Bierzecie psa? To co teraz z Waszymi podróżami? Wiecie, że to ogromna odpowiedzialność? I co, będziecie z nim teraz wszędzie latać? Nie możecie tego, musicie tamto... Czy i Wam zdarzyło się usłyszeć podobne stwierdzenia? Nam niestety tak i to dość często, prawie na każdym kroku, ale w tym poście chciałabym pokazać jak wyglądał nasz pierwszy wypad z 3 miesięcznym psem pod namiot, przed którym dostałam kilka niepotrzebnie przestrzegających mnie wiadomości.
Gdzie byliśmy?
Chcąc upiec kilka pieczeni na jednym ogniu, a mianowicie: 1. wybrać się pod namiot, 2. obudzić się z ładnym widokiem, 3. poczuć wakacje, 4. mieć w nocy czyste od zanieczyszczeń świetlnych niebo, wybraliśmy się na Warchały. Czemu tak nam na tym niebie zależało? Otóż do 23 lipca 2020 roku można było gołym okiem oglądać kometę NEOWISE, co też chcieliśmy doświadczyć. Kuba znalazła okolicę, w której jest najlepsza widoczność nieba, ja zaproponowałam niedaleko położone i znane mi Warchały i tam się udaliśmy.
Trafiliśmy nad Jezioro Świętajno. Ale zanim się gdziekolwiek rozłożyliśmy, musieliśmy swoje wycierpieć. Szukaliśmy jakiejś fajnej lokalizacji, by móc postawić dom na dziko, bez ludzi, bez hałasu, ale się nie dało. Kręcąc się przez 1,5 godziny w końcu znaleźliśmy to idealne miejsce! Tuż obok kempingu Bidunga nr 69 był mały cypelek ze schowanym skrawkiem plaży za drzewami. Postawiliśmy namiot i poza ludźmi, którzy za naszym namiotem mieli wynajęte domki letniskowe, nie było nikogo. No i jak już myśleliśmy, że wszystko idzie po naszej myśli, to okazało się, że "sąsiedzi" nie lubią psów i postanowili nagadać swoim dzieciom, że nasza Tesla poodgryza im ręce🙄 co dla mnie było ogromnym szokiem, bo przed rozłożeniem namiotu spytaliśmy się, czy nie przeszkadza im piesek...
Coś o naszym psie...
Mimo książkowo "łagodnej, towarzyskiej i przyjaznej" rasy naszego psa, nam trafił się nieco inny egzemplarz🤔 Tesla jest 3,5 miesięcznym labradorem, ale z byciem spokojną i łagodną raczej nie ma nic wspólnego. Za to bycie towarzyską ma jednak w genach. Nie chcemy się na nią skarżyć, a jedynie nakreślić jej charakter i temperament, by Tobie czytelniku, było łatwiej zrozumieć nasz pobyt z nią nad jeziorem. Otóż jest ona bardzo żywiołowym i ciekawskim szczeniakiem. Mimo, że nie będąc na smyczy chodzi przy naszej nodze, to jednak jak zobaczy nowego człowieka nie potrafi się powstrzymać przed przywitaniem się z nim. No i to jest nasz pierwszy problem - ona za bardzo kocha ludzi, a zwłaszcza dzieci. Drugim problemem związanym z tą rasą jest fakt, że zjedzą wszystko co wpadnie im PRZYPADKIEM do pyska 🙄 przez to musimy mieć ją ciągle na oku i w razie "W" - wyciągać jej to, co próbuje aktualnie sobie podjeść (a są to przeróżne rzeczy, uwierzcie mi). Trzecia i jak na razie ostatnia kwestia (w następnym wpisie poświęconym Tesli dowiecie się więcej) to jej szczekanie. Mogłoby się wydawać, że tak uroczy pyszczek nie ma zbyt wiele do powiedzenia. No mogłoby. Ale jest inaczej. Tesla uwielbia szczekać, a zwłaszcza wtedy, kiedy coś jej się nie podoba. A nie podoba jej się wiele i bardzo często. Ale nie można jej odebrać inteligencji, bo szczeka też w bardzo ważnych kwestiach jak "wyjdź ze mną", "daj mi jeść", lub "no człowiek, halo, tu jestem, zabawa czeka". Co nie zmienia faktu, że szczekanie może być uciążliwe.
Czy udało nam się wypocząć ze szczeniakiem na takim kempingu? Zdecydowanie nie. Przy żywiołowym i ciekawskim psie trzeba mieć oczy dookoła głowy, pilnować by nie pobiegł za innym psem, sprawdzać co chwilę, czy nie zaczepia dzieci, czy nie je czegoś zostawionego przez poprzednich obozowiczów. Było to uciążliwe zarówna dla nas, jak i dla niej, gdyż musiała być ciągle przypięta na smyczy.
Nie będę tu teraz ściemniać, że mamy kolorowe życie i wyjazdy z Teslą, bo nie mamy. Jest ciężko, ale w efekcie finalnym nie zmienilibyśmy tego i nie wrócilibyśmy do poprzedniego życia bez niej. Tesla jest ogromnie wdzięcznym psem i mimo, że czasem mamy dość jej humorków, to jest naszym promieniem słońca każdego, nowego dnia❤️
Widok z namiotu mieliśmy niesamowity. Jestem w szoku, że udało nam się znaleźć, choć na jedną noc, tak ustronne miejsce, nie mając ani przed sobą, ani za sobą ani w promieniu 100 m żadnego innego namiotu! Było tak, jak to sobie wymarzyłam przed biwakiem. Dodając element kobiecości w tym naszym przytulnym mieszkanku, powiesiłam cotton ballsy na wspaniałej konstrukcji stworzonej przez Kubę 😀
Co zabraliśmy na biwak?
Nie będę ściemniać, że był to mój pierwszy raz, ani piąty, ani dziesiąty. Pod namiot wyjeżdżam od 8 roku życia, co daje mi na chwilę obecną jakieś 16 lat już. Ponadto w zeszłym roku przez 2 tygodnie jeździłam po Norwegii autostopem i spałam właśnie pod namiotem. Tym razem jednak biwak był inny, bo: 1. pojechaliśmy swoim autem, 2. mogliśmy zabrać co chcieliśmy, 3. byliśmy krótko (1 noc). Gdy wyjeżdżam na pielgrzymki to pakowanie wygląda inaczej, tak samo jak jadę gdzieś na autostopa, ale kilka z podstawowych rzeczy jest niezmiennych.
1. Namiot - zazwyczaj jeżdżę sama i nie jest mi potrzebny większy, niż 1-osobowy, ale po tylu latach pielgrzymowania posiadam kilka rozmiarów namiotów, więc wybraliśmy ten 2-osobowy z Decathlonu, który sam się rozkłada. Bardzo fajna turystyczna opcja, co niestety nie sprawdza się na autostopie.
2. Karimata/materac - rozkładając się w namiocie zawsze bardziej komfortowo śpi mi się na karimacie, która fajnie izoluje od zimnej podłogi. Na chwilę obecną nie posiadam żadnego materaca, ale to również dobra koncepcja na spanie.
3. Śpiwór - bezapelacyjnie jest kolejnym niezbędnym (jak dla mnie) elementem wyjazdu pod namiot. Do Norwegii zainwestowałam w nowy, który po złożeniu jest ponad 2x mniejszy niż mój poprzedni i świetnie mieście się w plecak.
Na taki wypad przydadzą się jeszcze latarka, jakiś off na komary, poduszka (choć ja lubię na wyjazdach kłaść sobie pod głowę po prostu plecak), jeśli ktoś jest zmarźluchem to można wziąć koc, który my akurat zabraliśmy Tesli, żeby też miała mięciutko pod główką, do tego mata do siedzenia na zewnątrz. U nas przydały się jeszcze ręczniki szybkoschnące. Gdybyśmy wyjechali na więcej, niż jedna noc, na pewno zabralibyśmy butlę gazową, menażkę, coś co można bez problemu przygotować do jedzenia (makarony z sosem itp), a jak już bierzemy naczynia to i produkty, by później je umyć. My jednak z tego zrezygnowaliśmy, bo wiedzieliśmy, że wracając wstąpimy gdzieś na obiad, a później do mojej babci, która mieszka w okolicy.
Psu zabraliśmy oczywiście miski (na wodę i na jedzenie), zabawki gryzaki, gdyby postanowiła w nocy się przebudzić i niekontrolowanie pogryźć mi namiot😂, jedzenie i kosteczki za bycie grzeczną. Dobrze też przed takim wyjazdem podać tabletkę przeciw kleszczom.
PS Zapomniałam o najważniejszym elemencie biwaku - o cotton ballsach!😂 Ale powiem Wam, że taka pierdoła, a zrobiła nam ogromny klimat☺️
PS2 Oczywiście można zabrać ze sobą dużo więcej rzeczy tj. stolik, krzesła, parasol etc. ale nam nie były one potrzebne na jedną noc.
Mieliśmy przepiękny widok z namiotu na zachód słońca, jak i o poranku na jezioro.
Pierwsza noc Tesli w namiocie.
Pierwsza noc ze szczeniakiem w namiocie okazała się być... po prostu dobra. Tak ją wymęczyliśmy przez cały dzień zabawą, że wieczorem w namiocie jak się położyła, tak zasnęła. Obeszło się bez niekontrolowanych niespodzianek, szczekania czy porannych wygłupów. Na wyjazdach mamy z nią o tyle dobrze, że czeka na nas aż wstaniemy tak długo, jak to możliwe (co w ciągu zwykłego tygodnia oczywiście wygląda inaczej).
W namiocie przygotowaliśmy jej miedzy naszymi nogami kocyk, ale i tak w środku nocy przyszła i położyła się między nami, trochę jednak mnie wypychając pod ścianę😂
Pytania od Was:
1. Co z prądem i toaletą?
Był to kemping, za który musieliśmy zapłacić (jedynie za to, że zaparkowaliśmy autem). Na takich zorganizowanych kempingach prawie zawsze są toalety i miejsca, w których można się podłączyć, co też było i w tym przypadku. Prąd był nam na jedną noc zupełnie niepotrzebny - telefon podładowałam power bankiem, a cotton ballsy były na baterie, co jest super rozwiązaniem :) toalety były za darmo, tak jak i miejsca, w których można było umyć naczynia, ale ciepła woda pod prysznicem kosztowała 2 zł za 5 min lub 5 zł za 12 minut.
2. Jak Tesla znosi podróże?
Już od samego początku przyzwyczajaliśmy ją do auta jeżdżąc co tydzień do rodziców. Przez pierwsze dwa razy bywała niespokojna, zbyt ciekawa, ale z każdym kolejnym razem zaczynała grzecznie zasypiać. Problem jednak się rodzi w momencie, gdy Tesla woli spać całą drogę na moich kolanach, a już nie jest malutkim szczeniaczkiem😅w niedalekiej przyszłości będziemy ją uczyć jeździć z tyłu auta (na odpowiedniej macie, z pasami).
3. Jaki mam namiot i czy go polecam?
Jak już wcześniej wspominałam, wzięliśmy na ten wypad namiot turystyczny (na stronie Decathlonu widnieje jako kempingowy) 2-osobowy 2-seconds. Jest to namiot, którego pałąki są w środku połączone w koła, co daje nam możliwość szybkiego rozstawiania. Potocznie mówi się, że to namiot "rzucany". Na takie wypady jak najbardziej go polecam. Rozkłada się go i składa szybko i przyjemnie, tak naprawdę dwoma ruchami. No polecam 😀jednak na autostopa wybrałabym taki, który zajmuje mniej miejsca.
4. Co okazało się być niezbędne na biwaku?
Patrząc na ten biwak z perspektywy spędzonego na nim czasu, ciężko stwierdzić co było niezbędne. Nie spędziliśmy tam tyle czasu, by któraś z rzeczy mogła wydawać się za mniej ważną. Nie odbyłoby się to bez namiotu, bez śpiwora, bez przekąsek, bez stroju kąpielowego czy szczoteczki do zębów. Za krótko tam biwakowaliśmy, by można było udzielić na to pytanie satysfakcjonującej odpowiedzi.
5. Czy było to jakieś pole namiotowe czy na dziko? I czy nikt nie miał z tym problemu?
Był to NIESTETY kemping. Liczyliśmy po cichu, że znajdziemy jakieś ustronne miejsce na dziko z widokiem na jezioro, ale ostatecznie udało nam się znaleźć ustronne miejsce na przepełnionym kempingu. Jak wyżej w tekście już wspomniałam, jedyny problem jaki się pojawił, to dziwni ludzi przekonujący swoje dzieci, że nasz szczeniak to mięsożerny potwór zjadający dzieci🙄Ale z dwojga złego nie mogliśmy narzekać, bo i tak miejsce trafiło nam się, jak ślepej kurze ziarno.
6. Czy nie boję się spać pod namiotem?
Jakoś od zawsze jestem osobą zbyt ufną i w takich sprawach rzadko kiedy myślę o strachu. Nigdy raczej nie miałam przykrych sytuacji związanych ze spaniem w namiocie, a śpię w nim co roku już od 16 lat przez prawie 2 tygodnie w każde wakacje. Moim największym utrapieniem są jedynie pająki, których nienawidzę równie mocno co szczypawki. Zawsze pilnuję, by mieć zamknięty namiot i nie dopuścić do sytuacji, by któryś z nieproszonych gości przypadkiem się u mnie nie pojawił :)
7. Skąd mam wiedzieć, w którym miejscu rozbić namiot?
Sprawa jest prosta - najpierw sprawdzasz, czy teren jest równy, by nie było żadnego spadku, czy nie ma w tym miejscu kamieni, szyszek, gałęzi, dołków, a i nie polecam spać w miejscu po skoszonym zbożu (nietrudno wtedy o przedziurawiony namiot). Później już tylko wybierasz, co chcesz widzieć po wyjściu z namiotu i rozkładasz:) Nie jest to ogromna filozofia, a może ułatwić biwakowanie.
8. Gdzie dokładnie znaleźliśmy tak puste miejsce na Warchałach?
Może nie będę się tu zbytnio rozwodzić, a po prostu zostawię screena miejsca, w którym dokładnie nocowaliśmy:
A jak u Was wyglądają wyjazdy pod namiot? Wolicie jeździć całkowicie sami, czy z partnerem/partnerką? A może macie jakieś nieoczywiste wspomnienia z takich wyjazdów i chcielibyście się nimi ze mną podzielić? Zachęcam do zostawiania ich w komentarzach!
Brak komentarzy