Obsługiwane przez usługę Blogger.

Co zwiedzić w Holandii? 8 dni, 12. propozycji miast.

Nad systematycznością dodawania wpisów na bloga mogłabym trochę popracować, ale nie ma tego złego, bo z małym poślizgiem (miesięcznym) właśnie publikuję wpis o moim wyjeździe do Holandii. Wyjazd był aktywny, codziennie zwiedzaliśmy inny zakątek Holandii, a i do Brukseli udało nam się skoczyć na jeden dzień.

Nocleg
Naszą bazą wypadową był Waalwijk, miasto oddalone o 40 km od lotniska w Eindhoven. Generalnie gdybym pojechała sama, to zdecydowałabym się na nocleg w większym mieście, z którego byłoby bezpośrednie połączenie z innymi atrakcjami Holandii, ale w tym przypadku nocowaliśmy u znajomej mojej mamy i mieliśmy do dyspozycji auto.

Termin wyjazdu
Na miejscu spędziłyśmy dokładnie 8 aktywnych dni, w terminie 18.08-25.08.2020 r.

Covid 19
W Holandii podchodzili do sprawy koronawirusa dość łagodnie, otóż nie było obowiązku zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych zamkniętych. Jedynie na lotnisku obowiązywał ten nakaz. Wyjątkiem było Stare Miasto w Amsterdamie, gdzie trzeba było mieć maseczkę, a tamtejsza policja patrolowała teren upominając zapominalskich😉 Lot odbył się Wizzairem, a karty pobytu zbierane były tylko w drodze powrotnej do Polski.


Holandia - co zobaczyć? 8 dni zwiedzania.
Przejdźmy jednak do miejsc, które miałyśmy możliwość zwiedzić, a po ich wcześniejszym podliczeniu wyszło mi 12 miast! Nie przedłużając zapraszam do zapoznania się z moją subiektywną listą miejsc do odwiedzenia w Holandii 🙂

Nie będę ukrywać, ale w tym wpisie podane przeze mnie miasta będą w kolejności takiej, jak my je zwiedzałyśmy, czyli bezpośrednio będę posiłkowała się naszym planem podróży.

Dzień pierwszy: Eindhoven - Waalwijk
Dzień drugi: Kinderdijk - Gouda - Kasteel de Haar w Utrecht - Giethoorn
Dzień trzeci: Gouda - Scheveningen - Delft
Dzień czwarty: Amsterdam
Dzień piąty: Bruksela
Dzień szósty: s'Hertogenbosh
Dzień siódmy: Heusden

Dzień pierwszy:
Eindhoven - Waalwijk
Eindhoven
Jeśli wybraliśmy miejsce przylotu jako lotnisko w Eindhoven, to od razu polecam skoczyć do miasta na obiad czy kawę i spacer. W tym mieście od razu poczujemy holenderski klimat, a mowa tu o wszechobecnych rowerach. Jakoś zawsze trudno było mi uwierzyć znajomym w ich opowiadania o piętrowych parkingach dla rowerów, a jednak zobaczyłam je na własne oczy i wywarły na mnie niemałe wrażenie😀

My do Eindhoven przyleciałyśmy po południu (około 14:30), więc to zwiedzanie było okrojone. Skoczyłyśmy głównie do Primarku po stroje kąpielowe, bo jak się okazało, za kilka dni już miałyśmy pływać w morzu :) Później krótki spacer po starówce i powrót na obiad o Waalwijk, miasta w którym mieszka przyjaciółka mamy, u której nocowałyśmy. Pierwszy dzień potraktowałyśmy raczej jako odpoczynek po podróży i zebranie sił na następny, pełen wrażeń dzień.

Dzień drugi:
Kinderdijk - Gouda - Utrecht - Giethoorn
Kinderdijk
Powiedzmy sobie otwarcie - pojechać do Holandii i nie zobaczyć wiatraków, to nie być tak na prawdę w Holandii. Dlatego też naszym wyborem zobaczenia tych spektakularnych, zachowanych w śladowych ilościach już, wiatraków wybrałyśmy miasteczko Kinderdijk.

Według wielu osób, to właśnie tutaj znajdują się najładniejsze wiatraki w całej Holandii, a w 1997 roku zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak się okazuje, to miejsce uważane jest za wizytówkę kraju.

Holandia ze względu na uformowanie terenu od zawsze miała problem z wysokim poziomem wody na lądzie. Z pomocą przyszły wiatraki. W Kinderdijk najpierw w XIII w. zbudowano duży kanał (weteringen), który częściowo miał pomóc obniżyć poziom wody. Jednak z czasem przestało to wystarczać i tak zbudowano wiatraki. W 1790 roku podjęto decyzję o wybudowaniu ich i tak powstało 19 budowli po obu stronach kanału.  Obecnie każdy wiatrak jest zamieszkały, a jeden nawet jest udostępniony zwiedzającym.
To teraz pytanie - skąd pochodzi nazwa? A proszę Państwa, wiąże się z nią pewna legenda. W 1421 roku Holandię nawiedziła jedna z największych powodzi, która nosiła nazwę "Powódź Elżbiety". Woda przerwała wały ochronne i wdarła się do polderów - sztucznie osuszonych terenów. Podobno pewien rybak, który widział całe to zamieszanie w jednej chwili zauważył, jak w nurcie rzeki płynie koszyk, na którego krawędzi chodził kot. Próbował on utrzymać równowagę tak, aby woda nie nalała się do środka. Woda wyrzuciła koszyk ze zwierzęciem na brzeg i jak się okazało, w środku było dziecko. Na cześć tych wydarzeń miejsce nazwano Kinderdijk, czyli dosłownie "Dziecięca Grobla". 
Gouda
Kierując się coraz to bardziej na północ, zatrzymywałyśmy się w kolejnych punktach na mapie Holandii. Przed nami jeszcze dwa miasta, a my tymczasem zmierzamy do Goudy, holenderskiej stolicy sera!

W Goudzie byłyśmy 2 razy. Pierwszy raz w środę, ale jak się okazało to w czwartki są targi serowe. Pierwszego dnia zrobiłyśmy sobie spacer, kilka zdjęć nad pięknymi kanałami, a następnego dnia przyjechałyśmy jeszcze raz po ser. Przyznam się, że smak Goudy był obłędny. Ten kawałek ze zdjęcia kosztował 5,5€.

Co warto zobaczyć w Goudzie? Zdecydowanie wybierzcie się w czwartek (od kwietnia do końca sierpnia) z samego rana na rynek. Organizowany jest wtedy targ serowy, ale i różnego typu pokazy, a sprzedawcy ubrani są w charakterystyczne narodowe stroje. Nam się jednak nie udało ze względu na deszcz. Załapałyśmy się jedynie na ostatnie otwarte sklepiki z serem. Warto też przyjechać dla samego pospacerowania, zwłaszcza po rynku - Markt, który jest największym placem w całej Holandii. W jego pobliżu znajdziecie takie miejsca, jak miejsce do ważenia sera, fabrykę goudy, muzeum sera czy ratusz miejski. Miasto jest typowo holenderskie w dużą liczbą pięknych kanałów, więc możemy poczuć przedsmak Amsterdamu🙂

_____________________________________

Utrecht - Kasteel de Haar
Zamek znajduje się niedaleko miasta Utrecht i jest najbardziej luksusowym zamkiem w Holandii. Znajdziemy w nim 200 pokoi i 30 łazienek! Zbudowano go w XIV wieku dla rodziny De Haar, natomiast później kilkukrotnie zmieniał właścicieli. Obecnie budowla, którą widzimy, pochodzi z 1892 roku, ponieważ zamek wielokrotnie był burzony, a od XVII wieku popadł w ruinę. Turystom jedynie przeznaczona jest do zwiedzania niewielka część budowli, co też nie było możliwe przez pandemię.

Parking kosztuje 6€, tak jak i niegdyś bezpłatne wejście do ogrodów - dziś koszt wynosi 6€. Uważam, że to były dobrze spożytkowane pieniądze, ponieważ zamek nawet z zewnątrz wywiera ogromne wrażenie.

_____________________________________

Giethoorn - holenderska Wenecja
To właśnie Giethoorn, czyli inaczej zwane miasteczko holenderską Wenecją było naszym punktem docelowym tego dnia. Żeby się do niego dostać, musiałyśmy przejechać przez cały kraj! W Giethoorn znajduje się 90 km kanałów wodnych, po których pływają łódki, dacie wiarę? Na marne szukać tam zwykłych dróg, ponieważ mieszkańcy, jak i turyści, poruszają się po miasteczku jedynie łódkami, rowerami lub pieszo.

Giethoorn narodziło się jako pierwsze holenderskie osiedle założone w zagłębiu torfowym. Z czasem przekształciło się w miejscowość opartą na wysepkach pospinanych ze sobą ponad 175 mostami i mostkami. Wszystkie domy w tej miejscowości, nawet te nowo budujące się, muszą i wyglądają tak samo. Mieszkańcy niezwykle cenią sobie spójność i ład zachowany w architekturze tego regionu. Ponadto wszystkie dachy są pokryte strzechą!

Spacerując po miejscowości na pewno natkniecie się na dom, przed którym postawiono zastygłą linę w kształcie koła. W internecie niestety nie znalazłam żadnych informacji, więc to, co przetłumaczyłyśmy sobie z dziewczynami na miejscu z lokalnej tablicy może być niepełne. Otóż w skrócie - kiedyś na tych terenach pływała na łódce pewna para, którą spotkała burza. Młodzi bojąc się, że zginą, obwiązali się grubą liną (no i tu nie pamiętam w sumie dlaczego). W każdym razie piorun w nich strzelił, ale lina, którą się obwiązali nie spaliła się i ich uratowała. Rzekoma lina stoi przed pewnym domkiem i jeśli spojrzymy w jej środek koła, dostrzeżemy oczy prawdziwej miłości. Mam wrażenie, że to, co napisałam, nie trzyma się ładu, więc musicie pojechać i doczytać sami 😜

_____________________________________

Dzień trzeci:
 Gouda - Scheveningen - Delft
Scheveningen
Do Hagi pojechałyśmy w głównej mierze na opalanie i dzień wytchnienia🙂 Nie ukrywam, że ja jednak liczyłam na odrobinę większą aktywność tego dnia (chciałam zobaczyć miasto), ale tak właśnie wygląda podróżowanie w grupie - wszystkim nie dogodzisz. Na parking wydałyśmy kosmiczne pieniądze, ale to i tak nic w porównaniu z parkingiem w Amsterdamie. O Hadze więc nic więcej nie powiem, ale polecam chociaż na chwilę pójść na plażę, przejść się jej brzegiem i np. wejść na molo!

_____________________________________

Delft
Delft to miasto kolorów, które składają się na flagę Holandii. Biały i niebieski symbolizują ceramikę właśnie w tych kolorach, która rozsławiła ten region na całym świecie. Natomiast czerwony pochodzi od przelanej krwi, która zalała plac miasta po zabójstwie Wilhelma Orańskiego, bohatera narodowego Holandii.

Jest to jedno z najstarszych miast Niderlandów. Po wykształcenie przyjeżdżają tu studenci z całego świata, trudno się w końcu dziwić, bo Delft uważane jest za jeden z ważniejszych ośrodków naukowych w kraju. Ponadto miasto dostało przydomek "małego Amsterdamu" ze względu na swój wyjątkowy krajobraz. Turyści szukają tu doznań estetycznych, a także ciszy, spokoju i wytchnienia. Na każdym kroku w mieście możemy zauważyć tradycję oraz historię i kulturę regionu.

_____________________________________

Dzień czwarty:
Amsterdam
Amsterdam
Przyszedł dzień czwarty naszego pobytu, a wraz z nim wyczekiwany przeze mnie Amsterdam. Niestety, jak na złość, nie mam stamtąd prawie żadnych zdjęć💔Może jeszcze kiedyś będzie mi dane tam pojechać🙂

Po pierwsze chcę przestrzec przed parkowaniem samochodu w centrum miasta... za kilkugodzinny pobyt wyszło nam ponad 30€. Po drugie, ułóżcie sobie plan zwiedzania. Ja tego nie zrobiłam (jak nigdy) i zobaczyłam niewiele, chociaż przyczyną było również podróżowanie w grupie, która miała inne priorytety niż ja. 

Amsterdamu chyba nikomu przedstawiać nie trzeba - najbardziej otwarte miasto świata. Ale nie tylko. Spacerując po nim na każdym kroku możemy dostrzec kipiącą wręcz historię. Co chwilę możemy natrafić na fasadę historycznego budynku lub inny ślad po średniowiecznej historii miasta 🙂

W przeszłości ta stolica Holandii była najważniejszym portem świata. Z portu w Amsterdamie wypełnione towarami po brzegi statki wypływały w świat i to tu rozładowywano towary przywiezione z holenderskich kolonii oraz innych miejsc świata. Do dziś jest ten port jednym z ważniejszych w Europie.

Ale czy wiedzieliście, że to w nie w Amsterdamie, a w niedaleko położonej, zresztą wcześniej wspomnianej Hadze znajdują się wszystkie siedziby rządowe i królewskie?

_____________________________________

Dzień piaty:
Bruksela
Bruksela
Do Brukseli z Holandii, a tym bardziej z miejscowości w której nocowałyśmy - Waalwijk, już niedaleko. Z początku w planie był spływ kajakowy, ale nastąpiła szybka zmiana planów i wybrałyśmy się do stolicy Belgii. Niestety w tym wpisie nie będę poruszać zwiedzania Brukseli, bo pojawi się nowy, osobny wpis na ten temat😊

_____________________________________

Dzień szósty:
s'Hertogenbosh
s'Hertogenbosh
Miasteczko oddalone od Waalwijk o 20 km, wpasowało nam się idealnie w leniwe popołudniowe zwiedzanie. Te dwie ostatnie propozycje miast, czyli s'Hertogenbosh, jak i ostatni punkt - Heusden są całkowicie do zrobienia w jeden dzień, a nawet w połowę dnia. My miałyśmy jeszcze dwa dni pobytu, więc tak to sobie rozłożyłyśmy.

Miasto jest również znane z nazwy Den Bosh, która jest starsza od tej używanej dziś. Słowo bos oznacza las, natomiast hertog to książę. Tłumaczy się tę nazwę jako książęcy las.

Najlepsze lata miasta miały miejsce na początku XVI wieku, podczas tak zwanego niderlandzkiego okresu Złotego Wieku. Den Bosh liczyło wtedy drugą na terenie Holandii największą populację mieszkańców, zaraz po Utrechcie. Przyciągnęło ono ludzi sztuki, słynnych muzyków i kompozytorów, stając się na moment centrum kulturowym. Niestety początek wojny osiemdziesięcioletniej stał się końcem ery świetności miasta, które opowiedziało się za katolickimi Habsburgami i zmuszone było odpierać ataki.

Ciekawostka: Co roku miasta na trzy dni w okresie karnawału zmienia nazwę na Oeteldonk, co odnosi się do osuszonej części bagna. Co więcej symbolem miasta jest żaba.

_____________________________________

Dzień siódmy:
Heusden
Heusden
Na koniec wisienka na torcie! Chyba jedno z najładniejszych miejscowości jakie zobaczyłam w Holandii. Przyjechałyśmy tam, bo koleżanka słyszała od znajomego, że to bardzo ładne miasto i wiecie co pierwsze nas uderzyło na miejscu? Cisza, spokój, lokalsi z pieskami, słoneczko. Była tak przyjemnie, że aż ciężko było uwierzyć, że to istnieje naprawdę. Urokliwe, totalnie puste uliczki, wiatraki, łódki w porcie. To był bardzo przyjemny spacer.


Uwaga, dobrnęliście właśnie do końca! Starałam się i tak skrócić ten wpis najbardziej możliwie, jak tylko się da i uważam, że przy niektórych miastach mogłabym napisać przynajmniej drugie tyle! Mam nadzieję, że zdjęcia, jak i opisy i polecone przeze mnie miejsca przypadły Wam do gustu i okażą się przydatne, gdybyście korzystali z nich podczas planowania kolejnej podróży.

Będzie mi również ogromnie miło, jak zostawicie po sobie komentarz odnośnie wpisu 😊 to zawsze umila dzień twórcy i pokazuje to, że doceniacie moją, czasem wielogodzinną, pracę❤️🙏🏼


1 komentarz