Obsługiwane przez usługę Blogger.

Islandzkie wodospady: Seljalandsfoss, Gljúfrabúi oraz Skógafoss

Jak wiadomo, Islandia jest z wody i ognia stworzona, zatem nie brakuje na niej lagun, jezior, źródeł termalnych, terenów geotermalnych, wulkanów, ale też i wodospadów. Planując nasz wyjazd tych ostatnich na naszej trasie nie mogło zabraknąć. Niestety pogoda bywa kapryśna i odcięła nas na jeden cały dzień, od kilku ciekawych miejsc, w tym aż dwóch, jednych z największych, islandzkich wodospadów. Ale nic straconego, w końcu pierwszego dnia zwiedzania zobaczyliśmy aż trzy, skromne bo skromne, ale wciąż piękne wodospady.

Wodospad Seljalandsfoss
Pierwszym na naszej liście był wodospad Seljalandsfoss znajdujący się na południu Islandii, widoczny już ze sławnej "jedynki", z której przyciąga niezliczoną liczbę turystów. Na islandzkie warunki to dość mały, wysoki na 65 metrów, nie wyróżniający się niczym specjalnym. Zimową porą nie zrobił na mnie większego wrażenia, czego na szczęście nie można powiedzieć o Kubie - był przeszczęśliwy, widząc swój pierwszy wodospad w życiu! Latem możliwe jest obejście go dookoła, co niestety nam się nie udało - cała ścieżka była pokryta lodem.

Seljalandsfoss jest jednym z ostatnich fragmentów rzeki Seljalandsa, której źródło zlokalizowane jest przy lodowcu Eyjafjallajökull (trzy razy się upewniałam, czy dobrze to napisałam😮). Wodospad powstał na odsłoniętym morskim klifie, który uformował się pod koniec ostatniej epoki lodowcowej. Dokładnie tutaj przebiegało kiedyś wybrzeże, ale linia wody cofnęła się o kilka kilometrów po stopieniu lodowca. Aktualnie klify są umowną granicą między nizinną, a wyżynną częścią Islandii.

Parking przy wodospadzie jest płatny. Należność wynosi 700 ISK - w przybliżeniu 21 zł (luty 2020r.).
Wodospad Gljufrabui
Wielu odwiedzających ten popularny, wyżej wymieniony, Wodospad Seljalandsfoss, nie zdaje sobie sprawy, że 500 m dalej znajduje się ukryty między skałami, wspaniały wodospad Gljufrabui.

Wodospad ten znajduje się w wąskim kanionie i jest końcem rzeki Gljufura. Spada z wysokości 40 m, i rozgałęzia się w locie na dwa strumienie. Stanięcie wewnątrz kanionu przypominającego jaskinię i stanięcie z nim twarzą w twarz z tak małej odległości musi być niesamowitym doświadczeniem.

Dojście jest wymagające i trzeba wykazać się niezłą zręcznością oraz sprytem. Stąpając po oblodzonych i mokrych kamieniach nie należy do moich ulubionych czynności i o dziwo to nie był główny powód zrezygnowania z wejścia do środka. Po prostu miałam ze sobą jedną parę butów, która była mi dość potrzebna nie tylko tego dnia, ale i do końca wyjazdu 😅 a już raz tam wpadłam butem do lodowatego strumyku.
Wodospad Skógafoss
Była naszym trzecim, ostatnim zobaczonym wodospadem na Islandii. Mimo, że w planach był jeszcze jeden, a przy dobrych wiatrach nawet dwa, to pogoda miała wobec nas swoje własne plany na ten dzień i pokrzyżowała pewne sprawy.

Skógafoss jest jest ostatnim odcinkiem rzeki Skógá, która wypływa z dwóch lodowców - Eyjafjallajökull oraz Myrdalsjökull. Strumienie łączą się w górach i płyną kanionem Skogargil aż do urwiska, tworząc wodospad Skógafoss.

Wodospad jest jednym z największych w Islandii. Woda spada z wysokości 62 metrów przy szerokości 15 metrów i uderza z niesamowitą siłą, tworząc lekką mgiełkę, dzięki której okolice wodospadu pokrywa jaskrawo zielony mech (podczas naszej wizyty przykryty lekką warstwą śniegu).
Wodospad Skógafoss i skrzynia skarbów pierwszych osadników
Cóż by to był za wpis bez jakiejś legendy czy ciekawostki? Ja osobiście uwielbiam takie klimaty i gdybym spędziła więcej czasu na Islandii, chętnie wysłuchałabym wszystkich legend związanych z elfami, olbrzymami czy trollami! Ale wracając, tym razem będzie o pierwszych osadnikach wyspy, czyli o Wikingach.

Według legendy, jeden z pierwszych osadników wyspy ukrył za strumieniem przy wodospadzie skrzynię skarbów. Był nim Wiking Þrasi Þórólfsson. Kilka wieków po jego śmierci, lokalni mieszkańcy zauważyli skrzynię wystającą ze strumienia. W XVII wieku znalazło się trzech śmiałków, co próbowało go wyciągnąć. Z dużym trudem udało im się umieścić hak w obręczy znajdującej się przy bocznej ścianie kufra. Obręcz się urwała, a skrzynia zniknęła mężczyznom z oczu. Ich nowa zdobycz znalazła się później na drzwiach kościoła w mieście Skógar, aż do 1890 roku. W kolejnych latach zdobiła drzwi kościoła w Eyvindarhóla, by na koniec znaleźć się w muzeum-skansenu w mieście Skógar.



Jeśli jeszcze nie widziałeś, to serdecznie Cie zapraszam na mojego instagrama. Znajdziesz tam wiele zdjęć z tej i innych podróży po świecie. A poniżej nasze wspólne zdjęcie spod wodospadu Seljalandsfoss :)

Wulkan Grimsnes i jezioro wulkaniczne Kerid

Zanim jeszcze przejdę do sedna sprawy, a raczej dna krateru Kerid, to napiszę tylko kilka słów wyjaśnienia, dlaczego zabrałam się za tworzenie wpisu tylko na temat jednej atrakcji ze wszystkich zobaczonych tego dnia. Otóż postanowiłam rozbić wszystko na części pierwsze, czyli dać szansę każdemu z tych miejsc, na osobne miejsce na moim blogu. Mamy naprawdę po kilka fajnych ujęć we wszystkich miejscach, w których byliśmy, a nie chciałabym się ograniczać do wybrania po jednym (tak będzie w końcowym podsumowaniu)🙈.

Nie przedłużając, zapraszam do zapoznania się z kraterem Kerid!

Pozostałością czego jest ten krater?
Początkowo wulkanolodzy zaliczali Grimsnes jako wulkan eksplozywny. Jednak z czasem, dzięki rozwijającej się nauce i przeprowadzonym badaniom nie odkryli pozostałości popiołów wulkanicznych, które mogłyby podtrzymać początkowo założoną hipotezę. Dziś już uważa się, że był to wulkan stożkowy, który po wybuchu zapadł się do pustej komory magmowej. Wydarzyło się to wszystko 6500 lat temu. 

W takim razie skąd w kraterze woda? Jezioro wcale nie powstało od gromadzenia się opadów atmosferycznych. Jest ono zwierciadłem wód gruntowych, czyli ma swoje źródło gdzieś pod powierzchnią dna krateru.
Informacje praktyczne
Kerid znajduje się przy drodze nr 35 i leży na trasie Złotego Kręgu (Golden Circle) w którego skład wchodzi obszar geotermalny Geysir, Park Narodowy Þingvellir oraz wodospad Gullfoss (my sobie odpuściliśmy Golden Circle z wyjątkiem Geysiru). Przy atrakcji znajduje się darmowy parking, a wejście na Krater jest płatne 400 ISK, czyli w przybliżeniu jakieś 12 zł. Obejście go zajmuje kilkanaście minut, nawet zimą😀jest też możliwość zejścia na dół.

Jeśli chodzi o moje spostrzeżenia - większe wrażenie wywarł na mnie, gdy oglądałam zdjęcia, ale spowodowane jest to porą roku, nie będę ukrywać, że śnieg nas nieco zaskoczył. Nie, że nie byliśmy przygotowani na takie warunki pogodowe, lecz miałam cichą nadzieję zobaczyć piękny niebieski kolor jeziora :)

Poniżej nasze pierwsze wspólne zdjęcie z Islandii, dokładnie z widokiem na jezioro Kerid. Zapraszam Cię serdecznie, do odwiedzenia również mojego instagrama!