Obsługiwane przez usługę Blogger.

36. absolutnie najlepszych ciekawostek o Londynie!

Marzeń nie powinno się odkładać. Za to powinno się odkładać na marzenia, a później je spełniać! Tak też było w tym przypadku. Londyn marzył mi się od dawien dawna i to największe marzenie, by zwiedzić go śladami Harrego Pottera, spełniłam w swoje 22 urodziny. Wraz z moją siostrą i przyjaciółką przemierzałyśmy ulice tego gwarnego i zatłoczonego miasta w poszukiwaniu elementów z serii kultowych książek, jak i filmów o chłopcu, który przeżył⚡️

Dziś mamy 22 grudnia 2020 roku. Od kilku dni Polskę obiegają informacje, że nasz kraj wstrzymuje loty z Wielkiej Brytanii. Dlatego dziś wrzucam zdjęcia z tej wiekowej podróży, a wraz z nimi ciekawostki na temat Londynu. Mam nadzieję, że spędzicie miły czas podczas czytania tego wpisu i że dostarczy Wam niecodziennych informacji na temat tego miasta.
1. Podejrzewa się, że nazwa miasta -Londyn- pochodzi ze zlepku słów pochodzących z języka celtyckiego i oznacza "szeroką rzekę". Jednak bardzo często mówi się też o legendzie, która mówi, że nazwa miasta wywodzi się od mitycznego władcy celtyckiego plemienia Trinovantes, króla Luda. To on miał założyć i rozbudować wioskę, która po jego śmierci została nazwana Kaerlundein, czyli miasto Luda. Finalnie miała zostać przekształcona w rzymskie Londinium.

2. Jeden z najbardziej absurdalnych przepisów pochodzi właśnie z Londynu. Otóż jest nim zakaz umierania w Pałacu Westminsterskim. Budynek ten przynależy do pałaców królewskich, więc każdy, kto by w nim umarł, musiałby mieć odprawiony pogrzeb państwowy.

3. Inny ciekawy zapis z 1313 roku dotyczący Pałacu Westminsterskiego, który do tej pory prawdopodobnie nie został zniesiony, mówi o zakazie wchodzenia do pałacu w zbroi rycerskiej.

4. Do chwili, w której Wielka Brytania opuściła UE, aglomeracja Londynu była największą aglomeracją miejską, ze wszystkich aglomeracji w UE. W obszarze Londynu mieszka ponad 14 mln. osób.

5. Według danych pochodzących z 2011 roku, prawdziwi Brytyjczycy stanowią 44.89% mieszkańców Londynu.

6. Londyńskie metro jest najstarszym na świecie, które swoją działalność rozpoczęło w 1863 roku. Obecnie liczy sobie 11 linii, 270 stacji i 402 km. Każdego dnia z metra w Londynie korzysta 3,5 mln. osób.

7. W 1998 roku w londyńskim metrze odkryto nowy gatunek komara! Według naukowców powstał on dlatego, że ówczesne komary żywiły się krwią ptaków zamieszkujących metro podczas jego budowy.

8. O lewostronnym ruchu w Londynie słyszał chyba każdy, ale czy wiedzieliście, że na jednej ulicy obowiązuje ruch prawostronny? Ulica ta znajduje się tuż przy hotelu Savoy. Dzieje się tak, by ułatwić pracę taksówkarzom, którzy najpierw wysadzają gości, którzy udają się do Teatru Savoy znajdującego się po prawej stronie ulicy, a następnie odbierają gości czekających pod hotelem.

9. W 1666 roku w Londynie wybuchł Wielki Pożar, który strawił 70 000 z 80 000 domów! Ponoć śmierć poniosło jedynie 6 osób, z czym badacze wciąż się spierają i uważają, za mało wiarygodne. Ponadto dzięki temu miasto uporało się z panującą wówczas epidemią dżumy.

10. Londyn jest najczęściej odwiedzanym miastem świata! W 2018 roku odnotowano 20 420 000 odwiedzających turystów!!! Samo miasto liczy prawie 9 mln. mieszkańców.
11. Czy wiedziałeś, że... Big Ben to wcale nie jest zegar czy owa wieża? Big Ben jest dzwonem znajdującym się w wieży zegarowej, która nazywa się "Elizabeth Tower". Co ciekawe londyński zegar nie zawsze pokazuje dokładną godzinę. W 1949 roku spóźnił się 41 minut, czego powodem było stado ptaków siedzących na wskazówce odpowiedzialnej za minuty. Natomiast w 1962 roku Londyńczycy przywitali Nowy Rok 10 minut później. Tym razem przez zalegający śnieg na wskazówce.

12. Od 1 września 1939 roku podjęto decyzję o wyłączeniu oświetlenia na całej wieży, by nie ułatwiać namierzania celów niemieckim pilotom bombowców. 10 maja 1941 podczas bombardowania Londynu zostały uszkodzone 2 z 4 tarczy zegara. W czasie wojny, codziennie przed godziną 21.00 w radiu był transmitowany dźwięk dzwonów - była to symboliczna minuta dla uczczenia tych, którzy zginęli na froncie.

13. Wstęp na Elizabeth Tower mają jedynie osoby z brytyjskim paszportem. Co ciekawe to nie koniec komplikacji, bo na takie zwiedzanie można czekać nawet to 6 miesięcy. Wycieczki odbywają się 3 razy dziennie po 16 osób w grupie.

14. Stolica Anglii w 2016 roku uplasowała się w rankingu na najdroższe miasto do życia na 6. miejscu!

15. Szacuje się, że mieszkańcy miasta komunikują się w ponad 300 językach.

16. W Londynie znajduje się ponad 240 muzeów oraz mniejszych galerii sztuki. Jednym z najchętniej odwiedzanych jest Tate Modern, czyli muzeum sztuki nowoczesnej. Do większości muzeów wejdziemy za darmo.

17. Najwyższym budynkiem nie tylko w Londynie, ale i w całej Wielkiej Brytanii jest The Shard. Wieżowiec wznosi się na 309,6 m. W bardziej pochmurne dni nie widać jego czubka.

18. Londyn, w porównaniu do Warszawy, jest 3 razy większy pod względem zajmowanej powierzchni, a także zamieszkuje go blisko 5 razy więcej osób.

19. Dawniej planowano, aby londyńskie metro ciągnęło się aż do Paryża!

20. W samym Londynie przechowuje się złoto o wartości prawie 250 miliardów dolarów, co stanowi 20% złota łącznie posiadanego przez wszystkie kraje!
21. Pod adresem 23-24 Leinster Gardens znajduje się nietypowy budynek... lub raczej coś, co go skutecznie przypomina. W 1868 roku podczas budowy metra konieczne było wyburzenie jednego budynku w dość prestiżowej dzielnicy. By nie psuć wizerunku kamienicy dobudowano fasadę, w której znajdziemy okna, parapety, drzwi... ale na próżno szukać klamek czy dzwonka przy drzwiach :)

22. Podczas II WŚ Niemcom nie udało się podbić Wielkiej Brytanii, dlatego tez stanowiła ona siedzibę krajów podbitych m.in. Francji, Belgii, Holandii, Norwegii oraz Polski.

23. W 1952 roku miejsce miał "wielki londyński smog", przez który od 5 do 9 grudnia zginęło 12 tysięcy londyńczyków! Widoczność w stolicy Anglii była wtedy ograniczona do 1 metra.

24. Za czasów króla Karola II został wydany dekret, który nakazywał, że w miejscu zwanym Tower of London na stałe musi gościć 6 kruków. Jak głosi legenda - "Jeśli kruki z Tower of London odlecą lub zginą, korona upadnie, a wraz z nią Brytania". Kruki niestety mają podcięte skrzydła, ale za to są karmione lepiej, niż niejeden mieszkaniec Londynu.

25. Najstarszy budynek mieszkalny w Londynie pochodzi z 1614 roku i przetrwał wojnę domową w Anglii, Wielki Pożar w 1666 roku oraz niemieckie bombardowanie podczas II WŚ. Budynek znajduje się w dzielnicy Farringdon pod adresem 41-42 Cloth Fair. Jego wartość szacuje się na 5,5 miliona funtów.

26. Czarne taksówki zdecydowanie są jednym z symboli miasta, ale czy wiecie, co trzeba zrobić, by zostać jej kierowcą? Otóż trzeba zdać egzamin "Knowledge of London", który sprawdza znajomość rozmieszczenia ulic i ważnych obiektów, które znajdują się w mieście. Szacuje się, by pojąc całą wiedzę wymaganą do zdania testu trzeba od 2 do 4 lat nauki. 

27. Jednym z najsłynniejszych parków świata jest Hyde Park, który znajduje się tuż przy Pałacu Buckingham. Założono go w 1536 roku, natomiast od 1637 roku jest miejscem publicznym. W parku znajduje się miejsce zwane Speakers' Corner, w którym w imię wolności słowa można wygłaszać wszystkie poglądy, pod warunkiem, że nie obrażają królowej.

28. Kolejnym symbolem miasta bez wątpienia są czerwone budki telefoniczne. Projekt budki K1 sięga lat 20-tych ubiegłego wieku. Obecnie możemy spotkać nieco zmodyfikowane budki K2 i K6, z których powoli są wycofywane telefony.

29. Ruchome schody na stacji metra Angel w dzielnicy Islington są jednymi z najdłuższych schodów ruchomych na świecie i mierzą 61 metrów długości!

30. Pałac Buckingham jest największym na świecie pałacem królewskim. Jego nazwa pochodzi od tytułu szlacheckiego, którym posługiwał się książę Buckingham, John Sheffield.
To jako smaczek na koniec kilka ciekawostek o Harrym Potterze i Londynie?

31. W filmie w ostatniej części, kiedy Harry, Hermiona i Ron lecą na smoku przez Londyn, w tle możemy dostrzec London Eye. Harry urodził się w 1980 roku, a w ostatniej części jako filmowa postać miał 17 lat. London Eye nie powinno być wtedy jeszcze wybudowane, gdyż zostało wzniesione dopiero w 1999 roku!

32. Peron 9 3/4 faktycznie znajduje się w dworcu King's Cross z tym, że nie na peronie. Jest on usytuowany na ścianie sklepiku z pamiątkami, którego motywem przewodnim jest nie co innego, jak Harry Potter.

33. J.K.Rowling początkowo miała problem z wydaniem swojego dzieła i aż 12 wydawnictw odrzuciło jej pomysł. Dopiero londyńskie wydawnictwo Bloomsburry zdecydowało się wydać książkę.

34. Wejście na ulicę pokątną znajdziemy w Leadenhall Market.

35. Hall znajdujący się w Natural History Museum był inspiracją hallu głównego w Hogwarcie.

36. Dziś możemy poczuć się jak czarodziej i przejść się mostem Millennium Bridge, który został zniszczony przez Śmierciożerców.

Czy któraś z ciekawostek była dla Ciebie zaskoczeniem? Napisz w komentarzu która :)


Londyn, Wielka Brytania

Pies w pociągu. Jak podróżować z psem pociągiem i co spakować?


Pewnie zdarzyło Wam się chociaż raz w życiu podjąć próbę spakowania się - na wycieczkę, na wakacje, do rodziny na święta? I z pewnością znacie to uczucie, że na pewno czegoś zapomnieliście! Pakowanie staje się o wiele trudniejsze, gdy w naszym życiu pojawia się zwierzak i nie mam tu na myśli jego uroczego rozpraszania, ale o mamo, ten pies ma więcej przyborów do spakowania niż my sami 😁 No dobra, trochę z przymrużeniem oka, ale nie umniejsza to ilości rzeczy do spakowania i czy aby na pewno mamy wszystko, co nam się przyda.

Dziś opowiem Wam o podróży z psem pociągiem. Co warto zabrać, co trzeba mieć przy sobie, co nam się przydało i na co generalnie najlepiej zwrócić uwagę. Znajdziecie tu wszystkie potrzebne informacje w jednym miejscu i znając siebie, pewnie sama będę tu zaglądać podczas pakowania Tesli i sprawdzać, czy wszystko zabrałam.

Na końcu czeka na Was również check lista, którą możecie pobrać i wydrukować, by przy pakowaniu odhaczać kolejne spakowane rzeczy z listy😊
Zawsze sobie myślałam, że przejazd z psem pociągiem to żaden wyczyn, dopóki nie kupiłam biletów i po fakcie nie zastanowiłam się, czy aby na pewno wybrałam odpowiednie miejsca, jak to ma wszystko wyglądać, czy ja potrzebuję kupić kaganiec? Liczba myśli i pytań w głowie tylko się powiększała, a ja zabrałam się za research informacji w sieci. Wszystkie opisane przeze mnie info będą na podstawie podróży pociągiem PKP InterCity :)

Czy pies musi mieć wykupiony bilet?
A to zależy. Od czego? Czy Twój pupil jedzie w transporterze czy poza nim? W pierwszej opcji bilet nie jest wymagany, a sam przewóz psa jest traktowany jako przewóz bagażu. Sprawa się zmienia w momencie, gdy pies jedzie z nami swobodnie, co znaczy, że może przemieszczać się na własnych nogach. Koszt biletu wtedy, niezależnie od długości trasy, wynosi 15,20 zł. Kupując bilet automatycznie jest on przypisany pod bilet osoby jadącej z psem.

Czy pies musi mieć kaganiec?
I to jest to info, którego się nie spodziewałam na początku. Dopiero, gdy powiedziałam mamie, że jadę z Teslą do Wrocławia, to spytała mnie czy mam dla niej kaganiec. No i nie miałam. Musiałam kupić jakiś co prawda najtańszy, jako prowizorka, bo a) i tak nie mamy potrzeby go używać na co dzień, b) Tesla wciąż rośnie, więc nie widziałam potrzeby wydawania 100 zł na kaganiec fizjologiczny, z którego za miesiąc by wyrosła, a ja prawdopodobnie nawet bym go podczas tej podróży nie użyła. Ale do rzeczy! Tak, w przepisach jest jasno napisane, że jako właściciele zobowiązujemy się do posiadania kagańca dla psa.

Czy zakładać psu kaganiec w pociągu?
I tak, jak kaganiec trzeba mieć przy sobie, tak nie ma obowiązku go zakładania. Konduktor może Cię poprosić byś pokazał/a i/lub założył/a kaganiec swojemu psu, gdy zaistnieje taka potrzeba. W naszym przypadku kaganiec nie był ani sprawdzany, ani używany.

Jakie miejsce w pociągu wybrać?
Kolejna sprawa to wybór odpowiednich miejsc. Jadąc z małym pieskiem ma się większe pole do popisu i myślę, że ten wybór miejsc nie jest aż tak istotny, co przy podróż z pieskiem większych gabarytów. Osobiście uważam, że lepiej wybrać miejsce w wagonie bezprzedziałowym. Standardy wagonów przedziałowych raczej nie zmieniły się na przestrzeni lat i tam wciąż jest mało miejsca na nogi, a co dopiero na większego pieska. W wagonie bezprzedziałowym podczas trwania pandemii nie ma znaczenia, czy wybierzesz miejsce przy oknie czy w przejściu, ponieważ podróżując sam, całe dwa miejsca są tylko dla Ciebie. Sytuacja może wyglądać inaczej, gdy pandemia minie i wrócimy do normy dostając miejsce obok obcej osoby. Wtedy pokusiłabym się na miejsce od strony przejścia, żeby piesek w razie co mógł się ułożyć w owym przejściu.
Co zrobić przed podróżą?
Wyczesać psa!
Zdjęcie powyżej mówi samo za siebie i tak, jak na co dzień wszystko smakuje lepiej z sierścią 🙈tak czasem może być ona trochę uciążliwa. Ja niestety tego nie zrobiłam, bo nie posiadałam wtedy jeszcze szczotki do wyczesywania sierści, ale już wiem, jak przydatna to jest rzecz!

Zrobić dłuższy spacer
Jeśli wiesz, że podróż będzie trwać kilka godzin i nie będzie możliwości wyskoczenia na szybki spacer podczas postoju, to warto przejść się na wystarczająco długi spacer z pieskiem, by zaspokoić jego potrzeby fizjologiczne. 

Nie karmić przed podróżą
Nakarmienie pieska przed podróżą może źle skutkować, jeśli nasz pupil ma chorobę lokomocyjną, a także jeśli wiemy, że piesek jeszcze nie potrafi wytrzymywać dłuższego czasu bez załatwiania się. W naszym przypadku higieniczne czynności zostały opanowane już za najmłodszych miesięcy życia Tesli. Od początku była czyściochem i nie załatwiała się tam, gdzie spała, a także szybko nauczyła się wytrzymywać z załatwianiem się do spacerów, ale podróż pociągiem to zupełnie inne doświadczenie. Nowi ludzi, nowe zapachy, na pewno trochę stresu bo nieznane miejsce. Wszystko to może oddziaływać na pieska.


Co spakować jadąc z psem pociągiem?
Książeczka zdrowia
Książeczkę zdrowia psa (ew. ważne szczepienia) zabieram ze sobą zawsze, niezależnie czy jadę pociągiem czy samochodem. To ważne posiadać udokumentowane szczepienia swojego psa w razie nieporządanych sytuacji. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć, czy nas pies kogoś nie ugryzie lub sam nie zostanie ugryziony. W dodatku okazanie takich badań może być wymagane przez konduktora.

Leki
Nie każdy pies przyjmuje leki, ale jeśli takie podajemy, nie zapomnijmy ich spakować! W naszym przypadku były to krople do oczu, które Tesla przez jakiś czas musiała dostawać regularnie, dlatego nie mogłam pozwolić sobie na chwilę nieuwagi i ich brak w bagażu :) 

Podróżnicza miska i zapas wody
My się jeszcze nie dorobiłyśmy profesjonalnej podróżniczej miski na jedzenie i wodę, ale obeszłyśmy ten problem zabierając gumowy, składany pojemnik na jedzenie z Rossmanna :) Łatwy w czyszczeniu, szybko można go złożyć na płasko, nie zajmuje dużo miejsca i jest lekki. Taki bajer jest przydatny nie tylko w podróży, ale i na zwykłych spacerach. Do tego butelka wody i nasz pies nie umrze z pragnienia :)

Porcja jedzenia
Zawsze, gdy wychodzę z Teslą na miasto mniej więcej w porze karmienia, pakuję jej w zasuwaną torebkę śniadaniową porcję karmy. Tak samo zrobiłam jadąc pociągiem. W moim przypadku Tesla, gdy jest głodna, robi różne rzeczy po złości. Zaczyna kopać dziury w ziemi, szarpać smycz, szczekać. Dlatego zawsze staram się tę porcję karmy mieć ze sobą.

Smaczki/kostka do pogryzienia
Gdy w pociągu Tesla robi się niespokojna i nie może znaleźć dla siebie miejsca lub stara się ciagle zwrócić moja uwagę, wtedy super działają wszelkiego rodzaju smaczki czy kostki do pochrupania. 

Ulubiona zabawka
Tesla ma kilka swoich ulubionych zabawek, które ją uspokajają. W pociągu super sprawdzą się takie, które się nie turlają i nie odbijają od ziemi - w końcu nie chcemy biegać po całym wagonie w ich poszukiwaniu :)

Ręcznik/mata podróżna
U nas wciąż prowizorka i mimo ogromnego wyboru różnych psich akcesoriów na polskim rynku, nam na razie trochę brak na to kasy. Ale to nic, nie zamartwiamy się, tylko wykorzystujemy już coś, co posiadamy, bo może sprawdzić się podobnie. W tym przypadku był ręcznik, który rozłożyłam na siedzeniu obok, żeby Tesla go nie pobrudziła i nie zostawiła na nim sierści. Niestety do Wrocławia mała była cały czas pobudzona, a zasnęła dopiero, gdy wzięłam ją na kolanka. Taką matę można rozłożyć też na podłodze, żeby pies nie nabawił się przeziębienia od przeciągu :)

Kupoworki
Zastanawiałam się, czy dodać ten punkt na liście, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że przecież ona są potrzebne nie tyle, co w pociągu, a na każdym spacerze! Dlatego postanowiłam wspomnieć o nich w tekście, nie wpisując na listę.


Zanim poglaszczesz cudzego psa - spytaj!
Już tak na koniec tylko dodam - drogi podróżujący, jeśli widzisz, że ktoś jedzie z psem, spytaj najpierw właściciela, czy możesz pogłaskać psa, zanim wyciągniesz do niego rękę! Coś, co mnie okropnie wyprowadzało z równowagi, to ciągłe uspokajanie Tesli po zaczepkach innych osób i mimo moich próśb o nie głaskanie i nie wołanie (!) psa, nic sobie z tego nie robili...

Warszawa, Polska

Małe - wielkie zmiany na blogu.

 

Już od dłuższego czasu myślałam nad zmianą nazwy bloga. Dlaczego? Ponieważ ta pierwsza (d-onthego) była wymyślona na poczekaniu, byleby szybko i byleby już ruszyć z pisaniem wpisów. Nie poświęciłam jej należytej uwagi, pewnie po części dlatego przez brak wiary w siebie. Wtedy nie myślałam, że tak długo będę prowadzić ten mój kącik w sieci i że mi się wcale nie znudzi tak szybko, jak to sobie zakładałam. 

Dlaczego "Pies to zwiedzał"?
Tutaj już się trochę przyłożyłam i jakiś czas główkowałam nad ciekawą, prostą i wpadającą w ucho nazwą. Tematem przewodnim oczywiście nadal są podróże, ale tak, jak i moje życie, urozmaicone o czworonożnego przyjaciela, czyli mój już nieodłączny element życia - Teslę. Wiecie, że od kilku miesięcy Tesla już jest ze mną, a ja nie wyobrażam sobie w przyszłości podrzucać ją co chwilę rodzinie czy przyjaciołom, by gdzieś sobie wyjechać. Od teraz staram się organizować wyjazdy tak, by Tesla była ich częścią. Tak też pewnie zostanie przez najbliższe kilka-naście lat, więc idąc tym tropem rozumowania doszłam do wniosku, by stworzyć w sieci NASZ WSPÓLNY kącik! Stąd też nazwa adekwatna do zaistniałej sytuacji. Nazwy, przez które przebrnęłam były różne i wymyślenie tej idealnej sprawiło mi nie lada wyzwanie, choć lubię kreatywne wyzwania, ale dzięki temu tak bardzo ją doceniam i przede wszystkim lubię!

Jakie treści znajdziesz na blogu?
Nie planuję tu żadnych radykalnych zmian i tak, jak było do tej pory, na blogu będą pojawiać się wpisy przede wszystkim podróżnicze, takie jak: podróże z psem, autostop samej/w towarzystwie/z psem, road tripy samej/w towarzystwie/z psem, samotne podróże (tu będę musiała zostawiać komuś pieska, ale to okazjonalnie), przydatne tipy i wszystkie niezbędne informacje dotyczące podróży z psem, ciekawostki, przewodniki, a także wpisy z serii photo diary, czyli wpisy jedynie ze zdjęciami np. podsumowującymi miniony miesiąc lub krótki wyjazd. Ponadto znajdziecie też wpisy fotograficzne, które będę sukcesywnie dodawać, a w nich przydatne informacje, które ułatwią Wam fotografowanie oraz proste wskazówki, jak robić kreatywne zdjęcia. Planuję też organizować wpisy "instagram vs reality", gdzie będziecie mogli zobaczyć cały przebieg sesji i jak ciężko jest wykonać to idealne zdjęcie z ruchliwym psiakiem! Wybiegając też poza schemat podróży i fotografii, raz na jakiś czas będę dzielić się tu z Wami recenzjami książek i produktów, które będę uważać za godne polecenia. Niby niewiele się zmienia, a czuję, jakbym robiła ogromny krok w stronę poprawy jakości prowadzenia bloga☺️


Wygląd bloga
Z biegiem czasu, gdy będę mogła sobie pozwolić wydać na to pieniądze, planuję zupełną zmianę wyglądu bloga, a w tym celu będę szukać osoby, która profesjonalnie zajmuje się tworzeniem takich witryn. Na wyglądzie nie poprzestanę i wtedy również zostanie wykupiona przeze mnie moja własna domena. Najlepiej by było, gdybym mogła zrobić to wszystko za jednym razem, ale takie zmiany ciągną za sobą koszty, które aktualnie są nie na moją kieszeń. Ale jeszcze będzie pięknie!


Gdzie nas szukać w sieci?
Śmiało zaglądaj na mój instagram: @kiproo (nazwa pozostaje bez zmian)
wystarczy, że:
1. włączysz aparat w telefonie
2. nakierujesz go na poniższy znacznik
3. i jesteś na moim profilu❤️
A także znajdziesz na Facebookowym fanpejdżu, gdzie również gorąco zachęcam do zaobserwowania:





Warszawa, Polska

Czym robię zdjęcia?

Robienie zdjęć sprawiało mi ogromną radość odkąd pamiętam. Swój pierwszy cyfrowy aparat dostałam już na komunię, następny kupiłam w gimnazjum, a z początkiem liceum zainwestowałam odłożone pieniądze z komunii (tak, aż do 18 roku życia komunijne pieniądze czekały na odpowiednią chwilę, by je wydać) w swoją pierwszą lustrzankę i pierwszą stałkę (50 mm 1.8f). Kilkanaście lat musiało minąć, a przy tym kilka aparatów, bym zrozumiała, czego tak naprawdę oczekuję od sprzętu.

Gdy zaczęłam podróżować zrozumiałam, że aparat musi być lekki i poręczny, a przy tym nie zajmować dużo miejsca. Niestety, jak bardzo bym się starała nie przyjmować tego faktu do świadomości, moja lustrzanka za żadne Chiny nie spełniała tych oczekiwań. Duże, masywne body było zdecydowanie i nieporęczne i ciężkie, podstawowy obiektyw nie dawał oczekiwanego efektu zdjęć, a dodatkowe obiektywy kosztowały fortunę. W końcu po wielu latach szukania, a także dzięki technologii, która poszła naprzód, znalazłam mojego ulubieńca, z którym nie rozstaję się nawet na zwykłe wyjścia do lasu, na spacer po mieście, na kawę z przyjaciółką, na autostopa czy inną podróż.

Ten wpis powstaje z uwagi na bardzo częste pytanie, które dostaję średnio kilka razy w tygodniu, czym robię zdjęcia? By nie odpowiadać każdemu z osobna opisując specyfikę sprzętu, którym fotografuję, napiszę tu o wszystkim, by każdy o dowolnej porze dnia, nocy i roku mógł na spokojnie tu zajrzeć i się zainspirować.

Ponadto z uwagi na moje zamiłowanie fotografią, którą wykonuję totalnie na amatorskiej zajawce i ostatnio zupełnie na patencie, będę chciała się z Wami tu dzielić moimi sposobami na dobre i pomysłowe zdjęcia, a także ich pochodne (ale to zobaczycie wkrótce).
Czym robię zdjęcia?
W sierpniu 2020 roku, tuż przed moim wyjazdem do Mediolanu, zobaczyłam reklamę aparatu, na którego chorowałam już od dłuższego czasu, ale tym razem była na niego dość duża promocja + w skład owej promocji wchodził dodatkowy obiektyw 45 mm f1.8 (jasna stałka głównie do portretów). 

Aparat, którym fotografuję od kilku miesięcy i w moim rankingu nie ma sobie równych, jest Olympus e-pl 9 (aktualnie jest również nowsza wersja - 10, ale z tego co się doczytałam, 9 jest dużo tańszy i ma więcej możliwości). Jest to mały i lekki bezlusterkowiec, z dotykowym i ruchomym ekranem, wbudowanym wifi i bluetooth, dzięki któremu przez aplikację mogę połączyć się z telefonem. Oprócz tego posiada te same funkcje, co inne aparaty, a także dodatkowo opcję "art", która umożliwia nam robienie zdjęć z już wybranymi filtrami, tryb AP, umożliwiający korzystanie z zaawansowanych metod fotografowania np. poprawianie kompozycji fotografii (gdy fotografujemy architekturę od dołu), fotomontaż na żywo (np. gdy chcemy uchwycić przemieszczanie się gwiazd na niebie), Life Time - fotografowanie z długim czasem ekspozycji, wielokrotna ekspozycja, gdy chcemy zrobić kilka różnych ujęć i połączyć je w jedno zdjęcie, a także wiele więcej. Generalnie aparat jest bardzo intuicyjny w obsłudze i przede wszystkim nie kosztuje fortuny i jest naprawdę na każdą kieszeń. 

Olympus e-pl 9 obecnie na stronie kosztuje 2 399 zł w zestawie z obiektywem podstawowym M.Zuiko digital ed 14-42 mm f3.5-5.6 (jest to obiektyw zoomujący).

W sierpniu za zestaw: body Olympus e-pl 9 + obiektyw ww. 14-42 mm f3.5-5.6 + obiektyw 45 mm f1.8 (1 299 zł) zapłaciłam uwaga... 2099 zł.

Moje obiektywy i przykładowe zdjęcia:
25 mm f1.8
Moim faworytem wśród obiektywów jest M.Zuiko Digital 25 mm f1.8 - to obiektyw stałoogniskowy (stałka) czyli taki, w którym zoom, to nasze nogi 😉nie możemy nim zdalnie przybliżać ani oddalać obrazu. Liczba 25 mm oznacza szerokość kąta, czyli łopatologicznie na zdjęciu uchwycimy więcej. Oznaczenie f1.8 oznacza maksymalną jasność. Nie jestem jakimś znawcą sprzętu, ale f1.8 zdecydowanie mi wystarcza (w przyszłości pokusiłabym się o jeszcze jaśniejszy, ale to z czasem).

To właśnie obiektywem 25 mm f1.8 robię najwięcej zdjęć na wyjazdach. Dzięki niemu na fotografii mogę umieścić więcej otoczenia, a gdy sama staję przed obiektywem jestem zdecydowanie wyostrzona, a tło rozmyte.

Przykład:
Poniżej porównanie zdjęć wykonanych w tym samym miejscu, tego samego psa, ale dwoma innymi obiektywami.

Zdjęcie po lewej stronie wykonane zostało opisanym wyżej obiektywem, czyli M.Zuiko Digital 25 mm f1.8 - widać, że fotografowany obiekt jest bliżej, ale dzięki temu tło jest rozmyte.

Zdjęcie po prawej stronie wykonane zostało obiektywem podstawowym, czyli M.Zuiko Digital ed 14-42 mm f3.5-5.6 - w tym przypadku mamy dużo szerszy kąt, więc na zdjęciu możemy uchwycić znacznie więcej otoczenia, ale przez wartość przesłony (f3.5-5.6) nie jesteśmy w stanie uchwycić tak rozmytego tła, jak na poprzednim zdjęciu.

Gdybym zdjęcie wykonała trzecim obiektywem, jaki posiadam, czyli M.Zuiko Digital 45 mm f1.8 zdjęcie byłoby dużo bardziej wykadrowane na głowę psa. Tego obiektywu używam przeważnie do portretów, jak i sesji zdjęciowych.

14-42 mm f3.5-5.6
Tego obiektywu używam przeważnie, gdy chcę sfotografować budynek, który nie mieści mi się w kadrze, gdy używam obiektywu 25 mm f1.8. Na wyjazdy zabieram go właśnie tylko dlatego.

Przykład:
Poniżej zdjęcie wykonane z tego samego miejsca, ale dwoma innymi obiektywami.

Zdjęcie po lewej stronie zostało wykonane obiektywem M.Zuiko Digital ed 14-42 mm f3.5-56, co możemy zauważyć ponieważ w kadrze mieści się cała Duomo di Milano.

Zdjęcie po prawej stronie wykonane zostało obiektywem M.Zuiko Digital 25 mm f1.8 i tutaj zauważamy widoczną głębię ostrości, czyli wyostrzony pierwszy plan i delikatnie rozmyte tło.

45 mm f1.8
To właśnie ten obiektyw, który dostałam gratis w ramach promocji przy zakupie aparatu. Nie narzekam, że go mam, super mi się sprawdza w sesjach portretowych i lifestylowych, ale już niekoniecznie w podróżach. Na wyjazdach zależy mi na fajnej głębi ostrości na zdjęciu, ale nie kosztem ucięcia otoczenia. Dlatego z niego korzystam najmniej na wyjazdach, a wręcz nawet go nie zabieram ze sobą.

Przykład:
Poniżej znajduje się przykład wykonania dwóch jednakowych zdjęć tego samego obiektu, z tego samego miejsca, ale dwoma różnymi obiektywami.

Zdjęcie po lewej stronie wykonane zostało obiektywem M.Zuiko Digital 25 mm f1.8 i co zauważamy, to zdecydowanie szerszy kat, a tym samym więcej otoczenia znajduje się na zdjęciu.

Zdjęcie po prawej stronie wykonane zostało obiektywem M.Zuiko Digital 45 mm f1.8 i tu już wyraźnie kadr jest węższy i bliższy.
Na zdjęciu porównanie dwóch obiektywów -  po lewej M.Zuiko Digital 45 mm f1.8, a po prawej M.Zuiko Digital ed 14-46 mm f3.5-5.6.

*****

Instax
Ale to nie wszystko, ponieważ często w podróże zabieram ze sobą nie tylko aparat, ale i również instaxa. Uwielbiam posiadać zdjęcia w formie papierowej, ale jeszcze więcej frajdy sprawia mi zrobienia zdjęć instaxem i czekanie "czy coś z tego wyszło". Kiedyś miałam w pokoju na sznurkach porozwieszane te zdjęcia, co dodawało super klimatu pomieszczeniu, a ja codziennie zerkając na nie wspominałam dobre chwile.
Telefon
Nie mogło tu zabraknąć telefonu, ponieważ on też odgrywa ogromną rolę w czasie moich podróży. Nie tylko korzystam z niego w celu włączenia mapy, sprawdzenia godziny czy miejsca, w które chcę się udać, ale wykonuję nim masę zdjęć i nagrywam wiele filmików. Podczas mojego samotnego autostopu po Norwegii nie mogłam pozwolić sobie na spakowanie lustrzanki, ponieważ i tak już miałam dwa, dość ciężkie bagaże, a telefon zawsze był pod ręką i zawsze mogłam wykonać nim super zdjęcie. Od prawie dwóch lat mam iPhone'a XS (256GB pamięci) i jak dotąd sprawdza mi się rewelacyjnie. Jedyne, czego mi w nim brakuje, a co jest w nowszych modelach, to szeroki kąt.
Warszawa, Polska

Erasmus w Turcji - czy warto jechać i co warto wiedzieć!

Nie, żebym była miała powód do przechwałek, ale... niechlubne miano największej spóźnialskiej na świecie otrzymałam już jakieś hmm kilkanaście lat temu. Dlatego bez żadnych wyrzutów sumienia piszę ten wpis o Erasmusie, na którym to byłam ponad rok temu. A właściwie, to rok temu jeszcze leżałam na tureckiej plaży i miałam dobre, beztroskie żyćko, za czym aktualnie tęsknię.

Dziś postaram się Wam przedstawić realia, z jakimi mierzyłam się w Turcji każdego dnia, co było niezbędne do załatwienia przed wyjazdem, gdzie mieszkałam, ile mniej więcej płaciłam za wynajem lokum, jak mi się mieszkało z Turczynką - generalnie o wszystkim i o niczym.
Na początek garść informacji dotyczących przylotu do Turcji, bo jest to nieco bardziej skomplikowana sprawa, niż mogłoby się wydawać. 

Co załatwić przed wyjazdem?

Paszport

Jest to dokument niezbędny, ponieważ Republika Turcji nie przynależy do Unii Europejskiej, jak również nie znajduje się w strefie Schengen. Jednak do 1 marca 2020 roku paszport nie był wystarczającym dokumentem, który uprawniał nas do przekroczenia granicy. Trzeba było ubiegać się o wizę, która studentom Erasmusa była przyznawana bez większych komplikacji. Dziś turyści podróżujący do Turcji na okres nie więcej niż 90 dni są zwolnieni z posiadania wiz, ale ich paszport musi być ważny jeszcze 60 dni dłużej, niż planowany pobyt w kraju. Więcej szczegółowych informacji znajdziecie pod tym oficjalnym linkiem gov.pl


Wiza

To też nie jest tak, że już w ogóle nie trzeba posiadać wizy. Stety niestety na Erasmusie trzeba być minimalną określoną liczbę dni, która wynosi 90 dni. Często zdarza się, że trzeba zostać dłużej, dlatego wiza jest jak najbardziej przydatna, a ponadto dla studentów Erasmusa jest darmowa i jest ważna przez pół roku od dnia jej wyrobienia. Jeśli ubiegamy się o nią indywidualnie w celach innych, niż edukacyjnych, jesteśmy obciążeni konkretną kwotą. Najlepiej udać się do Ambasady Tureckiej, która znajduje się na warszawskim Mokotowie.


Ubezpieczenie

Ubezpieczenie zdrowotne jest obowiązkowe, ponieważ bez niego nie dostaniemy grantu od uczelni. Po prostu to warunek konieczny. Od kilku lat mam darmowe ubezpieczenie EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego), które pozwala mi się leczyć za darmo w każdym europejskim kraju. I tu jest problem, bo Turcja nie przynależy do UE, więc jednoznacznie EKUZ jest tam nieważne. Dlatego trzeba zaopatrzyć się w inne. Zazwyczaj poleca się studentom wyrobienie ubezpieczenia w swoim banku. Ja skorzystałam ze studenckiego ubezpieczenia podróżnego ISIC. Pełni ono również funkcję międzynarodowej legitymacji studenckiej, która jest ważna przez rok i kosztuje ok 100 zł.


Do tego jest jeszcze jeden haczyk. Jeśli planujemy zostać w Turcji na dłużej niż 90 dni, ale w międzyczasie chcemy wrócić do Polski lub przekroczyć inne granice, musimy wyrobić ubezpieczenie miejscowe, które jest nam potrzebne do pobytu tymczasowego (na który składa się jeszcze opłacenie wizyty u prawnika, wizyta u notariusza itd.)


Mieszkanie

W znalezieniu mieszkania pomagała mi osoba z ESN, która była do mnie przypisana. Tą osobą był Serdest, który na miejscu załatwił wszystko za mnie. Po moim przylocie od razu zabrał mnie do właściciela mieszkania, z którym podpisałam kontrakt (który z resztą nie oddał mi depozytu i przestał mi odpisywać, ale to już inna historia🙃). Co ciekawe, by wynająć mieszkanie w Turcji, pierwszy czynsz wynosi trzykrotność tego, ile faktycznie później płacimy miesięcznie. W moim przypadku było to 700 tl depozytu + 700 tl zlecienie biura nieruchomości + 700 tl za pierwszy czynsz. 700 tl to w przybliżeniu (stan na grudzień 2020) 335 zł, gdzie 1 turecka lira to 0,48 zł. Podczas mojego pobytu było to ok. 0,80 zł. Do tego dochodziła opłata za wodę i prąd, internet, a także ze współlokatorką kupowałyśmy 30-litrowe baniaki z wodą pitną (ponieważ ta z kranu ma inną florę bakteryjną). Generalnie ze wszystkimi opłatami za mieszkanie wychodziło mi +/- 150€, a mój miesięczny grant wynosił 400€, więc całkiem sporo zostawało mi na podróże.


Bilety lotnicze

Ważny paszport, wykupione ubezpieczenie, wynajęte mieszkanie, a także zakupiony bilet lotniczy, to wszystko co jest nam potrzebne w celu uzyskania wizy. 

Ja swojego biletu szukałam na 1,5 tygodnia przed wylotem, a i tak udało mi się znaleźć w bardzo dobrej cenie i to z bagażem rejestrowanym! W czasie sezonu, czyli jakoś do późnej jesieni, na trasie Polska - Turcja kursują loty bezpośrednie (Corendon). Ja za swój bilet zapłaciłam 400 zł, w którego skład wchodził również bagaż rejestrowany 20 kg, walizka podręczna 10 kg oraz torebka. W drodze powrotnej w grudniu miałam lot z przesiadką w Bukareszcie (13 h przesiadki), za który również zapłaciłam 400 zł - to był najlepszy łup na Black Friday! Jeśli jesteście zainteresowani wpisem o stolicy Rumunii, zobaczcie tu: 22 najlepsze ciekawostki o Bukareszcie i Rumunii.


Karta SIM

Będąc na miejscu warto zaopatrzyć się w nową (tymczasową), turecką kartę SIM do telefonu. Dzięki niej nie narazimy się na dodatkowe koszty związane z internetem. Do 120 dni pobytu nie jest to konieczne, ale po przekroczeniu tego czasu trzeba płacić podatek od telefonu w wysokości 1800 tl. Kupno nowej karty to koszt 150 tl. My z dziewczynami wybrałyśmy dość popularną sieć Vodafone, ale wiem, że istnieją inne, które czasem mają lepsze oferty.

Szybki protip: jeśli będziecie doładowywać abonament na karcie SIM, wybierzcie się do pobliskiego punktu z kimś z ESN, ponieważ są dużo lepsze oferty dla osób posiadających turecką kartę płatniczą, a tym samym można sporo zaoszczędzić.

 


Dlaczego wyjechałam na Erasmusa?

Od kilku lat taki wyjazd za mną chodził, ale bardzo długo się przed nim powstrzymywałam. Powód był jeden - bariera językowa. W międzyczasie na początku studiów byłam też w związku, który przez pierwszy rok był na odległość (Polska - USA) i powiedziałam sobie, że nie piszę się na kolejną taką rozłąkę. Następnie życie trochę się pozmieniało, a moje zdolności lingwistyczne niestety pozostały bez zmian. Zaczęłam w końcu więcej podróżować i otwierać się na ludzi (tu też wspomnę, że jestem introwertyczką, co utrudnia mi kontakt z nowymi osobami). Na pierwszym roku magisterki koleżanka z grupy zaproponowała wspólny wyjazd i coś się we mnie wtedy zmieniło. Zapragnęłam wyjechać i rzuciłam w niepamięć wszystkie dotychczasowe zmartwienia. Wizja 30 stopni w listopadzie, szumiącego morza i zupełnie innej kultury pobudziła wszystkie moje zmysły i od czasu aplikacji (luty 2019) nie myślałam o niczym innym. Jeszcze przed wyjazdem zdążyłam się zakochać, co absolutnie sobie zabroniłam robić, a wyjazd przez to stał się trudniejszy niż podejrzewałam. W lipcu 2019 odbyłam podróż życia, która całkowicie zmieniła moje umiejętności językowe. Był to samotny, dwutygodniowy autostop po Norwegii, gdzie cholerka MUSIAŁAM mówić po angielsku. Dostałam wtedy ogromnego kopa motywacyjnego, bo ostatecznie do Turcji poleciałam bez wcześniej wspomnianej koleżanki. 


Więcej o samotnym autostopie przeczytasz tutaj: Samej w podróż autostopem.



W którym mieście studiowałam?

Nie będę ukrywać, że ten wyjazd był niemalże wygraną na loterii. Przez trzy miesiące mieszkałam w cudownym mieście, które z pewnością znacie, bo to dość popularny resort wypoczynkowy nad Morzem Śródziemnym. Otóż mieszkałam w Antalyi, w której nawet niepogoda nie stanowiła problemu (raz w największą burzę, jaką w życiu widziałam, wyruszyłyśmy z Marcelą w autostopa)! Nie mogę narzekać, bo gdy w Polsce znajomi chodzili we wrześniu w czapkach, ja ledwo mogłam wytrzymać na plaży, a woda w morzu miała przyjemne +20 stopni. Nawet jeśli miasto samo w sobie nie miało wiele do zaoferowania to wyobraźcie sobie, że po weekendowej podróży do Kapadocji, w której o 5 rano termometr wskazywał temperaturę bliską zera, po powrocie do Antalyi znów miałam ok. 30 stopni. W dodatku spod apartamentu miałam z dziewczynami 2 wylotówki, na których co weekend łapałyśmy auta w co rusz to nowy kierunek.


Zobacz więcej o podróżowaniu autostopem po Turcji: Blondynki autostopem przez Turcję. Czy to bezpieczne?
Mieszkanie z Turczynką.

Powiem szczerze, że zanim przyleciałam do Turcji, nieco ekscytowała mnie wizja mieszkania z dziewczyną, która została wychowana w zupełnie odmiennej kulturze. Otóż jestem jedną z tych osób, które już w dzieciństwie miały styczność z kulturą islamską, ponieważ w rodzinie mam braci, siostry i wujka, którzy pochodzą z Libii. Nie oznacza to jednak, że dzięki temu wiedziałam, jak powinnam, a jak nie powinnam się zachowywać, na co zwracać uwagę itp. W Turcji zaskoczyło mnie dosłownie wszystko. Był to niesamowity styk kultur i po dziś dzień jestem sobie wdzięczna, że nie stchórzyłam i zdecydowałam się na ten wyjazd (a było blisko...). Mieszkanie z Turczynką było swego rodzaju wyzwaniem, bo nie mówiła NIC po angielsku. Nie, żebym sama potrafiła, ale układałam porządne proste zdania! Czasem dochodziło między nami do starć, w których nie potrafiłyśmy sobie wytłumaczyć o co nam chodzi.  Mieszkanie z nią nie było złe, bo to dobra i uprzejma dziewczyna, ale czasem przez barierę językową ciężko było odczytać mi jej intencje. W każdym razie zawsze pytała, czy jestem głodna, gdy gotowała, z czasem nauczyła się kilku zwrotów po angielsku, co było bardzo miłe, ale rzadko kiedy kontynuowałyśmy rozmowę😀
Uczelnia

Uczelnia, do której chodziłam, to Akdeniz University, co dosłownie oznacza uczelnia nadmorska (deniz = morze). Kampus uczelni to praktycznie osobne miasteczko, które bez problemu mogłoby się rządzić własnymi prawami miejskimi. Po terenie uczelni jeżdżą taksówki, a także 3 linie autobusów. Na szczęście do mojej, sportowej części uczelni mogłam bez problemu dostać się 20-minutowym spacerkiem z mojego mieszkania. By wejść na teren kampusu niezbędna była karta wejściowa, dzięki której przechodziło się przez kołowrotki. Cały uniwersytet posiadał masę różnorodnych wydziałów - od nauk biologicznych, przez prawo, architekturę, po sport i inne. Jako jedyna z Polski byłam na wychowaniu fizycznym, reszta towarzystwa studiowała turystykę, ale na szczęście były to połączone wydziały. Ponadto na terenie był również meczet. Największym odkryciem była jednak stołówka, na której za 3 tl można było zjeść obiad (3 tl = 1,5 zł ZA OBIAD Z DESEREM!!!). Z samej uczelni na plażę mogłyśmy się dostać prawie godzinnym spacerem, albo kilkunastominutowym przejazdem autobusem. Właściwie tak spędzałyśmy większość naszego wolnego czasu, gdy nie podróżowałyśmy i nie byłyśmy na zajęciach - czyli na plaży.

Czy warto?

Na koniec zostawiłam wisienkę na torcie, którym jest główne pytanie - czy warto było szaleć tak? Nawet nie wiecie jak bardzo warto było! Mimo, że jestem w trakcie powtarzania semestru niestety przez ten wyjazd, to nie żałuję ani chwili spędzonej w Turcji. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam inne zdanie, ale z czasem człowiek dojrzewa do właściwych decyzji, właściwych osądów czy oceny sytuacji. Tak, było warto do tego stopnia, że zrobiłabym to jeszcze raz i ponownie powtórzyła semestr (a tym samym nie obroniła mgr, ale who cares)! Jeśli mogłabym Ci poradzić, to powiem tyle, byś skorzystał/a z jak największej liczby wyjazdów. Zobaczę, czy mogłabym wyjechać z psem w przyszłym roku, bo jeśli nie byłoby problemu z wynajmem mieszkania, to chętnie wyjdę z kolejnej strefy komfortu.


PS Wkrótce będzie więcej wpisów dotyczących Turcji. Ostatnio w końcu mam do tego wenę!

Antalya, Turcja