Obsługiwane przez usługę Blogger.

Kijów – wspomnienia z Ukrainy.

Nasz wyjazd do stolicy Ukrainy odbył się we wrześniu 2021 roku. Decyzja na temat wyjazdu do Kijowa zapadła dość spontanicznie. Znaleźliśmy wówczas tanie loty, a i koszty życia na miejscu okazały się być bardzo atrakcyjne. Dlatego podejmowanie decyzji nie trwało zbyt długo. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to możliwie ostatnia szansa, na zobaczenie Ukrainy tak piękną, jaka była przed nadchodzącą wojną.


Dlatego dzisiaj, odgrzebując zakurzone fotografie, a wraz z nimi wracające wspomnienia, chciałam przywrócić te wszystkie dobre i beztroskie chwile, słoneczne poranki i klimatyczne wieczory, stare budynki, które chowały w sobie setki i dziesiątki lat historii. Mam nadzieję, że wraz z tymi zdjęciami, zrobi Wam się choć przez moment ciepło na sercu myśląc o Ukrainie.


Na blogu znajduje się już wpis o tym, ile wyjazd do Kijowa kosztuje, oraz co warto zobaczyć. Dziś natomiast będzie garstka wspomnień.


Matka Ojczyzna

    Wspominając to miejsce od razu nasuwa mi się uśmiech na twarz. Pamiętam, jak najpierw wynajęliśmy elektryczną hulajnogę na minuty. Mieliśmy problem z przejściem przez ulicę, bo żeby dostać się na drugą stronę, musieliśmy przejść podziemiem, a to równało się z noszeniem tego cholerstwa na rękach. Później przy szklanym moście jechaliśmy pod górę, a hulajnoga traciła swą moc. Po dojechaniu ostatecznie na miejsce, w bardzo przyjemny i słoneczny poranek, naszym oczom ukazał się ten monument!
    Później spacerek wokół pomnika, kilka zdjęć i moje niefortunne wejście na trawę... wówczas nakrzyczał na mnie pan z ochrony, że na trawkę nie wolno..

Ławra Peczerska
    Do Ławry Peczerskiej dotarliśmy w dzień nabożeństwa. Czuliśmy się trochę nieswojo i niezręcznie wśród wiernych. Przyglądaliśmy im się jedynie z boku, wychwytując ich zachowania i obrzędy, ale nie w żaden nachalny i turystyczny sposób. Usiedliśmy na ławce w cieniu, czekając na naszą kolej do wejścia na dzwonnicę. Później natomiast doświadczyliśmy kolejnego, cudownego momentu. Od razu po nabożeństwie rozległy się piękne dźwięki, wybijane przez jednego z popów. Było to niczym koncert, a my na nim w pierwszym rzędzie.
Widok z Ławry Peczerskiej na Matkę Ojczyznę

Majdan Niezależności
inaczej: Plac Wolności
    Codziennie, po kilka razy przechodziliśmy przez plac. Czasem całkowicie pusty, czasem mijając pędzących ludzi do pracy, a jeszcze innym razem przeciskając się przez setki turystów. 

Monastyr św. Michała Archanioła
   Monastyr ten pierwotnie został wzniesiony w XII wieku i dedykowany Świętemu Archaniołowi. W latach 30. XX wieku zniszczono go twierdząc, że nie ma żadnej wartości historycznej. Natomiast w latach 90. na nowo postanowiono go odbudować, a prace skończyły się w 2000 roku.
    Ze wspomnień został mi rześki poranek, podczas którego nieśmiało kręciliśmy się wokół cerkwi, nie narzucając się wiernym zbierającym się w budynku. Nie musieliśmy długo czekać, by usłyszeć jeden z bardziej klimatycznych momentów, coś na rodzaj dzwonów, ale w wydaniu wielu, małych dzwoneczków. Dźwięki te dobiegały do naszych uszu z wieży tuż przy bramie głównej. To było coś magicznego.


Sobór Mądrości
    Sobór wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Sąsiadujący z wyżej wymienionym Soborem św. Michała Archanioła. Sobór Mądrości dziś już jest tylko muzeum, a za wstęp trzeba było zapłacić. Do tego mieliśmy aż 3 podejścia, a ostatecznie udało nam się późnym popołudniem, mając przy tym wspaniałe światło do zdjęć. Mniej klimatyczne miejsce, bo przyciągało do siebie bardzo wielu turystów, ale i tak było warte odwiedzenia.

Cerkiew św. Andrzeja
    Kolejne miejsce, do którego wielokrotnie wracaliśmy. Bywaliśmy tu i rano i wieczorem, obserwowaliśmy tańczące pary, ulicznych grajków i zwykłych przechodniów. To miejsce było idealnym na wieczorne spotkania i spacery o zachodzie słońca z widokiem na zasypiające miasto.
    Mam z tym miejscem jedno, wyraźne wspomnienie. To było nasze drugie podejście do cerkwi i zrobienia kilku satysfakcjonujących zdjęć. Trafiliśmy na przepiękny wschód słońca, i póki słońce całkowicie nie wstało, obserwowaliśmy jak słońce powoli oświetla kolejne budynki. Po zdjęciach przeszliśmy na pobliskie stragany z pamiątkami. Wzrokiem wyszukałam piękne szachy (wówczas bardzo często z Marcinem, moim kompanem podróży, grywaliśmy partyjki). Zamarzyły mi się moje własne szachy, z targu staroci — stare, zniszczone, z duszą. Niestety, wszystkie były nowe i typowo turystyczne. No ale clue historii jest takie, że cały czas mówiliśmy o szachach "szaszki" i w sumie nie wiedzieliśmy, że ma to swój odpowiednik w ukraińskim. Jakaś pani usłyszała i zaczęła mówić coś w stylu, że te szachmaty (szachy) mają też szaszki — no i tutaj okazało się, że szaszki to były warcaby. NO I ŚMIECHOM NIE BYŁO KOŃCA.


Rynek Besarabski
Z samym miejscem wspomnień nie mam jakiś szczególnych, ale to właśnie tutaj Marcin kupił uwaga — konserwowego arbuza. Osobiście nie próbowałam, ale Marcin mówił, że ciekawe doświadczenie😅 Ogólnie w pokoju, co wieczór urządzaliśmy sobie wieczór smakoszy. Kupowaliśmy najróżniejsze ciastka, chipsy, nawet alkohol i papierosy i próbowaliśmy wszystkiego po trochu.

Roshen
    Historia właściwie pierwszorzędna. Nie wiem czy kiedykolwiek próbowaliście cukierków czekoladowych z makiem. Ogólnie jeśli nie, to wiedzcie, że są przepyszne - pierwszy raz ich spróbowałam na autostopie od ukraińskiego kierowcy. Tak je polubiłam, że stwierdziłam ostatniego dnia, tuż przed wylotem, że muszę je przywieźć do Polski. I przez tę moją zachciankę spóźniliśmy się na metro, a tym samym uciekł nam autobus lotniskowy. Moi drodzy, niestety to nie wszystko... Stojąc na przystanku i modląc się o to, by jakiś zaraz przyjechał, Marcin postanowił pójść do sklepu po ukraińskie papierosy. Wszystko byłoby spoko, ale nie mieliśmy żadnego rozkładu jazdy autobusów, a ja miałam paraliżujące przeczucie, że jak tylko wejdzie do sklepu, to autobus przyjedzie. I zgadnijcie co. Przyjechał. Marcin w sklepie, nie odbiera telefonu, a kierowca mi oznajmia, że nie poczeka. Ostatecznie go mocno ubłagałam, pobiegłam po Marcina, który właśnie się rozliczał z kasjerką i jakimś cudem tym autobusem zdążyliśmy na samolot, do którego wbiegliśmy jako last call. 


Jeśli macie ochotę poczytać więcej o Kijowie, zapraszam na wpis 11 miejsc w Kijowie oraz na vloga, który przypadł wielu osobom do gustu! Znajdziecie go po tym linkiem: Vlog z KIJOWA.
Kijów, Ukraina, 02000

Brak komentarzy