Obsługiwane przez usługę Blogger.

Pies i podróżnik, czyli jak zmieniło się moje życie | TO JUŻ 7 MIESIĘCY


Kto by pomyślał, że ta szczęśliwa mordka kończy już 7 miesięcy? Wciąż wypieram tę informację, bo gdy na nią patrzę, widzę maleństwo, które niegdyś mieściło mi się na rękach. Obserwując, najpierw cotygodniowe zmiany, a teraz comiesięczne, przyszedł czas na podzielenie się z Wami moimi spostrzeżeniami. Już wielokrotnie napływały do mnie prośby z Waszej strony, by podzielić się najważniejszymi informacjami, jak to podróżnicze, ale przede wszystkim - codzienne życie z psem wygląda. Więc - voila!


W tym wpisie zobaczycie jak Tesla zmieniła się wizualnie na przestrzeni kilku miesięcy, ale nie tylko! Przede wszystkim opiszę, jak (w naszym przypadku) wyglądała adopcja rasowego psiaka, na co zwracaliśmy uwagę, dlaczego podjęliśmy decyzję o adopcji psa, jak wyglądały nasze pierwsze dni, miesiące (już zdradzę, że czasem to była słodka droga przez mękę), pierwsze spacery, wyjazdy - te bliskie, jak i odrobinę mniej bliskie. Po krótce opiszę też, jak na przestrzeni miesięcy Tesli zmienił się charakter, usposobienie, ale też jakie cechy niezmiennie pozostały na miejscu :) Generalnie postaram się poruszyć każdy wątek związany z adopcją, jak i wychowaniem oraz pielęgnowaniem psa. Chcę również zaznaczyć, że informacje, które tu przeczytacie, w większości będą podawane z autopsji, coś co my i ja przeżyłam wychowując Teslę. Każdy pies jest inny i zastosowane przez nas metody wychowawcze nie zawsze sprawdzą się przy wychowywaniu innego szczeniaka.


Gwoli wyjaśnienia chcę również na wstępie zaznaczyć, że życie pisze swój własny scenariusz nie zważając, czy nam się jego przebieg podoba, czy też nie, dlatego od razu wyjaśniam, że często będę przeplatać opowiadanie o wychowaniu Tesli dwoma wyrażeniami: my oraz ja. Aktualnie już nie jestem z ówczesnym partnerem, a Tesla została ze mną, dlatego też do jej 5 miesiąca życia było "my", teraz wychowuję ją ja. Zdecydowanie nie jest łatwo mi pisać ten wpis, dlatego dzięki za zrozumienie 🙂

Adopcja - dlaczego i kiedy się na to zdecydowaliśmy?
W naszych domach od zawsze były zwierzęta, a szczególnie psy, które w moim sercu mają specjalne miejsce. Gdy wyprowadzałam się z domu rodzinnego, bardzo brakowało mi merdającego ogona w mieszkaniu i jednej mordki więcej do wykarmienia. Mimo, że jako dziecko czy nawet nastolatka nie podejmowałam się spacerów ani innych czynności związanych z utrzymaniem psa to wiedziałam "z czym to się je". Wizja wspólnego posiadania psa z każdym dniem związku robiła się coraz bardziej realna, a rozmowy coraz częściej sprowadzały się w stronę adopcji. Niedługo po moim powrocie z Erasmusa z Turcji wybuchła pandemia, a wraz z nią lock down. Myśli zaczęły coraz częściej i coraz głośniej uderzać we frontowe drzwi z hasłem "hej, lock down to odpowiedni czas na szczeniaka!".


Jakiś czas codziennie sprawdzaliśmy ogłoszenia o nowych miotach na różnych portalach internetowych (był to marzec/kwiecień), ale w większości były to zapowiedzi na maj/czerwiec, ale my nie chcieliśmy czekać. Aż pewnego pięknego, słonecznego 21 dnia kwietnia, gdy spacerowaliśmy po parku w Konstancinie (k/ Warszawy) podjęliśmy decyzję, by zadzwonić do jednej z hodowli. Okazało się, że została ostatnia biszkoptowa sunia urodzona 6 kwietnia. Zdecydowaliśmy się. Ciężko mi dziś odpowiadać za dwoje, dlatego podsumuję za siebie: nie żałuję. Jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, mimo że wiązała się z masą wyrzeczeń i wciąż ma w nich ogromny udział.
Adopcja - jaką hodowlę wybrać?
W ustawie o ochronie zdrowia zwierząt wprowadzono wiele poprawek, przez które namnożyło się organizacji kynologicznych o uregulowanym statusie prawnym wydającym rodowody. Niestety, duża część z nich sprzedaje kundelki pod przykrywką legalności. Takie psy często są rozmnażane w tragicznych warunkach i często rodzą się z wadami genetycznymi. Dziś rozróżnia się potocznie trzy typy rodowodów:
  1. Prawdziwe - które wydają związki zrzeszone w FCI. Jest to Międzynarodowa Federacja Kynologiczna (Federation Cynologique Internationale) założona w 1911 roku. Starsze są jedynie American Dog Breeders Association (od 1909 roku) oraz United Kennel Club (od 1898 roku). Te trzy organizacje rejestrują psy przeszło od 100 lat! W Polsce do FCI należy jedynie Związek Kynologiczny w Polsce (założony w 1938 roku). Oznacza to, że psy posiadające rodowody ZKwP mają udokumentowane pochodzenie od co najmniej 77 lat. 
  2. Prawie prawdziwe - do których zalicza się m.in. Polska Federacja Kynologiczna (PFK), Związek Hodowców Psów Rasowych (ZHPR) czy Polski Klub Psa Rasowego-Polski Związek Kynologiczny (PKPR-PZK).
  3. Pseudorodowody -  czyli rodowody wydawane każdemu psu z danej organizacji niezależnie, czy chociażby stał on obok psa tej rasy.
I my wybraliśmy właśnie hodowlę ZKwP, a Tesla ma jedyny prawdziwy rodowód FCI. Daje nam to gwarancję braku chorób genetycznych, które pseudo labradory posiadają (np. dysplazja stawów). Osobiście uważam, że lepiej dopłacić kilka stówek przy zakupie psa z hodowli gwarantującej rodowód FCI, niż później go leczyć za horendalne kwoty.

Myślę, że również ważna informacją jest oznaczanie psa rodowodowego. Jednym z najpopularniejszych i wciąż stosowanych sposobów jest tatuowanie zwierzaka (zazwyczaj pachwina lub wewnętrzna część małżowiny usznej). Nasz hodowca poszedł o krok dalej 🙏🏼i wybrał czipowanie, zamiast tatuowania. 
Rodzeństwo Tesli😊

Przygotowania.
Gdy decyzja o wzięciu pieska była już pewna, a wstępne formalności zostały dopełnione, nadszedł czas przygotowań. W moim domu pieski nigdy nie miały (a jak miały, to nie korzystały) legowiska, ale w tym przypadku postanowiliśmy zdecydować się na wybór jednego, by zobaczyć, jak się sprawdzi i czy Tesla będzie z niego korzystać. I wiecie co? Korzystała od małego! Legowisko ustawiliśmy przy naszym łóżku w sypialni i od pierwszych dni chętnie spała na swoim miejscu. Następnym krokiem był wybór mat na potrzeby fizjologiczne pieska. Początkowo kupiliśmy jedną paczkę w zoologicznym, ale cena nie była zbyt zachęcająca, więc następną zamówiliśmy już na allegro. Polecam na allegro wyszukać "podkłady chłonne higieniczne" - ich koszt to 30 zł za 50 szt., natomiast w sklepie zoologicznym 30 zł za 10 szt. Kupiliśmy też kilka zabawek, szarpaki, miski na wodę i pokarm (nam hodowca polecił kupić miski stożkowe z gumą). Ponadto zdecydowaliśmy się na obrożę, zamiast szelek. Często byliśmy pouczania lub po prostu pytani, dlaczego nie szelki. Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana, ale nie każdemu chce się szukać informacji. Otóż taki szczeniak rośnie, jak każde inne stworzenie. Zbyt wczesne używanie szelek powoduje zmiany zwyrodnieniowe w kręgosłupie psiaka poprzez osłabienie mięśni grzbietowych i nieprawidłowy rozwój. Tesla dziś ma 7 miesięcy i dopiero za 1-2 miesiące planuję przerzucić się na porządne szelki🙂Do "wyprawki" dołączyła jeszcze smycz i pokarm. Od rodziców Kuby dostaliśmy składaną zagrodę o powierzchni prawie całego mieszkania, ale Tesla szybko nauczyła zostawać sama i w tym czasie nam nic nie psuła.


Oprócz zakupów przygotowywaliśmy się jeszcze poprzez szukanie informacji na temat szkolenia malucha, socjalizowania, zadbania o jego poczucie bezpieczeństwa itp.
Pierwsze spotkanie.
Nasz wielki wymarzony dzień nadszedł 29 maja, a wraz z nim pierwsze spotkanie malucha. Już na wstępie pokazała swój charakterek, a to spojrzenie niezmiennie towarzyszy jej od 7 miesięcy! Ale poza radością jest jeszcze coś, o czym rzadko kiedy się głośno mówi, a mianowicie - jak ona się czuje bez mamy? Takie przemyślenia zaczęły nam towarzyszyć dopiero w drodze powrotnej, gdy mała zaczęła być najpierw niespokojna, a następnie bardzo apatyczna. Później między sobą już o tym nie rozmawialiśmy, ale to nie znaczy, że o tym nie myśleliśmy. Przez kilka dobrych dni wciąż towarzyszyło mi to nieprzyjemne uczucie, że odebrałam ją matce. Jest to doświadczenie, z którym sami musimy się uporać, bo każdy z nas inaczej przeżywa tak delikatne sytuacje.
Pierwsze kroki w nowym domu.
Nie mogło być zbyt pięknie i już drugiej nocy mała nam się pochorowała. Pierwsze w kolejności, co dostrzegliśmy, to jej apatyczność i brak chęci do zabawy. Później dostrzegłam, że ma bardzo spuchnięty brzuch, więc od razu wykonaliśmy telefon do weterynarza. Wszystko wskazywało na to, że za szybko podaliśmy jej nową karmę, a że labradory mają alergie środowiskowe i pokarmowe, jej organizm zaczął się bronić przed nową karmą. Na szczęście wystarczyło podać lek dla niemowląt dostępny w każdej aptece bez recepty (nie pamiętam już dokładnie, co to był za lek).


Tesla szybko się zadomowiła, ale i tak potrzebowała na to kilku dni. Najpierw spała tylko pod stolikiem kawowym, później jeszcze chowała się za kanapę. Dopiero po upływie wyżej wspomnianych kilku dni zaczęła swobodnie zasypiać w każdym zaułku mieszkania, ale jej ulubionym zdecydowanie był balkon i łazienka.


Początkowo też zwinęliśmy jej dywan myśląc, że dzięki temu nie będzie się na nim załatwiać, ale jak się okazało, Tesla jest czyściochem i od razu zaprzyjaźniła się z matami, natomiast dywan rozwinęliśmy, bo strasznie się ślizgała po parkiecie i baliśmy się, że mogłaby zrobić sobie krzywdę.
Pierwsze spacery.
Pierwsze oficjalne spacery powinno się rozpocząć dopiero po wszystkich szczepieniach. Nasz weterynarz powiedział, że jeśli nie pozwolimy małej wąchać innych psów i wszystkiego co z innymi zwierzakami związane, nie powinno być problemu. Dlatego też wychodziliśmy na kilka krótkich chwil posiedzieć na trawce, a gdy jakiś piesek się zbliżał, od razu braliśmy Teslę na ręce.


Od małego puszczałam Teslę bez smyczy. Zazwyczaj wychodziłam z nią na spacery, gdy po Dolince już nie było innych psów, więc to mini szkolenie pilnowania się właściciela szło lepiej, bo nie dostawała rozpraszających bodźców z zewnątrz. Zdarzało się, że gdzieś odbiegła, ale od razu do nas wracała, a gdy szliśmy przez park, to nigdy nie odchodziła od nas dalej, niż kilka metrów.


Największym problemem, który mam z nią do tej pory, to byt duże zaufanie do obcych osób. Przyznam szczerze, że trochę mnie irytuje postawa wielu ludzi, którzy bez pytania podchodzą i głaszczą Teslę. Przez to robi się zbyt ufna. Wciąż próbuję zwalczyć ten jej nawyk podchodzenia do wszystkich na spacerze i witania się z każdym napotkanym człowiekiem.
Pierwsze straty.
Często się słyszy stwierdzenie, że przed szczeniakiem trzeba wszystko pochować, w szczególności kable. Trochę prawdy w tym jest, choć spodziewaliśmy się, że będzie gorzej. Kuba gra na gitarze elektrycznej, więc w mieszkaniu poza ładowarkami mieliśmy też inne kable, jak właśnie do wzmacniacza. O dziwo mała ich nie ruszała, ale jej ciekawość przykuła ładowarka do telefonu, którą trochę poskrobała.


Z większych strat w mieszkaniu były dziury w ścianach, które zrobiła Tesla. Jak się okazało, wcale nie brakowało jej żadnych minerałów, ale zrobiła sobie z tego całkiem niezłą zabawę. Do zestawu pogryzionych rzeczy trafił też stolik kawowy z drewnianymi nóżkami oraz metalowe nogi krzeseł, a także kilka papierów toaletowych, ręczników papierowych, moja ukochana paprotka, świeczka i zdjęcie🙈ale to i tak nic w porównaniu z tym, co opowiadali mi znajomi.
Tesla w wolnym czasie udziela się w memach.

Koszty ukryte.
Wszystko pięknie i kolorowo, ale bywają też te mniej szczęśliwe dni z psem, jak np. kosztowne wizyty u weterynarza. Póki byliśmy razem, za wszystkie szczepienia, odrobaczenia i wszelkie wizyty płaciliśmy po połowie, teraz natomiast sama jestem odpowiedzialna za opłacenie wielu jej wizyt u lekarza weterynarii.


Oprócz podstawowych szczepień, szczeniaka trzeba do 6-go miesiąca życia co miesiąc odrobaczać, następnie powtarzać to co 3-6 miesięcy. Do tego dochodzą różnej maści tabletki przeciw kleszczom i pchłom. Gdy Tesla miała ok. 4 miesięcy zachorowała nam na świerzb, a leki i wizyty przekroczyły kwotę 300 zł. Za to kilka dni temu nasze wizyty u weterynarza znów stały się nieco częstsze, ponieważ Teslę dopadła jakaś alergia, a wraz z nią niewielkie zapalenie rogówki. Koszt pierwszej wizyty to 100 zł, następnej 40 zł, a jutro czeka nas wizyta u psiego okulisty, co również nie będzie tanie.


Pies to często miesięczny wydatek w granicach kilkuset złotych. Wiadomo, nie zawsze, ale często. Do wyżej wymienionych zaliczyć można również kupno nowej smyczy i obroży bo pies wyrósł, legowiska bo się zużyło, nowych gryzaków bo pies połowę zjadł, a drugą połowę rozszarpał😅kupoworki bo się skończyły, karma (u nas zawsze worki 15kg za 94 zł - starcza to nam na nieco ponad miesiąc). W kosztach ukrytych znajdą się też rzeczy podróżne, jak miski na wodę, szczotka do wyczesywania sierści, maty podróżne do samochodu.


Mimo, że mam ciężką sytuację finansową, bo koronawirus znów pokrzyżował moje plany co do rozpoczęcia nowej pracy, to odłozone i zaoszczędzone pieniądze, za które mogłabym kupić sobie jakiś ciuch, bez zastanowienia wydaję na Teslę. Będąc właścicielem psa są rzeczy ważne i ważniejsze, a nie ma nic ważniejszego od szczęścia i zdrowia naszego pupila 🙂
Coś o wychowaniu.
Specem w tym temacie nie jestem ani nie uczęszczaliśmy do psiego przedszkola. Z behawiorystą też się nie kontaktowaliśmy. Wszystko, co potrafi Tesla, to tylko i wyłącznie nasza/moja cierpliwość i podpatrzone techniki nauki.

Komendy
Komendy "siad" nauczyła się w 15 minut już podczas pierwszego miesiąca z nami i jest to jej popisowy trick😂 Później nauczyła się komendy "zostań" i zwolnienia z niej na "chodź do mnie". Z czasem nauczyła się również czekania na sygnał, gdy stawia jej się miskę z jedzeniem (wcześniej się na nią rzucała). Na komendę "chodź" potrafi wytrwale chodzi przy nodze na luźnej smyczy pod warunkiem, że w ręku mam dla niej smaczka. Na spacerach często stosuję i nagradzam ją za słuchanie się komendy "do mnie". Wszystkiego została nauczona na zasadzie nagradzania smaczkami za dobrze wykonane zadanie z tym, że próby były powtarzane czasem setki razy.

Załatwianie się
Za to z jej załatwianiem się w domu nie mieliśmy raczej większych problemów. Z maty od razu intuicyjnie nauczyła się korzystać i prawdę mówiąc sama nauczyła załatwiać się na dworze. Oczywiście dostawała za wszystko smaczki, czasem nawet udawała, żeby go dostać! I tak, jak jeszcze przez jakiś czas zdarzało jej się nie wytrzymać i zrobić siku w domu, tak grubszą sprawę sygnalizowała wcześniej i załatwiała się na dworze. Co ciekawe, Tesla bardzo rzadko załatwiała się tam, gdzie spaliśmy. Często wychodziła w nocy na balkon lub przez drugie drzwi do salonu i tam robiła na matę, taka mądra :)


Jazda autem
Od początku trzymałam Teslę na kolanach jako pasażerka na przednim siedzeniu. Z czasem starałam się nauczyć ją leżeć "w nogach", ale twardo stawiała na swoim i chciała jechać przytulona. Odkąd jeździmy same, Tesla grzecznie leży przed przednim siedzeniem pasażera i potrafi przespać kilku godzinną podróż. Mam jednak nadzieję, że wkrótce uda nam się zaopatrzyć w matę i pasy bezpieczeństwa na tylne siedzenia, bo taka jazda z przodu jest bardzo niebezpieczna w razie jakiegokolwiek wypadku...


Na luźnej smyczy
Chodzenie na spacerach na luźnej smyczy wciąż jest tematem do przepracowania. Jest oczywiście lepiej, mniej więcej wiem, jak do niej dotrzeć i skupić na sobie jej uwagę, by szła grzecznie obok mnie. Niestety często się zdarza, że Tesla przypomina rozwianą chorągiewkę na tej smyczy. Najgorzej, jak zobaczy gdzieś gołębie, w końcu to najlepsi kumple do zabawy, bo zawsze uciekają, a Tesla lubi, jak pieski i inne zwierzaki przed nią dają nogę🙈


Bez smyczy
Od małego na spacerach puszczaliśmy ją, by szła luźno, ale się nas pilnowała i tak jej zostało. Idąc z nią do lasu, gdy nie ma w pobliżu nas ludzi, bez problemu mogę ją spuścić nie obawiając się, że nie wróci. O tyle jest to komfortowe, że mnie wtedy nie ciągnie i nie szarpie, a gdy odbiega kawałek dalej zawsze sprawdza gdzie jestem i przybiega się pokazać, by znów pobiec załatwiać jakieś swoje psie sprawy!


Podjadanie
To kolejne utrapienie właścicieli labradorów, bo to rasa która lubi sobie pojeść... Na moje szczęście nigdy nie dawaliśmy jej naszego jedzenia z talerza, więc dziś nie prosi i nie wymusza, gdy spożywam posiłek. Jedynym problemem są spacery, na których są porozrzucane kawałki jedzenia np. dla zwierzyny leśnej. Tesla to pies myśliwski i żadne jedzonko się przed nią nie ukryje.


Spanie na legowisku
Od pierwszych dni w naszym byłym mieszkaniu pokazaliśmy jej, że legowisko to jej bezpieczna strefa. Później już tylko się rozczulaliśmy nad widokiem śpiącej Tesli na swoim miejscu! Dziś w ciągu dnia często z niego korzysta, ale ostatnio nauczyła się spać na kanapie🙈
Usposobienie i charakter
Czas powiedzieć coś o jej usposobieniu i charakterze...  a raczej o tym, jak uległy one zmianom na przestrzeni tych kilku miesięcy. Otóż z początku Teslę można było bez wątpienia nazwać wredną i to z premedytacją! Miała ona w swoim życiu taki okres, że ciągle i to na wszystko szczekała. Sprawiało jej to ogromną frajdę i przy tym była taka urocza... ale szczekała też, gdy chciała na dwór. I weź tu człowieku bądź mądry i zrozum, że ten szczek był o pół tonu niżej i panienka żąda wyjścia na dwór! Więc jak się z nią nie wychodziło, tylko podziwiało to urocze szczekanie, księżniczka zła na cały wszechświat, na twoich oczach zaczynała siusiać na dywan, mimo że doskonale potrafiła na matę! Była też nieufna i nie chciała spać z nami w łóżku, co na szczęście jej przeszło. Z psa, który nie lubił się przytulać, a łóżka wystrzegał się jak ognia, wyrosła psia nastolatka lubiąca pieszczoty, przytulanki i wspólne spanie. Dziś, gdy gotuję, kąpię się, pracuję/studiuję z domu ona zawsze jest ze mną. Nieważne, którą z tych czynności wykonuję, Tesla nie potrafi znieść myśli, że możemy przebywać w tym samym mieszkaniu, a ona mnie nie widzi. Nie ma problemu z zostawaniem w domu samej, co już pokazała mając 2 miesiące, ale ma problem z zostawaniem samej w pokoju🙈 w skrócie - gdzie ja, tam i ona, a ja nie mam na to kontrargumentów. Na pewno coś, z czego wyrosła, to podgryzanie mnie i przedmiotów codziennego użytku. Już dawno mnie nie ugryzła dla zabawy (zdarza się, ale to zupełnie przez przypadek, gdy chce złapać szarpak, a złapie za mojego palucha). Co ciekawe, Tesla zawsze jest TYM psem, który goni podczas zabawy i TYM, który wejdzie na głowę drugiemu, niż się przed nim położy. Tak było od pierwszych spacerów i tak jej zostało. Mogę nawet ze swoich obserwacji powiedzieć, że mnie dogaduje się z psami, które tak, jak ona, chcą wejść na głowę innym - wtedy dochodzi do konfliktów. Niezmiennie jednak kocha dzieci i osoby starsze. Na spacerach często dzieci (ok. 3-6 lat) chcą się do niej przytulić/pogłaskać i Tesla, jak zupełnie inny pies, siedzi grzecznie, opanowuje emocje i daje się pogłaskać ludzkim szczeniakom. Niestety lubi też zaczepiać wszystkich na ulicy, podchodzić, czasem na innych skakać - mam nadzieję, że uda mi się ją tego oduczyć. Na co dzień jest radosna, uśmiechnięta, chętna do zabawy i szczęśliwa za każdym razem, gdy mówię, że jedziemy na wycieczkę, a ona z klatki od razu prowadzi mnie do samochodu😂
Zdjęcie z lewej wykonano 29 maja 2020, zdjęcie z prawej wykonano 10 września 2020.

Jak zmieniło się moje życie codzienne?
Nie można powiedzieć, że nic się nie zmieniło. Wręcz skłamałabym, gdybym to powiedziała. Z jednej strony to życie zmieniło się o 180*. Teraz, gdy wychodzę na spotkanie, zawsze muszę wyliczyć sobie maksymalną godzinę, o której muszę wrócić do domu, by wyjść z Teslą na spacer, a co za tym idzie - skończyła się spontaniczność w kwestii zostawania na mieście do bladego rana, nocowanie u znajomych czy inne niespodziewane imprezy (jakby w tych czasach jakieś były hehe). Przed każdym dłuższym wyjściem drugi raz wychodzę z Teslą na spacer, żeby się później nie męczyła pod moją nieobecność, która maksymalnie wynosi 8 h. Na szczęście i nieszczęście jestem teraz ciągle w domu, więc nie jest to jakimś ogromnym problemem. Życie zmieniło się też pod względem planowania tygodniowego czy miesięcznego grafiku, w którym muszę uwzględnić Teslę - zamawianie karmy, wizyty kontrolne u weta. Na dłuższe spotkania w Warszawie zabieram ją ze sobą.
Jak zmieniło się moje życie podróżnicze?
I to jest ciekawe, bo tyle, co nic. Oczywiście nie zrealizuję teraz marzenia kilkumiesięcznej podróży autostopem po Azji czy roadtripa po USA, ale mam tylu życzliwych ludzi wokół siebie, że w razie potrzeby wiem, komu mogę powierzyć opiekę nad Teslą na kilka dni w momencie, gdy będę chciała polecieć gdzieś coś pozwiedzać. Ponadto jeszcze nic straconego, bo gdy się odkuję, zbuduję sobie i Tesli dom w campervanie i gdzieś razem pojedziemy! A kto wie, może nastąpi to szybciej, niż później? Na pewno byłoby ciekawie. Z tym życiem podróżniczym i tak nie jest teraz ciekawie, a ja nauczyłam się żyć tym, co jest tu i teraz (a przynajmniej wciąż się uczę) i nie wybiegam z problemami niepotrzebnie w przód. Wierzę, że co ma być, to będzie, a będzie dobrze. O to się modlę i wiem, że taki był Boży plan, żebym zaopiekowała się Teslą, zastanowiła się nad swoimi priorytetami i żebym mimo przeciwności losu nie traciła nadziei i spełniała marzenia. Pies to nie wymówka, a moje błogosławieństwo 🙂


PS Na dniach będziecie mogli przeczytać o psie, który jeździł InterCity i zwiedzał Wrocław - to tak apropo błogosławieństwa, a nie wymówki!
Na koniec w komentarzach podzielcie się, którą Teslą dziś jesteście!😂





Brak komentarzy