ściągały tłumy młodych ludzi z całych Włoch i świata, a każdy ze sobą przywoził jakąś nową recepturę. 

— La Rossa - bo czerwona zabudowa. Ale nie tylko! Ponoć Bolonia w przeszłości miała powiązania z komunistami.

Bolonia jest stolicą regionu Emilia-Romania. Właśnie stąd pochodzi parmezan, szynka parmeńska, spaghetti bolognese czy ocet balsamiczny. Prawdziwa uczta smaków.


Ale wróćmy do sekretów miasta! Ile ich jest? Gdzie szukać? Co oznaczają?


1. Canabis protectio

    Sekret numer 1 to budzący dziś wiele kontrowersji napis "Canabis protectio" na jednym z portyków arkad. Słyszeliście stwierdzenie, że w Bolonii nigdy nie zmokniesz? Jest w tym dużo prawdy! Przez miasto przebiega aż 43 km arkad, czyli przejść pod budynkami. W każdym momencie można się pod nie schować i uciec czy to od deszczu, czy mocnego słońca. Ale o co chodzi z tym napisem? Ze średniowiecza zachował się w świetnym stanie napis "Il pane è vita, il cannabis è protezione, il vino è allegria" co oznacza: chleb życiem, marihuana ochroną, wino radością. W średniowieczu marihuana była jednym z najważniejszych produktów handlowych, bynajmniej do palenia. Wówczas tkano z niej wysokiej jakości tkaniny, które miały wówczas ogromną wartość.

    Większość turystów nawet nie wie, że przechodzi obok tego sekretu, jak my pierwszej nocy! Dopiero gdy wyruszyliśmy na "polowanie sekretów" zorientowaliśmy się, że przechodzimy obok tego miejsca już któryś raz.
Gdzie go szukać? Na skrzyżowaniu ulic Via Rizzoli i Via dell'Indipendenza, tuż w pobliżu Neptuna.


 2. Neptun

    ...a właściwie to jego kciuk! We wszystkich przewodnikach po Bolonii znajdziecie ten zabytek — fontannę z pomnikiem Neptuna. Znajduje się on w centralnej części Bolonii, jak większość jej zabytków. Dokładniej usytuowany jest po prawej stronie Piazza Maggiore, tuż obok Bazyliki św. Petroniusza. Ale do rzeczy! Gdy rzeźba została skończona, ówczesny kardynał miasta poprosił autora - Giambologna, by zmniejszył on rozmiar penisa owego posągu, ze względu na ścisłe reguły religijne panujące wtedy na świecie. Artysta zrobił o co go poproszono, ale mimo wszystko postawił na swoim i użył małego żartu


    Teraz, gdy staniecie w odpowiednim miejscu i pod odpowiednim kątem, dostrzeżecie, jak kciuk Neptuna optycznie łączy się z jego ciałem tworząc członek we wzwodzie.

    Co ciekawe — trójząb, który trzyma Neptun, został wykorzystany jako inspiracja do logo jednej z Włoskich marek samochodów - Maserati.

Szukajcie tego zjawiska optycznego przy schodach pod biblioteką.

 


3. Voltone del podestà

    Uważam, że ten sekret i atrakcja przebija wszystkie inne. Totalnie rozwaliło mi głowę! Jest to starodawny telefon. Małe skrzyżowanie pod sufitem przesyła dźwięk do drugiego skrzyżowania ścian po przekątnej. Niesamowite! W średniowieczu było wykorzystywane do spowiedzi trędowatych, a także do przekazywania tajnych informacji.

Szukaj lekko poczerniałych skrzyżowań ścian w przejściu pod Palazzo del Podestà.

4. Corte isolani e tre frecie

    Czyli trzy średniowieczne strzały w suficie. Dacie wiarę? My, dzisiaj, w XXI wieku, możemy sobie ot tak przejść się ulicą, podziwiać średniowieczną zabudowę i TRZY ŚREDNIOWIECZNE STRZAŁY, które sobie utknęły 500 lat temu w suficie i są po dziś dzień! Ja dostrzegłam jedną, ale i tak jestem ukontentowana tym odkryciem.


    Strzały oczywiście mają też swoją historię, a właściwie zakrawa ona o legendę. Pewien zamożny człowiek, gdy dowiedział się o zdradzie żony, postanowił zapłacić trzem łucznikom, by Ci pozbyli się jego żony, za jej haniebny czyn. Podczas egzekucji kobieta zrzuciła z siebie swe szaty, a wszyscy trzej łucznicy oślepieni pięknem jej ciała - chybili. Do dzisiaj strzały można podziwiać na stropie.

Gdzie ich szukać? Znajdź adres Strada Maggiore 26 i rozejrzyj się za drewnianym stropem.


5. Mała Wenecja

    Niegdyś bardzo popularne we włoskich miastach było budowanie kanałów - pomagało to oczywiście w transporcie produktów. Nie tylko Wenecja miała swoje mosty i kanały. Do dzisiaj możemy zobaczyć kilka pozostałości po nich nawet w Bolonii. Większość z nich już dawno została zburzona na rzecz parkingów czy mieszkań. Najbardziej rozpoznawaną jest "Mała Wenecja", czyli okienko na kanał
Szukajcie okienka przy ulicy Piella 16.

 


6. Rozbity wazon na Torre Asinelli

    Kolejny sekret znajduje się na szczycie większej wieży - Asinelli (nazwa prawdopodobnie pochodzi od nazwiska rodziny, która ją zbudowała i w niej mieszkała). Wazon symbolizował zdolność miasta do rozwiązywania konfliktów. Dziś jest tylko symbolem historycznym, z którego mieszkańcy są bardzo dumni. Wazon (Secchia) tak naprawdę znajduje się na Girlandinie w Modenie i już od siedmiu wieków trwa o niego spór.


7. Panum resis

    I ostatni sekret, którego nie zdążyliśmy zobaczyć, to napis wyryty na jednej ze studenckich ław, który ma symbolizować znaczenie kultury w życiu każdego człowieka. "Wiedza powinna być źródłem wszystkich decyzji."

Należy go szukać na jednej z uniwersyteckich ław w Palazzo Poggii przy Via Zamboni 33.


    Mieszkańcy mawiają — jeśli poznasz wszystkie 7 sekretów miasta, dopiero wtedy możesz powiedzieć, że je znasz. Życzę owocnego szukania sekretów, odkrywania miasta w zupełnie niecodzienny sposób i mam nadzieję, że podrzuciłam Wam fajny pomysł na wycieczkę!


    W następnych wpisach będzie więcej o tym, co zobaczyć, a także jak połączyć podróż do Bolonii, Rimini oraz 3ciego najmniejszego państwa Europy - San Marino. Będzie również osobny wpis o tym ILE TO KOSZTUJE.


A po więcej zdjęć zapraszam an instagrama @kiproo.

Bolonia, Włochy

Jordania za mniej niż 1000 zł na 5 dni!



Z początkiem marca udaliśmy się z Mateuszem do Jordanii, kraju pięknych budowli, zapierających dech w piersiach widoków oraz życzliwych i gościnnych ludzi. Jordania też nie należy do najtańszych kierunków podróżniczych, dlatego w dzisiejszym wpisie chciałabym pokazać Wam, jak można zaoszczędzić na takim wyjeździe i nie zbankrutować.


Jeśli jeszcze nie wiesz, jakich dokumentów potrzebujesz, żeby wjechać do Jordanii (z Polski), to koniecznie przeczytaj ten wpis: Jordania — to warto wiedzieć. Niezbędne dokumenty.


Loty

    Zacznijmy od najważniejszego, czyli od lotów. To, co dla jednych jest tanie, dla innych będzie drogie. Tak jest, było i będzie. Warto jednak wiedzieć, w jakich kwotach oscylują tanie bilety do Jordanii, zanim zdecydujecie się je zakupić. Czytałam dziś wpis na jednej z grup na facebooku, że Pani chce odsprzedać swój bilet do Ammanu z Poznania za uwaga - 1200 zł!!! Dla porównania, ja za bilety zapłaciłam 115 zł w obie strony (wylot z Krakowa do Ammanu, powrót natomiast z Ammanu do Modlina) od osoby. Jest różnica, prawda?


Wiza/Jordanpass

    Tutaj zaczynają się schodki. Żeby wjechać do Jordanii ze strefy Schengen potrzebujemy mieć wizę. Jednak Jordania wychodzi nam naprzeciw i wizę możemy zakupić już razem z Jordanpassem. Czym to jest? Jordanpass to taka jakby wejściówka na wszystkie płatne atrakcje w Jordanii. W skład Jordanpassa wchodzi też między innymi wiza i ostatecznie możemy sporo zaoszczędzić. Ceny różnią się tylko ze względu na ilość wejść do Petry. Koszt jordanpassa to niezmiennie 70 JOD (najtańsza wersja, czyli jedno wejście do Petry). 

    Dla przykładu — wiza kupiona osobno to koszt 40 JOD + pojedyncze wejście do Petry to koszt 50 JOD! Łącznie daje nam to 90 JOD, czyli po dzisiejszym kursie jest to około 550 zł (1 JOD = 6,12 PLN). Płacąc za Jordanpass oszczędzamy przynajmniej 20 JOD (jeśli zdecydujecie się na wycieczkę po pustyni i wiele innych atrakcji jak pustynne zamki czy zabytki w Ammanie to z pewnością przyoszczędzicie jeszcze więcej). Po dzisiejszym kursie 70 JOD to 428 PLN. No opłaca się.

    Tutaj tylko zostawię informację, że my zakupiliśmy 2 wejścia do Petry, przez co koszt Jordanpassu wzrósł do 75 JOD, a mój bank niestety policzył też sporą prowizję przy przewalutowaniu i trochę przepłaciłam, płacąc 504 zł.


Nocleg

    W tym przypadku, dla odmiany, noclegi w Jordanii nie należą do najdroższych (no chyba, że decydujemy się na hotel nad Morzem Martwym czy fancy hotel z basenem w Akabie). Jako osoba, która ceni sobie budżetowe wakacje, zdecydowanie częściej wybieram hostele. 

    Za nocleg na pustyni zapłaciliśmy uwaga — 13 zł za 2 osoby. Ciepła woda pod prysznicem, czysty i zadbany beduiński namiot, pełne wyżywienie (tradycyjna kolacja, śniadanie, herbata i szisza do woli). Przyznajcie, że taka cena aż brzmi nierealnie. Tutaj jednak trzeba wspomnieć, że Beduini zarabiają na wycieczkach po pustyni, ale sam nocleg pośrodku pustkowia, to piękne doświadczenie.

    Natomiast w Petrze za 2 noce zapłaciliśmy po 50 zł od osoby, co daje nam 25 zł na noc. Hostel znajdował się z 800 metrów od głównego wejścia do Petry, więc lokalizacja bardzo przystępna, zwłaszcza za taką cenę. My jednak zrezygnowaliśmy z drugiej nocy w hostelu na rzecz noclegu w jaskini... w środku Petry. Przygoda niezapomniana, i to bynajmniej przez widoki. Dziewczyny, nie chodźcie same na takie atrakcje. My dostaliśmy zaproszenie od jednego z "beduinów" z Petry. Jak się jednak okazało po powrocie, był to mężczyzna z kartoteką, który zgwałcił kilka turystek. Piszę to ku przestrodze. Niemniej — spaliśmy w środku Petry, wow.

    W Ammanie zapłaciliśmy 20 JOD za dwie osoby za noc. Było to jednak ogromne nieporozumienie. Żeby to zrozumieć i jakoś logicznie opisać, musiałabym stworzyć osoby wątek. Long story short - w Petrze poznaliśmy gościa, który zaprosił nas do swojego "brata" do Ammanu, który z kolei miał dać nam nocleg u siebie. Ostatecznie chciał wyciągnąć od nas trochę kasy i zapłaciliśmy te 20 JOD za - no krótko mówiąc - spelunę. Gdybyśmy wiedzieli, jak potoczą się wydarzenia, na pewno znalazłabym nam dużo tańszy nocleg. Dla zainteresowanych — na YouTube wisi vlog z tego dnia: Jordania, odcinek 4 — Czy już jestem bedouin princess?

    Okej, czyli za 4 noce w Jordanii wyszło nam około 120 zł za osobę.


Ubezpieczenie

    Czyli coś, co bywa sprawdzane na lotnisku przy odprawie celnej, ale i tak warto mieć. Zanim wybraliśmy się do Jordanii przeczytaliśmy, że kilku osobom sprawdzano ubezpieczenie, w którym był zapis po angielsku nt. ewentualnego zachorowania na Covid-19. Takie ubezpieczenie w najtańszej wersji kosztowało mnie 34 zł (jako osobę, która skończyła już 26 lat).


Transport

    Jordania nie jest wielkim krajem. Z Ammanu na pustynię Wadi Rum jest około 320 km. Te odległości pomiędzy atrakcjami są naprawdę niewielkie, ale mimo wszystko trzeba wziąć poprawkę na częstotliwość jazdy autobusów. Możecie też zdecydować się na transport taksówkami, które zawiozą Was w każde miejsce. 

    Jednak zdecydowana większość decyzuje się na wypożyczenie auta, co jest świetnym pomysłem - szczególnie jeśli jedziecie większą ekipą i możecie podzielić koszty podróży na kilka osób. My wybraliśmy AUTOSTOP, który działa w Jordanii fenomenalnie! Dlatego tutaj koszt podróży wyniósł nas 0 zł.


Internet

    Na lotnisku w Ammanie wybraliśmy najlepszą ofertę z sieci Umniah, która oferowała 30 GB internetu na 10 dni, za 10 JOD. Podzieliliśmy koszty na dwie osoby i mój telefon pełnił formę rutera (podobne rozwiązanie zastosowaliśmy z Marcinem w Kijowie). 10 JOD to było wówczas 65 zł (kurs był bardzo wysoki bo 1 JOD = 6.51 PLN).

    Przed kupnem karty sim polecam przejść się po wszystkich dostępnych stanowiskach trzech różnych sieci i porównać ich oferty. Często różnią się pod względem ilości dostępnych GB internetu do wykorzystania i ceną za taki pakiet.


Jedzenie

    Jak pisałam w poprzednim wpisie o Jordanii — mi podczas wyjazdów w zupełności starcza budżetowe jedzenie. W tym przypadku było podobnie. Podczas pobytu w Jordanii żywiłam się głównie zrolowanymi plackami wypełnionymi falafelem, frytkami i serem. Do tego w moim krwiobiegu na dobre zadomowiła się jordańska kawa z kardamonem i herbata z miętą. Koszt takiego placka to ok. 1-1,5 JOD, natomiast kawa ok. 1 JOD — nas tą kawą jednak poili wszyscy kierowcy, a herbatę podawali właściciele knajp co rusz proponując dolewkę "na koszt firmy".

    W Ammanie taki porządny obiad, czyli micha przyprawionego ryżu, dużo warzyw, surówek i mięsa, postawiły te szemrane typy, a obiad przygotowywany po beduińsku czyli masa warzy grillowanych na ognisku zjedliśmy w Petrze, tak wyszło, że też na koszt niepewnych mężczyzn.


Wycieczka po pustyni

    Taki trip jeepem z napędem 4x4 po pustyni to też nie najtańsza atrakcja. Normalnie usłyszycie cenę od 35 do 45 JOD (po dzisiejszym kursie to od 214 zł do 275 zł || 1 JOD = 6,12 PLN) . Jeśli połączycie wycieczkę z innymi osobami (bodajże maksymalnie do 6 osób w samochodzie) cena ostateczna za osobę będzie nieco niższa. My w ten sposób właśnie poznaliśmy Marka, którego później odwiedziliśmy w Szwajcarii. Jednak spróbowaliśmy też swoich sił w negocjacjach i ostatecznie zapłaciliśmy po 25$ za osobę, co wyniosło nas 112 zł za osobę!


Inne wydatki

    Do innych wydatków należą między innymi: zakup biletu na pociąg do Krakowa z Warszawy, skąd mieliśmy wylot = 68 zł bilet normalny, pamiątki m.in. przyprawy 6,7 zł, beduińska chusta za 3 JOD. Jednak tych kosztów nie biorę pod uwagę przy podsumowaniu podróży.


Ostateczne podsumowanie

    Za cały 5 dniowy pobyt w Jordanii (bez pamiątek, ale doliczając bilet do Krakowa) zapłaciłam 985 zł!!! Uważam to za bardzo dobrą cenę😉


PS Ja niestety do całego kosztu muszę doliczyć jeszcze 200 zł, bo zostaliśmy oszukani przez Mosaba z Ammanu i taksówkarza, ale o tym będzie ostatni vlog na moim kanale. Gorąco zachęcam do subskrybcji: Pies to zwiedzał.

Obejrzyj również całą serię vlogów z Jotrdanii!



Jordania

Jaką trasę wybrać na (pierwsze) Camino?

    Jest kilka szlaków prowadzących do Composteli i każdy z nich ma swoją nitkę pociągniętą w najróżniejsze zakątki świata. Różnią się długością, trudnością, popularnością, a także atrakcyjnością pod względem infrastruktury czy widoków. Zatem jaką trasę wybrać na swoje (pierwsze) Camino?

    Jeśli jeszcze nie wiesz, czym jest Camino de Santiago, koniecznie przeczytaj ten wpis: Camino de Santiago — historia, symbole, compostelka, credencial i sellos.


1. Camino Frances

    Jest to od wieków najpopularniejszy szlak prowadzący do grobu Świętego Jakuba, ale co ciekawe — nie powstał jako pierwszy. Już w średniowieczu zyskał ogromną popularność, dzięki czemu na trasie możecie zobaczyć (niemalże w każdej miejscowości) zabytki sięgające nawet XII wieku! Dzisiaj Camino Frances uważany jest za szlak tradycyjny i wybiera go aż 55% pielgrzymujących. Dlaczego "Frances"? Ponieważ szlak ten dzisiaj swój oficjalny początek ma w małej miejscowości St. Jean Pied de Port we Francji, leżącej u stóp Pirenejów... którymi zapewne będziecie maszerować, jeśli zdecydujecie się na ten szlak. Niegdyś początek drogi francuskiej był w uwaga — Paryżu!

    Szlak usytuowany jest w północnej części Hiszpanii i przebiega przez takie tereny jak Navarra, La Rioja, Castilla y León oraz Galicja. Różne źródła podają różną długość trasy i za najbardziej zbliżoną do prawdy uważa się 850 km — mowa tutaj o trasie od SJPDP do Santiago.

    Widokowo trasa jest bardzo zróżnicowana. Jeśli zdecydujecie się przejść całą odległość zaczynając we Francji, a tam wybierając trasę Napoleońską czyli szlak prowadzący przez Pireneje, to już pierwszego dnia zachwycicie się pięknem i mocą natury. Pierwszy dzień będzie nie tylko malowniczy, ale równie wymagający. Spore przewyższenia, zmieniająca się pogoda i temperatura w górach, czasem wędrówka po drodze asfaltowej, a czasem po luźno leżących kamieniach może okazać się ciężkim doświadczeniem. W połowie pielgrzymki doświadczycie zjawisko mesety, czyli bezkresnych pustkowi, ciągnących się aż po horyzont, bez drzew po drodze. Na tym płaskowyżu latem temperatury potrafią sięgać nawet do 40*C. Natomiast wchodząc do Galicji uderzy Was wilgotne powietrze, bujna roślinność i zieleń w każdym odcieniu. 

    Zdecydowanie polecam Camino Frances na swoje pierwsze Camino. jest to trasa, którą sama przeszłam, debiutując na drodze jakubowej.

Camino Frances

2. Camino del Norte

Czyli innymi słowy — Droga Północna, zwana też Camino de la Costa czy Ruta de la Costa. Swój początek ma w Kraju Basków (Pais Vasco) w mieście San Sebastian. Szlak wymagający ze względu na swoje ukształtowanie terenu. Ciągnie się nadmorskim wybrzeżem przez Kraj Basków, Kantabrię, Asturię i w końcu przez Galicję. Panuje tam duża wilgotność powietrza, dzięki czemu na swojej trasie zobaczycie przepiękną roślinność.

    Jak już wspomniałam, szlak ten jest wymagający przez częste wzniesienia na drodze. Wynagrodzą Wam to jednak widoki na każdym kroku — z prawej strony Zatoka Biskajska, natomiast z lewej Góry Kantabryjskie Prawdopodobnie jest to najpiękniejsza widokowo trasa ze wszystkich szlaków Camino. W przeciwieństwie do pozostałych szlaków w Hiszpanii - ten często biegnie drogami asfaltowymi.

    Na tym szlaku spotkacie zdecydowanie mniej pielgrzymów, a co za tym idzie - infrastruktura również będzie mniej rozwinięta (mniejsza ilość albergue i miejsc do spania). Według informacji, które udało mi się ustalić, odległość ostateczna z miejscowości San Sebastian do Santiago to widełki między 820 km, a 1115 km.

Camino Frances

3. Camino Primitivo

    Ulubiony szlak wszystkich Hiszpanów! Nie należy do najdłuższych (314 km), ale wiedzie przez wymagające tereny, więc wielu pielgrzymom może sprawić trudności. Co ciekawe, Primitivo nie tłumaczymy, że szlak jest prymitywny (bo tak by wychodziło pierwsze skojarzenie), jest to natomiast szlak pierwotny. Powstał jako pierwszy, gdy reszta Hiszpanii była pod panowaniem Maurów. Tą drogą wędrowali pierwsi pielgrzymi już w IX wieku. Jak głosi legenda — wędrowanie tą drogą zapoczątkował sam Król Austrii Alfons II Cnotliwy.

    W dużej mierze szlak ten prowadzi przez tereny górzyste, czasem przez pola i drogi szutrowe. Całość dopełnia niesamowita zieleń tamtejszej roślinności. Warto wziąć pod uwagę swoje umiejętności podczas wyboru tej trasy, gdyż odcinki nierzadko bywają długie z wieloma wzniesieniami po drodze.

Camino Frances


4. Camino Ingles

Wędrówkę tym szlakiem zapoczątkowali pielgrzymi pochodzący z Wielkiej Brytanii,  Irlandii czy krajów skandynawskich, jak Norwegia, Finlandia czy Szwecja, dopływając łodziami do takich miejscowości jak Ferrol (119 km) czy A Coruña (75 km). Stąd też się wzięła nazwa szlaku Camino Ingles, co oznacza Drogę Angielską. Jest to najkrótszy szlak spośród wszystkich tras na Camino de Santiago.

    Okej, wiemy już, że trasa z A Coruña liczy sobie 75 km, więc czy dostaniemy compostelkę po przejściu tego szlaku wiedząc, że trzeba spełniać warunek przemarszu 100 km? Tak! Od niedawna istnieje opcja otrzymania compostelki z tego szlaku, ale trzeba spełnić kilka warunków:

  • pielgrzym musi przejść brakujące 25 km w swoim kraju;
  • musi odwiedzić miejsce kultu związane ze Świętym Jakubem w swoim kraju;
  • pokonać 75 km z A Coruñi do Santiago de Compostela;
  • posiadać i posługiwać się oficjalnym credencialem (co to credencial? przeczytaj TUTAJ)
  • zbierać minimum 2 pieczątki dziennie
    Kiedy ruszyć na szlak Camino Ingles? Sezon na tym szlaku trwa od kwietnia do października. Poza sezonem częściej spotkamy deszcz, lecz raczej nigdy śnieg. 
    Zdecydowanie można brać szlak angielski pod uwagę planując swoje pierwsze Camino.
Camino Frances


5. Camino Portuguese
    Camino de Santiago to nie tylko szlaki hiszpańskie. Poza głównymi, wymienionymi wyżej, które mają swoje kontynuacje dalej w Europie i dziś już można zacząć pielgrzymkę z każdego miejsca w Europie, istnieje również główny szlak portugalski. Ma on trzy warianty — najkrótszy centralny (ok. 225 km
), następnie de la Costa (ok. 325 km) prowadzący wzdłuż wybrzeża, często odbijający wgłąb lądu, oraz Litoral, który prowadzi przy samym oceanie.
    Jest to najpopularniejszy szlak, zaraz po Camino Frances, wśród pielgrzymów z całego świata. Większość z nich swoją wędrówkę rozpoczyna w Porto, ale również i z Lizbony czy z Faro. Ponadto szlak ten jest niesamowicie piękny (osobiście nie byłam, ale tak powiadają Ci, którzy go przeszli). Nie raz zachwyci Was piękno trasy, zwłaszcza podczas odcinków nadbrzeżnych. Trasa jest w głównej mierze płaska, przez co będzie zdecydowanie lepsza dla osób, które nie czują się na siłach wybrać szlaków przez górzyste tereny.

___________
Drogi Czytelniku — a Ty którą trasą planujesz wyruszyć na Camino?

Hiszpania

Camino de Santiago — historia, symbole, compostelka, credencial i sellos.


Camino znaczy droga, Santiago z hiszpańskiego oznacza natomiast imię - Jakub, lub jak kto woli Sant Iago — Święty Jakub. Dlatego Camino de Santiago to oficjalna nazwa szlaku pielgrzymkowego przez Hiszpanię do grobu św. Jakuba Starszego Apostoła. Grób ten z kolei (jak podają wierzenia), znajduje się w Galicji, a dokładniej w miejscowości Santiago de Compostela. Nazwa Compostela ma swoje korzenie w łacińskim wyrażeniu "campus stellae" — pole gwiazd.

Jest to niesamowite powiązanie z wizją pustelnika o imieniu Pelayo, który w 813 roku, podczas nocnych wędrówek ujrzał deszcz spadających gwiazd na pobliskie wzgórze. Zdumiony tym zjawiskiem pobiegł na miejsce wskazane przez gwiazdy i ujrzał spoczywające na ziemi szczątki, jak się okazało — św. Jakuba, jednego z 12-tu Apostołów Chrystusa, brata samego Ewangelisty Jana.

Święty Jakub zginął w 44 roku i po jego śmierci dwóch uczniów przewiozło jego ciało łodzią prowadzoną przed aniołów do miasta Iria Flavia, dzisiejszego Padron znajdującego się na trasie portugalskiej (więcej o trasach później). Szczątki zostały pochowane dokładnie tam, gdzie osiem wieków później odnalazł je Pelayo.

Gdy Król Alfons dowiedział się o odkryciu, postanowił zlecić wybudowanie kaplicy we wskazanym miejscu, a następnie ufundował jej powiększenie, chcąc przyciągnąć jak najwięcej pielgrzymów z całego świata.


Złoty wiek pielgrzymek do Santiago de Compostela rozpoczął się wraz z budową romańskiej katedry w 1078 roku. Najbezpieczniejsza i jak się dzisiaj uważa — pierwotna trasa Camino de Santiago przebiegała wzdłuż dzisiejszej Camino del Norte i Camino Primitivo. Dopiero nieco później zostaje opracowana trasa Camino Frances przez króla Sancho Wielkiego i Alfonsa VI, przebiegając przez ich terytoria dzisiejszej Navarry i Leon, po wyzwoleniu terenów spod władzy Maurów.

By zwiększyć bezpieczeństwo na szlakach i tym samym zachęcić pielgrzymów do wędrówki (a za tym szło osiedlanie się ludzi wzdłuż szlaków, rozwój miast i gospodarki, zwiększenie populacji kraju, co miało znaczny wpływ na obronę terytorium przed Maurami) budowano na szlakach kościoły, klasztory, szpitale, mosty — w większości tę infrastrukturę można podziwiać po dziś dzień.



Symbole
Współcześni pielgrzymi idący szlakami do Santiago, podążają za żółtymi strzałkami oraz muszlami umieszczonymi w przeróżnych miejscach na drodze. To niesamowite, jak wędrowcy ufają zwykłym znakom i strzałkom kierującym do samego Świętego Jakuba.

Dlaczego muszla? Otóż pielgrzymkowy szlak nie miał swojego końca w Santiago de Compostela. Ciągnął się jeszcze przez kolejnych 100 kilometrów, do średniowiecznego "końca świata", czyli dzisiejszego przylądka Fisterra (pol. Finisterra). 

W czasach pierwszych pielgrzymek nie wystawiano Compostelki, czyli znanego nam z czasów obecnych dokumentu potwierdzającego przebycie drogi. Pielgrzymi musieli w inny sposób potwierdzić swoją wędrówkę. Udawali się do Fisterry, gdzie ocean spotyka się z ziemią. Na znak odbytej pokuty i oczyszczenia z grzechów, palili swoje ubrania na pobliskiej plaży, zostawiając za sobą wszystko to, co materialne i złe. Miało to wydźwięk mocno symboliczny i jakże prawdziwy. Ale to nie wszystko. Po zakończeniu tego obrządku, pielgrzymi zabierali z plaży muszlę, charakterystyczną dla tego regionu. Zabierali ją ze sobą do swoich domów na znak ukończenia drogi. W ten sposób muszla, jako symbol, szybko zdobyła rozgłos, a przez kolejne wieki zaczęła być wykorzystywana jako oficjalny symbol drogi Świętego Jakuba.

Compostelka
To nic innego, jak dokument potwierdzający przebycie drogi. Już w średniowieczu wystawiano pierwsze Compostelki na znak ukończenia trasy. Dokument był sporządzany ręcznie, na starym pergaminie, pisany po łacinie, w którym były zawarte takie informacje jak imię i nazwisko pielgrzyma, a także data jego otrzymania, czyli dzień dotarcia do Santiago de Compostela. W czasach obecnych, by otrzymać Compostelkę, należy przejść minimum ostatnie 100 km, dlatego wiele osób startuje z miejscowości Sarria, znajdującej się w Galicji na trasie Camino Frances i tam rozpoczyna swoją wędrówkę (100 km to około trzy dni marszu).

Samo przejście drogi nie wystarczy, by otrzymać Compostelkę. Po drodze trzeba zbierać sellos (pieczątki) do swojego credenciala (paszportu pielgrzyma). Przez całą trasę wystarczy jedna pieczątka dziennie, natomiast na ostatnich 100 km - minimum 2 pieczątki dziennie.


Czym jest credencial?
To paszport pielgrzyma, który nabywamy na samym początku trasy. Jego koszt to około 2€ i możemy go kupić między innymi w punktach pielgrzyma/biurze pielgrzyma. Naszym zadaniem jest zbieranie po drodze sellos, czyli pieczątek. Ich zadaniem jest potwierdzenie, że całą trasę idziemy o własnych siłach, a nie podjeżdżamy. Na ich podstawie jest wydawana Compostelka, a także dla chętnych certyfikat przejścia konkretnej liczby kilometrów, również sporządzony po łacinie (dodatkowo płatny).

Gdzie szukać sellos?
Wcześniej wspomniane sellos, to z hiszpańskiego pieczątki (podwójne "ll" czytamy jako "j", czyli sejos). Wiele osób zastanawia się, gdzie ich szukać, a to nic prostszego! Takie pieczątki znajdziemy dosłownie wszędzie. Z doświadczenia polecałabym szukać przede wszystkim w tych zabytkowych kościołach, które znajdują się na trasie - mają najpiękniejszy design. Ponadto znajdziecie je w biurach pielgrzyma, punktach informacji, jeśli jesteście w małej miejscowości to pytajcie w knajpach i barach, na policji, w przydrożnych straganach. Osoby nocujące w albergach (schroniskach) będą mogły nabyć pieczątkę na miejscu w recepcji.

––––––––––––

Co dla Was jest największym zaskoczeniem z tego wpisu? Wiedzieliście o tych wszystkich symbolach związanych z drogą Świętego Jakuba?
Hiszpania