Obsługiwane przez usługę Blogger.

Blondynki autostopem przez Turcję. Czy to bezpieczne?

W tym wpisie postaram się Wam, najlepiej jak potrafię, przybliżyć moje poczynania na tureckich drogach w celu zwiedzenia największych perełek tego kraju nie płacąc za transport, jak najmniej za wyżywienie i oczywiście jak to starałam się maksymalnie ciąć koszty nawet przy noclegach. Żeby wpis był kompletny, dam z siebie wszystko i mam nadzieję, że mi się uda, cokolwiek wykrzesać z mojej pamięci i przeliczyć te wszystkie przebyte kilometry... a będzie ich sporo jak na weekendowe podróżowanie. Weźcie kubek kawy lub herbaty, usiądźcie wygodnie i cieszcie się lekturą ❤️
Pewnie spytacie... Dlaczego autostop?
Myślę, że odpowiedź na to pytanie i tak większości nie jest obca, ale tym, którzy mnie jeszcze nie znają lub poznali stosunkowo niedawno postaram się przybliżyć moją ideę autostopowania. Otóż w lipcu 2019 roku wybrałam się do Norwegii na samotnego autostopa. Tak mi się spodobała ta forma podróży, że wyjeżdżając do Turcji na erasmusa już wiedziałam jak będę zwiedzać ten kraj. Autostopu nie traktuję jedynie jako darmowej przejażdżki, ale jako poznanie nowych i częściej niż mogło by się wydawać interesujących osób. Ci ludzie naprawdę mają coś do powiedzenia, a do tego postanowili mnie z jakiegoś powodu zabrać. To przesympatyczne uczucie, szczególnie w Turcji, gdzie Twoi kierowcy biorą od Ciebie numer, mówią, że w razie co MASZ do nich dzwonić, a później się zamartwiają i wypisują co godzinę czy wszystko ok. I takich było tych dwóch poniżej...
Z tym zdjęciem wiąże się ciekawa historia... ponieważ to był nasz pierwszy autostop w Turcji. W przeddzień wyjazdu, o godzinie 22 spytałam znajomych z erasmusa, czy nie wybralibyśmy się jutro do Kapadocji na stopa. Bez wachania się zgodzili, spakowaliśmy manatki i już o 6 rano byliśmy gotowi na nowe! Ale dążąc do meritum... Tych dwóch sympatycznych panów zabrało nad w jedną stronę ponad 600 km w stronę Kapadocji, a w czasie naszej drogi powrotnej... znów się spotkaliśmy! I zabrali nas kolejne 400 km w stronę domu. Świat jest mały i wypełniony takimi dobrymi ludźmi!

Pewnie chcielibyście poznać facjaty moich kompanów. Na samym początku podróżowałam (do Kapadocji i Pamukkale) z Ilya i Vladem - to dwójka chłopaków pochodzących z Białorusi, ale studiujących na mojej uczelni. Poznaliśmy się już na miejscu wychodząc okazjonalnie na shishę, a później mając wspólne zajęcia. Poza Kapadocją i Pamukkale zobaczyliśmy również Kas, Marmaris, Fethiye i Denizli.
Od lewej: Ilya, ja, Vlad
Z kolei gdy chłopaki zaczęli narzekać na brak funduszy na wyjazdy, odezwała się do mnie Marcela, która już miała za sobą kilka autostopów po Europie. Był siódmy dzień tygodnia, cisza i spokój, pierwszy raz miałam przerwę między wyjazdami. My, jako niedzielne turystki, pożałowałyśmy 190 lir na autobusowy bilet. Małe, portowe miasto, złociste plaże i pozostałości po starożytnym mieście. Spacer po starówce, kawa w nadmorskiej restauracji, kilka fotek i do domu. Tak też rozpoczęła się moja przygoda z Marcelą👇🏼
Od lewej: ja, Marcela
Z Marcelą zwiedziłyśmy kawał Turcji chwytając się tych niemożliwych planów, by ostatecznie z całym powodzeniem je zrealizować. Razem byłyśmy w Side, Izmirze, Alacati na windsurfungu, na mistycznej górze Nemrut (ponad 1000 km i 30 h podróży w jedną stronę...), w miasteczku Kahta, gdzie wzrokiem byłyśmy oblegane przez większość mężczyzn, w Sanliurfa i na najnowszym wykopalisku archeologicznym, do którego zjeżdżali się sami tubylcy (nas zabrali nasi kierowcy), nad jeziorem Salda, w Adanie, Alanyi i Ankarze. Mamy co wspominać😉

Ale w Ankarze byłyśmy we trzy. Dołączyła się do nas Ola, współlokatorka i przyjaciółka Marceli. Ale przedtem z Olą byłyśmy we dwie stopem w Stambule. Poznajcie Olę👇🏼
Nasza trójka w Ankarze. Od lewej: Ola, Marcela, ja.
Tu z naszymi kierowcami, których znacie już ze zdjęcia wyżej.

Spanie na autostopie, czyli podróż za 30 zł
Kwestia spania na autostopie w Turcji w dodatku z kompanami w podróży wcale nie jest taka problematyczna, za jaką można by ją uważać. Tak, jak z dziewczynami zazwyczaj próbowałyśmy zachować ostatki godności człowieka szukając czegokolwiek na couchsurfingu, tak z chłopakami było różnie... chociaż z Marcelą też nie jesteśmy lepsze😂 ale od początku. 

1. By zaoszczędzić na noclegu robiliśmy różne dziwne rzeczy... Raz z chłopakami chcieliśmy spać na plaży, ale wieczory robiły się już chłodne, a my nie zabraliśmy ze sobą zimowych ciuchów. Dlatego też jeden z naszych noclegów (w Fethiye) był w jakiejś indiańskiej lub innej magicznej chatce, w której odbywały się różne dziwne tańce. Ale nie ma tego złego, właściciele restauracji, do których należała, bez problemu się zgodzili, zapewniając nam najlepsze warunki (dostaliśmy koce, prąd itp.).

2. Kolejny nocleg, na pewno się zdziwicie - był na wystawie sklepu meblarskiego. To wyszło zupełnie przypadkowo, ale byliśmy już turbo zmęczeni i sfrustrowani, ponadto bez jakiegokolwiek odbioru z couchsurfingu, w centrum miasta. Kanapy znajdowały się pod plandeką i dodatkowo "wyposażone" były w poduszki, nie mogło być lepiej 😀

3. Ten przykład będzie należał raczej do tych hardcorowych, a osobom o słabych nerwach radzę nie czytać 😂Ja wiem, że dziewczynom tak nie wypada i tak dalej, ale miałyśmy krytyczną sytuację, którą przeżyłyśmy z uśmiechem na ustach i do dziś wracają nam miłe wspomnienia. Jechałyśmy wtedy na wschód Turcji, żeby wejść na mistyczną górę Nemrut. Najpierw spałyśmy w Adanie na stacji autobusowej (pierwsza noc bez kąpieli), później, pod samą górę podwiózł nas właściciel restauracji, która znajdowała się pod szczytem i tam też spędziłyśmy kolejną noc w holu restauracji bez ogrzewania (druga noc bez kąpieli), następnego dnia weszłyśmy na szczyt na wschód słońca, a po drodze złapałyśmy stopa. Panowie zabrali nas w kolejne świetne miejsce na mapie Turcji - na wykopaliska archeologiczne w miejscowości Sanliurfa. Trochę się z nimi zasiedziałyśmy i nei było szans, żebyśmy wróciły do Antalyi na czas. Zabrali nas 500 km do Adany, a później wsadzili nad w autobus (wiem, że chcieli dobrze, ale wyszło im jak zwykle😂), w którym spędziłyśmy kolejną noc bez kąpieli. Do domu dojechałyśmy następnego dnia o godzinie 14... 4 dni bez kąpieli!🤦🏼‍♀️

Jak widzicie, noclegi wychodzą całkowicie spontanicznie i to jest super, to poczucie niewiadomej, a zarazem świetnej podróży i niezwykłych przygód. Taka otwartość na różne sytuacje wzbogaca nas o nowe doznania.

Ale jak już było wcześniej wspomniane, czasem zdarzało nam się zachować resztki człowieczeństwa i spałyśmy z dziewczynami na couchsurfingu.
Izmir
Chwilę przed tym noclegiem jechałyśmy z naprawdę niefajnymi typami. Jeden z nich zaczął nas dotykać po kolanach, próbował wymusić sytuację sam na sam. Postawił nas w mega niefajnej sytuacji, a nie mogłyśmy tak po prostu sobie uciec. Na szczęście wyszło wszystko dobrze i trafiliśmy do tego przesympatycznego gościa, który zapewnił nam najwyższy poziom bezpieczeństwa, o jakim mogłyśmy tylko marzyć.
Stambuł
U Buraka i jego rodziny w Stambule (o tym mieście więcej przeczytacie w tym wpisie: Stambuł | 3 dni w największym mieście Europy) spędziłyśmy z Olą aż trzy dni. Burak to sympatyczny chłopak z ogromną potrzebą planowania i układania cudzego dnia 😜 Ale mimo to pokazał nam ciekawe zakątki Stambułu opowiadając nam fajne historie. Sam autostopuje po Europie i nawet kilka razy był w Polsce, także opowiedział nam wiele anegdot związanych z przemieszczaniem się autostopem naszym kraju.
Czy to bezpieczne?
Pytanie, które chyba każda podróżująca dziewczyna usłyszała od swoich rodziców, krewnych czy znajomych - czy to bezpieczne? Tak, jak mogliście zauważyć z powyższych historii... no nie zawsze. My, podczas łapania stopa oraz przy wsiadaniu do cudzego auta, starałyśmy się zachować wszystkie środki ostrożności, ale jak wiadomo, nie zawsze jest to możliwe. Bywało tak, że byłyśmy pośrodku niczego, dobiegał zmierzch, a my bardzo potrzebowałyśmy znaleźć się pośród cywilizacji - stąd też łapanie się brzytwy i wsiadanie do auta podejrzanych typów (jak tych z Izmiru). Kolejna sytuacja: złapał nas okropny deszcz, my marzymy o tym, żeby znaleźć się już w jakimś aucie. Zatrzymuje się kierowca ciężarówki i mówi, że nas podwiezie. Po chwili mówi coś po turecku, koleżanka odpowiada tureckim "tamam" oznaczającym "dobrze", a po chwili on zaczyna się do niej dobierać. My w szoku o co chodzi. Po chwili rozmowy na translatorze, ku naszemu zdziwieniu, zrozumiałyśmy, że kierowca po turecku spytał "czy chcemy uprawiać seks za piwo", a koleżanka nieświadomie wtedy odpowiedziała mu "tamam"...

Nigdy nie wiadomo, co może się nam przytrafić, dlatego warto najpierw dać komuś ze swoich bliskich namiary, gdzie aktualnie się znajdujesz, ewentualnie wysłać tablice rejestracyjne auta, do którego wsiadasz. W Turcji też się przyda wplatanie w rozmowę, że masz chłopaka/narzeczonego/męża - nie zawsze ich to odstrasza, ale często zdarza się być pomocne w uniknięciu niechcianych sytuacji. Powiedziałabym również, żeby nie łapać stopa w nocy, ale ja się niezbyt stosowałam do tego mojego własnego "przepisu".

Odpowiadając jednak na pytanie "Czy to bezpieczne?" w stu procentach nie mogę stwierdzić ani za jedną, ani za drugą kwestią. Jedyną słuszną odpowiedzią będzie sformułowanie "to zależy". Zależy od wielu czynników. Uwierzcie mi, nie jeden facet mi to w Turcji powtarzał, że "tutaj mężczyźni są spragnieni kobiet", co rozumiem, bo to mocno wiąże się z ich wyznaniem. Dlatego też pamiętaj, jeśli chcesz dbać o swoje bezpieczeństwo na autostopie przemierzając Turcję - nie bądź wyzywająca, nie podrywaj facetów, bądź rozważna w tym co robisz, jak to robisz i co mówisz :) Większość z nich to spoko goście, ale kulturowo różniący się od nas. W większości przypadków wyjście na kawę dla nich może być wiążące, a dla nas, kobiet z Europy, wyjście na kawę, to po prostu wyjście na kawę.
My na szczęście na tych dziwnych wariatów trafiałyśmy dość rzadko, co nie oznaczało, że się nie trafiali. Ale proszę, na rozluźnienie atmosfery, zdjęcie z przesympatycznym kierowcą!

Podsumowanie, czyli gdzie byłam i co widziałam
Uważam, że zobaczyłam wiele. Nie wszystko, ale sporo. Podróżowałam i w pełnym słońcu, gdy temperatura na termometrach pokazywała blisko 35*C, czasem byłam przemoknięta do suchej nitki, zdarzało się zmarznąć podczas snu, gdy na zewnątrz panowała temperatura bliska zeru. Mieszkałam na samym południu kraju, przejechałam całe zachodnie wybrzeże Turcji, od Antalyi aż po Stambuł na północ. Byłam też przy samej granicy z Syrią, co daje kolejne setki kilometrów na wschód kraju.

Łącznie odbyłam 7 wyjazdów weekendowo-autostopowych. Odwiedziłam takie miasta, miejscowości oraz miejsca, jak: Kapadocja (Göreme) Konya, Manavgat, Kas, Fethiye, Marmaris, Pamukkale, Denizli, Side, Jezioro Salda, Efez, Izmir, Alaçati, Alanya, Adana, Kahta, Góra Nemrut, Sanliurfa, Stambuł i Ankara. W wielu z tych miejsc byłam po dwa razy. 

Przejechałam 7265 km. Najmniejsza odległość (dzienna) wynosiła 146 km (Side, miasto oddalone od Antalyi o 73 km), a największa odległość wynosiła 1117 i 1194 (do i z Góry Nemrut).

Nasze wydatki wahały się często od 30 do 100 zł za całą podróż (3-dniową łącznie).

Mam nadzieję, że choć trochę przybliżyłam Wam nasze tureckie zmagania na drodze, a gdyby zrodziły się niewyjaśnione lub niezrozumiałe kwestie, to pamiętajcie, że zawsze możecie pytać, najlepiej w komentarzach lub prywatnie na instagramie :)