Obsługiwane przez usługę Blogger.

Zniewalająca Petra! Jeden z 7 cudów świata.


    Starożytne miasto wykute w skale, niegdyś będące stolicą antycznego królestwa Nabatejczyków. Miejsce, które po XIII wieku na długo zniknęło z kart historii. Zapomniane przez ludzkość, a znane jedynie zamieszkującym je plemionom. Mowa tu oczywiście o Petrze znajdującej się w Jordanii, która nie bez powodu wpisała się w listę 7 cudów świata nowożytnego. Zdumiewające budowle wykute w skałach okryte niesamowitymi wierzeniami i legendami przyciągają do siebie co roku miliony turystów.


    Dzisiaj Petra już w zupełności została odarta z tajemnic i podana na tacy. Im bliżej Skarbca tym więcej miejscowych naciągaczy, którzy za "drobną" opłatą zaprowadzą Was na jeden z punktów widokowych, natomiast zbliżając się do Monastyru napotkacie za każdym skalnym zakrętem stragany z tandetnymi pamiątkami, przekrzykujących się Jordańczyków, którzy tylko dostrzegli Twój wzrok na ich towarze i przedstawiające się swoim imieniem Panie, które opowiadają wyuczonymi formułkami, żebyście zechcieli wspomóc lokalną społeczność kupując jeden z ich wyblakłych od jordańskiego żaru magnes. 


Nie umniejsza to jednak ogromowi i niepowtarzalności miejsca, do którego właśnie przybyliście. Petra jest zdumiewająca na każdym kroku. Jej monumentalność zapiera dech w piersiach z każdym spojrzeniem. Ogromny skarbiec wyłaniający się zza ciasnego wąwozu As-Sik, kilkukilometrowa wędrówka schodami wyżłobionymi w skale, mijające po drodze wąwozy ciągnące się aż po sam horyzont, aż na zwieńczenie wysiłku jeden z największych grobowców Petry – Monastyr, wyrzeźbiony w klifowej ścianie Dżabal ad-Dajr.
Skarbiec w Petrze

Czym jest Petra?
Petra to aktualnie ruiny antycznego miasta Nabatejczyków, czyli starożytnego ludu pochodzenia semickiego, który wówczas zasiedlał tereny obecnej Jordanii oraz Izraela. Położona jest w rozległej dolinie Wadi Musa, nazywaną Doliną Mojżesza. Jest to zbiór wszystkich kompleksów, która jest często mylona ze skarbcem ze zdjęcia powyżej.

Pierwsi ludzie zamieszkiwali te tereny już w VI w.p.n.e. Początkowo Petra rozwijała się powoli, a jej mieszkańcy mieszkali w namiotach, prowadząc przy tym na wpół koczowniczy tryb życia. Swój rozkwit Petra osiągnęła na przełomie III w.p.n.e. i trwał on aż do I w.n.e. Nabatejczycy wzbogacali się na handlu mirrą, kadzidłem oraz tak cennymi wówczas przyprawami korzennymi, które dostarczali na tereny dzisiejszego Jemenu. Z kolei Egipcjanom dostarczali kopalny asfalt z Morza Martwego, którego to używano do kremacji zwłok. Swoje skarby przechowywali w trudno dostępnych szczytach świątyń, ale dzięki temu łatwym do obrony.

Po śmierci ostatniego króla Nabatejczyków skalne miasto przejęli Rzymianie. W czasie rządów cesarza Konstantyna, co przypada na 324 rok, było szeroko proklamowane chrześcijaństwo, dlatego też Petrę przemianowano na główna siedzibę biskupa. Niestety niewiele to zmieniło, bo przez dziesięciolecia odbywały się na terenie kompleksu rytuały pogańskie.

W 363 roku w Petrze doszło do silnego trzęsienia ziemi, które powtarzały się też w późniejszych latach. Było to początkiem wyludniania się miasta. Z nielicznych przekazów chrześcijańskich i arabskich podróżników, naukowcy dowiadują się o wzmiankach Petry z XII wieku i Krzyżowcach, którzy zajęli te tereny. Nie zmienia to faktu, że na ponad pięć stuleci Petra znika z kart historii.

Petra w języku arabskim oznacza "skałę".
Tutaj szliśmy drogą od wioski Beduinów na nocowanie w jaskini

Monastyr

Jedna z najlepiej zachowanych budowli w całym kompleksie skalnego miasta. Monumentalne 50 metrów wysokości i prawie drugie tyle szerokości. Został zbudowany w II w. n.e. ale nie został grobowcem, jak pozostałe budowle. Liczne ślady, układ budowli wewnątrz i zapiski świadczą, że było to miejsce zgromadzeń religijnych. Odbywały się tu różne rytuały i obrzędy. Znajdująca się w pobliżu inskrypcja sugeruję, że czczono tam Nabatejskiego króla Obodasa, którego po śmierci wyniesiono na samego boga. Po latach Monastyr służył jako kaplica chrześcijańska o czym świadczą liczne wyżłobione krzyże.


Trasa do klasztoru nie należy do najłatwiejszych, ale spokojnie, nie jest wybitnie trudna. Tutaj rozchodzi się o niezliczone schody prowadzące na sam koniec szlaku, a także na typowo jordańską pogodę. Z samego rana jest dość chłodno, bo około 10 stopni, by następnie około południa rozpalało nas na szlaku żarzące słońce. Te kilka czynników sumuje się na dość ciężkie warunki wspinaczki.


Ale nie rezygnujcie, bo zobaczyć Klasztor to sama przyjemność! W pobliżu napijecie się typowej, jordańskiej herbaty z miętą, bądź kawy z kardamonem. Możecie się przejść po kilku punktach widokowych i obserwować budowlę z różnej perspektywy, a nawet zajrzeć do środka.

    Powyżej jedno z moich ulubionych zdjęć z Petry (choć wszystkie są rewelacyjne — mój współtowarzysz wyjazdu baaardzo się spisał!). Czuję się na nim jak kobieca wersja Indiana Jonesa, czyli mogę publicznie przyznać, że spełniłam to małe-wielkie marzenie małej dziewczynki, którą byłam, gdy po raz pierwszy oglądałam przygody tego znanego archeologa

Ważne na koniec:
  • Przygotowałam dla Was wpis z praktycznymi informacjami dotyczącymi Jordanii, a także ILE taki wyjazd KOSZTUJE: Jordania za mniej niż 1000 zł w 5 dni. 💸
  • W następnym wpisie pojawią się informacje dotyczące noclegu na pustyni, czyli jak zorganizować taki nocleg, czy naprawdę kosztuje on 15 zł za dobę oraz pokażę Wam naszą wycieczkę jeepem po pustyni Wadi Rum 🏜
  • Pojawi się też kontrowersyjny wpis o seksturystyce w Petrze oraz o naszym dość niebezpiecznym noclegu w Jaskini w samym sercu PETRY.
  • Opowiem również o AUTOSTOPIE W JORDANII!


Wszystkie przygody z Jordanii możecie zobaczyć też na moim kanale na YouTube. Wystarczy, że włączycie ten filmik 😉🇯🇴



Jordania

Kijów – wspomnienia z Ukrainy.

Nasz wyjazd do stolicy Ukrainy odbył się we wrześniu 2021 roku. Decyzja na temat wyjazdu do Kijowa zapadła dość spontanicznie. Znaleźliśmy wówczas tanie loty, a i koszty życia na miejscu okazały się być bardzo atrakcyjne. Dlatego podejmowanie decyzji nie trwało zbyt długo. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że to możliwie ostatnia szansa, na zobaczenie Ukrainy tak piękną, jaka była przed nadchodzącą wojną.


Dlatego dzisiaj, odgrzebując zakurzone fotografie, a wraz z nimi wracające wspomnienia, chciałam przywrócić te wszystkie dobre i beztroskie chwile, słoneczne poranki i klimatyczne wieczory, stare budynki, które chowały w sobie setki i dziesiątki lat historii. Mam nadzieję, że wraz z tymi zdjęciami, zrobi Wam się choć przez moment ciepło na sercu myśląc o Ukrainie.


Na blogu znajduje się już wpis o tym, ile wyjazd do Kijowa kosztuje, oraz co warto zobaczyć. Dziś natomiast będzie garstka wspomnień.


Matka Ojczyzna

    Wspominając to miejsce od razu nasuwa mi się uśmiech na twarz. Pamiętam, jak najpierw wynajęliśmy elektryczną hulajnogę na minuty. Mieliśmy problem z przejściem przez ulicę, bo żeby dostać się na drugą stronę, musieliśmy przejść podziemiem, a to równało się z noszeniem tego cholerstwa na rękach. Później przy szklanym moście jechaliśmy pod górę, a hulajnoga traciła swą moc. Po dojechaniu ostatecznie na miejsce, w bardzo przyjemny i słoneczny poranek, naszym oczom ukazał się ten monument!
    Później spacerek wokół pomnika, kilka zdjęć i moje niefortunne wejście na trawę... wówczas nakrzyczał na mnie pan z ochrony, że na trawkę nie wolno..

Ławra Peczerska
    Do Ławry Peczerskiej dotarliśmy w dzień nabożeństwa. Czuliśmy się trochę nieswojo i niezręcznie wśród wiernych. Przyglądaliśmy im się jedynie z boku, wychwytując ich zachowania i obrzędy, ale nie w żaden nachalny i turystyczny sposób. Usiedliśmy na ławce w cieniu, czekając na naszą kolej do wejścia na dzwonnicę. Później natomiast doświadczyliśmy kolejnego, cudownego momentu. Od razu po nabożeństwie rozległy się piękne dźwięki, wybijane przez jednego z popów. Było to niczym koncert, a my na nim w pierwszym rzędzie.
Widok z Ławry Peczerskiej na Matkę Ojczyznę

Majdan Niezależności
inaczej: Plac Wolności
    Codziennie, po kilka razy przechodziliśmy przez plac. Czasem całkowicie pusty, czasem mijając pędzących ludzi do pracy, a jeszcze innym razem przeciskając się przez setki turystów. 

Monastyr św. Michała Archanioła
   Monastyr ten pierwotnie został wzniesiony w XII wieku i dedykowany Świętemu Archaniołowi. W latach 30. XX wieku zniszczono go twierdząc, że nie ma żadnej wartości historycznej. Natomiast w latach 90. na nowo postanowiono go odbudować, a prace skończyły się w 2000 roku.
    Ze wspomnień został mi rześki poranek, podczas którego nieśmiało kręciliśmy się wokół cerkwi, nie narzucając się wiernym zbierającym się w budynku. Nie musieliśmy długo czekać, by usłyszeć jeden z bardziej klimatycznych momentów, coś na rodzaj dzwonów, ale w wydaniu wielu, małych dzwoneczków. Dźwięki te dobiegały do naszych uszu z wieży tuż przy bramie głównej. To było coś magicznego.


Sobór Mądrości
    Sobór wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Sąsiadujący z wyżej wymienionym Soborem św. Michała Archanioła. Sobór Mądrości dziś już jest tylko muzeum, a za wstęp trzeba było zapłacić. Do tego mieliśmy aż 3 podejścia, a ostatecznie udało nam się późnym popołudniem, mając przy tym wspaniałe światło do zdjęć. Mniej klimatyczne miejsce, bo przyciągało do siebie bardzo wielu turystów, ale i tak było warte odwiedzenia.

Cerkiew św. Andrzeja
    Kolejne miejsce, do którego wielokrotnie wracaliśmy. Bywaliśmy tu i rano i wieczorem, obserwowaliśmy tańczące pary, ulicznych grajków i zwykłych przechodniów. To miejsce było idealnym na wieczorne spotkania i spacery o zachodzie słońca z widokiem na zasypiające miasto.
    Mam z tym miejscem jedno, wyraźne wspomnienie. To było nasze drugie podejście do cerkwi i zrobienia kilku satysfakcjonujących zdjęć. Trafiliśmy na przepiękny wschód słońca, i póki słońce całkowicie nie wstało, obserwowaliśmy jak słońce powoli oświetla kolejne budynki. Po zdjęciach przeszliśmy na pobliskie stragany z pamiątkami. Wzrokiem wyszukałam piękne szachy (wówczas bardzo często z Marcinem, moim kompanem podróży, grywaliśmy partyjki). Zamarzyły mi się moje własne szachy, z targu staroci — stare, zniszczone, z duszą. Niestety, wszystkie były nowe i typowo turystyczne. No ale clue historii jest takie, że cały czas mówiliśmy o szachach "szaszki" i w sumie nie wiedzieliśmy, że ma to swój odpowiednik w ukraińskim. Jakaś pani usłyszała i zaczęła mówić coś w stylu, że te szachmaty (szachy) mają też szaszki — no i tutaj okazało się, że szaszki to były warcaby. NO I ŚMIECHOM NIE BYŁO KOŃCA.


Rynek Besarabski
Z samym miejscem wspomnień nie mam jakiś szczególnych, ale to właśnie tutaj Marcin kupił uwaga — konserwowego arbuza. Osobiście nie próbowałam, ale Marcin mówił, że ciekawe doświadczenie😅 Ogólnie w pokoju, co wieczór urządzaliśmy sobie wieczór smakoszy. Kupowaliśmy najróżniejsze ciastka, chipsy, nawet alkohol i papierosy i próbowaliśmy wszystkiego po trochu.

Roshen
    Historia właściwie pierwszorzędna. Nie wiem czy kiedykolwiek próbowaliście cukierków czekoladowych z makiem. Ogólnie jeśli nie, to wiedzcie, że są przepyszne - pierwszy raz ich spróbowałam na autostopie od ukraińskiego kierowcy. Tak je polubiłam, że stwierdziłam ostatniego dnia, tuż przed wylotem, że muszę je przywieźć do Polski. I przez tę moją zachciankę spóźniliśmy się na metro, a tym samym uciekł nam autobus lotniskowy. Moi drodzy, niestety to nie wszystko... Stojąc na przystanku i modląc się o to, by jakiś zaraz przyjechał, Marcin postanowił pójść do sklepu po ukraińskie papierosy. Wszystko byłoby spoko, ale nie mieliśmy żadnego rozkładu jazdy autobusów, a ja miałam paraliżujące przeczucie, że jak tylko wejdzie do sklepu, to autobus przyjedzie. I zgadnijcie co. Przyjechał. Marcin w sklepie, nie odbiera telefonu, a kierowca mi oznajmia, że nie poczeka. Ostatecznie go mocno ubłagałam, pobiegłam po Marcina, który właśnie się rozliczał z kasjerką i jakimś cudem tym autobusem zdążyliśmy na samolot, do którego wbiegliśmy jako last call. 


Jeśli macie ochotę poczytać więcej o Kijowie, zapraszam na wpis 11 miejsc w Kijowie oraz na vloga, który przypadł wielu osobom do gustu! Znajdziecie go po tym linkiem: Vlog z KIJOWA.
Kijów, Ukraina, 02000

Wyjazd z psem za granicę — pigułka wiedzy.


    Jest kilka informacji, o których - jako właściciele naszych czworonożnych przyjaciół - musimy zwyczajnie wiedzieć, a także kilka czynności, które przed wyjazdem musimy zrobić. W tym wpisie dowiecie się wszystkiego, co powinniście wiedzieć przed zabraniem Waszego pupila na wycieczkę do Słowacji.


Mikrochip (lub tatuaż)

    O tyle, co w Polsce chipowanie psa nie jest konieczne, choć warte wykonania, tak wyjeżdżając za granice naszego państwa, do innych krajów należących do UE jest to wymagane. Bez chipu nie wyrobimy paszportu, który jest niezbędny do przetransportowania naszego zwierzaka.

    Zachipować psa można bardzo często za darmo - wystarczy rozeznać się kiedy i gdzie miasto dofinansowuje takie działania. W moim mieście taka akcja zazwyczaj przeprowadzana jest na wiosnę.


Paszport

    Krótko mówiąc - dokument niezbędny. Każdy zwierzak podróżujący ze swoimi właścicielami poza granice państwa musi posiadać dokument potwierdzający jego tożsamość, identyfikowany na podstawie numeru mikrochip. Bez niego, według art. 35 rozporządzenie 576/2013 w przypadku kontroli, odpowiednia władza może:

  • zawrócić zwierzę do państwa, z którego zainicjowało wyjazd
  • poddać zwierzę kwarantannie (bez konieczności podawania gdzie się ono znajduje, co je i w jakich warunkach przebywa)
  • w innym przypadku — poddać EUTANAZJI.

Koszt wyrobienia paszportu u weterynarza: 100 zł


Szczepienia

    Pies musi bezwzględnie posiadać zapis w paszporcie dotyczący aktualnych szczepień, a najważniejszym z nich jest szczepienie przeciw wściekliźnie. Jeśli pies odbył szczepienie według regularnej daty, czyli wyznaczonej rok wcześniej przez weterynarza, od razu może zacząć podróż. Jeśli zwierzak nie został zaczepiony w odpowiednim terminie, musi odczekać 14 dni na pełną odporność, dopiero wówczas będzie mógł wyruszyć za granicę kraju.


    W niektórych państwach wymagane jest również odrobaczenie zwierzaka przed wjazdem na teren kraju — nie dłużej niż 120h i nie krócej niż 24h. Takie wymagania wjazdu mają m.in. UK, Norwegia czy Finlandia.


A już w następnym wpisie porozmawiamy o podróży z psem do Słowacji!