Obsługiwane przez usługę Blogger.

Pamukkale, czyli bawełniany zamek

Po powrocie z kolejnego wyjazdu, którego celem było odwiedzenie Pamukkale, dodałam już dziesiątki informacji co, jak i "z czym to się je", ale przyszedł też czas na uporządkowanie myśli na blogu tak, aby wszystkim łatwo i wygodnie było odnaleźć praktyczne wiadomości.

Póki we wstępie jeszcze jesteśmy, dodam, iż Pamukkale to jedno z piękniejszych miejsc na mapie Turcji. Będąc na wakacjach w jednej z tureckich riwier warto poświęcić jeden pełny dzień na wycieczkę. Z Antalyi to tylko 230 km, nieco więcej z Alanyi i podobnie z Fethiye, Bodrum czy Marmaris. Zdaję sobie sprawę, że jadąc do Turcji na wakacje, raczej marzy nam się błogi odpoczynek na plaży i nie każdemu leży opcja opuszczania jej na cały dzień! Ale Pamukkale to o tyle wyjątkowe miejsce, że warto zarezerwować sobie trochę czasu i zobaczyć to na własne oczy.

Co oznacza "Pamukkale"?
Na początek nazwa. Co tak właściwie oznacza "Pamukkale"? Otóż w dosłownym tłumaczeniu z tureckiego, znaczy "bawełniany zamek" lub z angielskiego "cotton castle". Nazwa adekwatna do wyglądu, jaki przez wieki przybierało Pamukkale, przypominając aktualnie plantacji bawełny w środkowej Turcji. Kto raz z oddali zobaczy to białe wzgórze, nie będzie mieć już żadnych wątpliwości, dlaczego komuś przyszło do głowy nazwać tak to miejsce.

Jak powstało?
400 000 lat temu tereny te doświadczyły serii niszczycielskich trzęsień ziemi, co w efekcie spowodowało wypłynięcie wód termalnych na powierzchnię. Powstałe gorące źródła spływały po płaskowyżu z ogromną prędkością setek litrów wody na sekundę, jednocześnie odparowując i tworząc przy tym tarasy, baseny, stalaktyty i ściany. Piękne białe tarasy powstały z osadów wapiennych nazywanych tawertynem. Jest to porowata skała osadowa, zazwyczaj przybierająca kolor biały lub czerwony i składa się z kalcytu oraz argonitu, jest tzw. odmianą martwicy wapiennej. Powstaje wskutek ubytku dwutlenku węgla w momencie, gdy podziemna woda wypływa na powierzchnię. Ciśnienie wody gwałtowanie spada wytrącając z roztworu węglan wapnia. Tawertyn już w starożytności był wykorzystywany do wyrobów naczyń czy jako materiał budowlany.
Cudowne właściwości wody.
Nie od dziś wiadomo, że woda wypływająca z wnętrza ziemi w Pamukkale ma właściwości lecznicze, a wręcz uzdrawiające. Podobno woda ma leczyć nie tylko z chorób skóry, ale również i nadciśnienie, reumatyzm choroby oczu oraz niestrawność. Ponadto w starożytności uważano, że woda odmładza, a nawet upiększa! Kto by się w takim razie nie wykąpał? Już starożytni Rzymianie o tym wiedzieli, dlatego też założyli na szczycie wzniesienia metropolię, którą nazwali "Hierapolis" co w tłumaczeniu oznacza "Święte Miasto" i chyba wcale nie trzeba tłumaczyć dlaczego... dziś można zwiedzać teren ruin Hierapolis, a widok z najwyższego stopnia w amfiteatrze rozpościera się na piękne góry. Nieopodal również znajduje się Nekropolis, czyli cmentarz, coby nie wszystkich cudowna woda uleczyła.
Ochrona Pamukkale.
Pamukkale znajduje się na terenie Parku Narodowego, a przez wpisanie 1988 roku na listę światowego dziedzictwa, jest objęte ochroną przez UNESCO. Jeszcze w latach 80. XX wieku w górnej części zbocza funkcjonowały hotele, do których prowadziła specjalnie utworzona droga. Budynki swoje zapotrzebowanie na wodę brały właśnie z pobliskiego źródła Pamukkale, co przyczyniło się do wysychania basenów oraz ich degradacji. Wtedy nie było ściśle wytyczonych ścieżek poruszania się, zatem odwiedzający mieli wolną rękę, co również zniszczyło Pamukkale. Po objęciu ochroną tego miejsca, wszystkie hotele zburzono, a drogę zlikwidowano. Aktualnie na każdym odcinku trasy znajduje się ochrona, a przed wejściem bramki biletowe.

Były plany, by zamknąć Pamukkale. Tak też się stało w 1997 roku, ale wówczas otworzono alternatywną ścieżkę zwiedzania. Co prawda wiele basenów uległo zniszczeniu, ale z pomocą człowieka, natura sobie świetnie z tym poradziła. Niektóre z nich zostały zbudowane na nowo, z betonowych formacji, ale po pewnym czasie natura ozdobiła je na nowo wapienną bielą, a dziś po betonie ani śladu.

Bilet wstępu, w 2019r. kosztował mnie, jako studentkę tutejszej uczelni 30 lir (20zł), natomiast normalny 60 lir (40zł). Godziny otwarcia to: 8:00-20:00.
Legenda.
Jedna z legend głosi, że w Pamukkale żyła kiedyś bardzo brzydka dziewczyna, której nikt nie chciał pojąć za żonę. Gdy rówieśniczki wychodziły za mąż i wychowywały dzieci, zrozpaczona panna postanowiła popełnić samobójstwo i rzuciła się z wapiennego tarasu. Wpadła do jednej z niecek wody, tracąc przytomność. Obok przejeżdżał syn lokalnego możnowładcy i zobaczywszy pannę, od razu się w niej za kochał, wkrótce biorąc z nią ślub.

Cappadocia, Turkey: fotorelacja i wskazówki

Podróżnikom miejsce to choć dobrze znane, bardzo często tylko ze zdjęć. Jeszcze nie odkryte, ale wciąż spokojnie widnieje na samej górze bucket list - listy rzeczy lub miejsc do zrobienia/odwiedzenia przed śmiercią. Ze mną nie mogło być inaczej - od lat z zazdrością wzdychałam do przepięknych zdjęć kobiet lub par, które masowo fotografowały się w rodem księżycowej krainie, zwanej Kapadocją. Wiedziałam, że któregoś dnia na pewno spełnię to jedno z największych podróżniczych marzeń, ale nigdy nie sądziłam, że tak szybko. Dlaczego? Ponieważ sama Turcja jakoś nigdy nie była moim podróżniczym typem. Wiadomo - Pamukkale, Kapadocja, Stambuł... wszystko super, ale gdy przychodziło do podliczenia kosztów, pojawiała się tylko jedna myśl: odłóżmy to na później.

Nie byłabym tu, gdzie jestem, gdyby nie Weronika, która namówiła mnie na Erasmusa właśnie w Turcji (gdybym wiedziała wtedy, co wiem teraz, z jaką papierkową robotą to się wiąże - wizy, stały pobyt, ubezpieczenia tureckie, tax department i jeszcze więcej... chyba bym się nie skusiła 😂). Ale jestem! Właśnie piszę ten post w jednej z tureckich kawiarni, popijając turecki czaj i jest mi dobrze. Największy stres już minął, Turcja ugościła mnie niesamowicie, a ja mając 28 stopni za oknem mogę pozwolić sobie na spacer w środku nocy w krótkich spodenkach - przypomnę, jest październik😉
Ale wróćmy do naszej gwiazdy wieczoru - Kapadocji, Cappadoci, Kapadokyi - ile imion by nie miała, jedno jest pewne: odbywa się tam chyba najpiękniejszy na świecie powietrzny spektakl. Zanim słońce obudzi do życia miasto, sternicy już wypełniają balony ciepłym powietrzem, by jeszcze przed wschodem słońca wznieść się w powietrze. Niebo z minuty na minutę barwi się z ciemnego granatu, przez fiolet i róż, by ostatecznie wyjść zza gór i oświetlić całe miasto. Coś niesamowitego. Poranna cisza, jaka towarzyszy temu przedsięwzięciu nie równa się z niczym. Czasami przerywają ją sternicy, którzy uruchamiają ogień, by ten znów mógł ogrzać powietrze wewnątrz balonów. Jedne są już daleko na niebie, niektóre dopiero startują i przelatują tuż nas naszymi głowami, dosłownie są jak na wyciągnięcie ręki. W dodatku krajobraz Parku Narodowego Göreme iście z księżycowej krainy w połączeniu z ciepłymi barwami nieba, daje spektakularny efekt.
Jak się tam dostać?
Kapadocji nie znajdziecie na żadnej mapie ponieważ jest krainą historyczną, więc gdzie jechać? Najlepiej wybrać jedno z kilku miast znajdujące się w jej obrębie: Avanos, Göreme, Uçhisar, Ortahisar, Urgup lub tak jak my - Çavusin. Z tego co sprawdzałam, z wielu większych tureckich miast wyjeżdżają autokary. Najtańszy bilet widziałam za 93 liry (z Antalyi). My zdecydowaliśmy się na autostop.

Autostop.
Co prawda odległość z Antalyi, z której wyjeżdżaliśmy, wynosi około 580 km a my pierwszy samochód złapaliśmy przed 10... w pewnym momencie myślałam, że nie pokonamy tej trasy w jeden dzień, że zdecydowanie za mało czasu nam zostało. Ale złota zasada się potwierdza, Dominika w czepku urodzona, trafiliśmy na dwóch przemiłych Turków, którzy po angielsku znali podstawowe słowa, ale ciężko było się jakkolwiek dogadać - zabrali nas przez ponad 400 km do miasteczka oddalonego od Göreme o jeszcze ponad 200 km! No dobra, jesteśmy w tym Aksaray, na jakiejś drodze szybkiego ruchu, na dworze już dawno ciemno, przed nami jeszcze tyle kilometrów, klimat się znacząco zmienił, co było dość odczuwalne (duuużo chłodniej niż w Antalyi). I nikt nas nie chce zabrać. Zatrzymuje się autobus, więc co robimy? W ostateczności się na niego decydujemy. Co by nie było, bezpieczeństwo ponad wszystko, nie ma co igrać z ogniem, w dodatku że jesteśmy w Turcji i już dawno po zmroku. Przynajmniej udało mi się zlicytować cenę z 25 na 20 lirów za osobę, co daje 15 lirów w kieszeni! (Janusz targowania). Z kolejnego miasteczka zostaje nam już około 75 km i naprawdę szybko udaje nam się złapać kolejny samochód, tym razem mężczyzna, który 10 lat temu był na Erasmusie w Krakowie😀 Dojeżdżamy do naszej miejscowości Çavusin, a przemiły pan zrobił ekstra 15 km w jedną stronę za swoje miasto tylko dlatego, żebyśmy bezpiecznie dotarli na nocleg. Po raz kolejny powtórzę, że Turcja jest bardzo gościnnym krajem, bez wątpienia.
Co warto wiedzieć o Göreme?
Z pewnością to, że balony, mimo swojej sławy, jaką osiągnęły na instagramie, nie są jedyną atrakcją tamtejszych rejonów, więc zanim przejdę do sedna, poznajcie historię miasteczka.

Przyjeżdżając tutaj, pierwsze co ukazuje się naszym oczom, to właśnie niezwykły, księżycowy teren. Dlaczego jest taki niesamowity? Region ten został ukształtowany 60 milionów lat temu przez otaczające go trzy aktywne wulkany: Erciyes, Hasan oraz Gölu. Podczas erupcji, wyrzucony przez wulkany popiół, który w połączeniu z piaskiem utworzył charakterystyczny dla tego regionu rodzaj skały - tuf.

Wiedząc już z czego pochodzą wyżej wymienione skały, nie będzie więc zdziwieniem, że tuf jest rodzajem materiału podatnego na różne zmiany, w tym erozję. Wiatr i woda przyczyniły się do powstania przeróżnych, czasem dziwnych form stożków. 

Dzisiaj, dzięki różnym źródłom wiemy, że z misją ewangelizacji przybyli tu Apostołowie Andrzej, Piotr i Paweł. Święty Piotr do prześladowanych w Kapadocji napisał swój pierwszy list. Stąd też uważa się Kapadocję za drugą stolicę chrześcijaństwa, skąd później wywodzą się z niej trzej tak zwani kapadoccy ojcowie Kościoła: św. Bazyli Wielki, jego brat św. Grzegorz z Nyssy i św. Grzegorz z Nazjanzu. Tworzyli oni jaskinie, mieszkania i świątynie - wyrzeźbione w skałach. Wewnątrz znajdziemy proste freski przedstawiające różne obrazy z Pisma Świętego.

Kapadocja była schronieniem dla wielu prześladowanych chrześcijan, którzy tworzyli w tym rejonie podziemne miasta. Ze źródeł wiadomo, że byli w stanie żyć pod ziemią, ukrywając się przed Rzymianami, aż do 6 miesięcy! Miasta były na tyle dobrze rozbudowane, że posiadały gromadzoną wodę oraz pożywienie, miały też dobrze rozbudowaną wentylację.

Współcześni archeolodzy wciąż na nowo odkrywają nieodkryte, bo takie jest tłumaczenie wyrazu "Göreme" - "nie do odkrycia", zaś "Cappadocja" oznacza - "krainę pięknych koni".

Dolina odkryta całkiem niedawno, bo dopiero 100 lat temu, przez francuskiego jezuitę i geologa - Giullaume de Jerphaniona. Na terenie Kapadocji znajduje się obecnie 350 odkrytych kościołów wyrzeźbionych w skałach, a co czas przyniesie? Tego jeszcze nie wiemy. Wiadome jednak jest to, że nie wszystko zostało zobaczone. Aktualnie jest to teren Parku Narodowego Göreme, który wraz ze sztuką naskalną Kapadocji, został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1985 roku.
O której i czy w ogóle są balony?
No dobrze, nie oszukujmy się więcej. Na pewno większość z Was jedzie do Kapadocji na balony. Warto zatem wiedzieć skąd i o której godzinie wylatują. Sama w życiu bym się nie domyśliła, a kilka cennych wskazówek innych osób ułatwiło mi sprawę.
  • Balony startują bardzo wcześnie rano. Niektórzy mówią, by być na wschód słońca. Ja jednak uważam, że na miejscu warto być przynajmniej kilkadziesiąt minut wcześniej! Podczas mojego pobytu wschód słońca był o 6:46, a pierwsze balony widzieliśmy na niebie już o 6:25.
  • To, czy balony startują, uzależnione jest przede wszystkim od wiatru. Stąd też wczesny ich start, ponieważ o takiej godzinie zmiany atmosferyczne są znikome i nie ma porywistych wiatrów. Trzeba pamiętać, że start balonów może być odwołany, właśnie ze względu na wiatr, więc jeśli ktoś przyjechał na jedną noc i akurat zastał na miejscu słabe warunki atmosferyczne, naprawdę ma ogromnego pecha. Odwołanie lotów zdarza się bardzo rzadko.
  • Skoro już wiemy, że od wiatru są uzależnione, to możemy przejść do kolejnego punktu - skąd startują? Jak wcześniej wspomniałam, wiatr o wszystkim decyduje, a tutaj konkretnie jego kierunek wiania. Na pewno piloci ze sprzętem zbierają się między Göreme, a Çavusin, ale nie wiadomo w którym konkretnie miejscu, dlatego też polecam przyjść dużo wcześniej i znaleźć odpowiednie dla siebie miejsce do oglądania.
  • Balony startują codziennie, zwłaszcza w weekendy! Pora roku uzależnia tylko ich całkowitą ilość, ale nie wpływa na organizację. Raczej im cieplej, tym więcej turystów, tym więcej balonów, którymi chcą odbyć lot.
  • Lot balonem kosztuje 180 euro, jeśli zakupimy bilet przez internet, lub w biurach wycieczek, które oferują nam 210-280 euro za taką przyjemność. Sami oceńcie czy przeżycie jest warte takich pieniędzy. Gdybym nie musiała jeszcze kilku miesięcy na erasmusie przeżyć.w godnych warunkach - pewnie bym się skusiła.
  • Punkt widokowy, znajduje się zaraz za meczetem przy głównej drodze. Prowadzi do niego niezbyt strome wejście, które pokonacie w max 15 minut, a da Wam niesamowity widok i na miasteczko i na balony. Są też w pobliżu hotele, które oferują śniadanie na dachu z widokiem na cały spektakl, który odbywa się na niebie.

Kosztorys i plan wycieczki.
Jak na autostopowiczów przystało, wyjazd budżetowo okrojony😁 :
  • Nocleg: 2 noce/3 osoby - 50 zł za 2 noclegi za osobę
  • Dojazd - powiedziałabym, że 0 zł, ale byliśmy w nocy zmuszeni podjechać 100 km autobusem: 13 zł za osobę
  • Śniadanie, obiady, kawa: 82 zł (w moim przypadku)
  • Pamiątki: 13 zł
  • Szczęście: bezcenne!
= ok. 160 zł za osobę 🤓 mocno studencka kieszeń, a marzenie spełnione!

My spędziliśmy w Göreme tylko jeden dzień. Niestety. Głównym celem wyjazdu były właśnie balony, ale nie ukrywam, że bardzo chciałam zobaczyć też Open Air Muzeum, miasto podziemne czy Doliny (m.in. Dolinę Miłości). Czasu nam nie starczyło, ale wiem, że wrócę tam jeszcze raz. Nasz plan wycieczki niezbyt atrakcyjny, powiedziałabym wręcz, że ubogi😂 ale czytałam wiele opinii, by koniecznie odwiedzić pobliskie atrakcje.

Pogoda.
Mimo, że Kapadocja leży w Turcji, trzeba pamiętać, że od Morza Śródziemnego oddalona jest o prawie 600 km na północ kraju, a co za tym idzie - zmieniający się klimat. Z Antalyi wyjeżdżaliśmy w krótkich spodenkach narzekając, że za gorąco. Będąc 70 km od Kapadocji jak najszybciej wyjmowaliśmy kurtki i bluzy, bo przemarzaliśmy aż do szpiku kości! O godzinie 5:30 następnego dnia termometr wskazywał tylko 7 stopni, a dzień później o tej samej porze jeszcze mniej, bo 4! Warto zabrać cieplejsze ubrania ze sobą. Ja trochę ubolewałam, że nie mogę założyć sukienki do zdjęć 😂 ale w grubej puchowej kurtce chociaż nie zmarzłam.

Na koniec jeszcze kilka ujęć z aparatu❤️📸

Brufjellhålene i spanie na plaży

Są takie miejsca w Norwegii, które każdy zna, a w nich nie był. Są też i takie, o których nawet rodowici Norwegowie nie słyszeli. Takim miejscem właśnie jest Brufjellhålene, czyli wydrążona przez morskie fale dziura w skale, kształtem przypominająca łezkę. Miejsce to znajduje się w wiosce Ana-Sira i prowadzi do niego wymagający szlak, tym razem nie z górskimi widokami, jak to było w przypadku Trolltungi czy Preikestolen, a całkiem morskimi klimatami! No dobra, podróż odbyłam w lipcu i pisząc ten tekst... aż się łezka z tęsknoty w oku kręci :')

To jak to w końcu jest z tym miejscem? Niektórzy twierdzą, że jest bardzo turystyczne, a niektórzy (w tym ja, na przekór, jak zawsze), że całkowicie odwrotnie. Otóż podczas mojej autostopowej podróży jechałam w wielu samochodach i rozmawiałam z wieloma Norwegami. Głównie co robię w życiu, dlaczego zdecydowałam się na autostopa po Norwegii, co mi się tu podoba i.. co już zobaczyłam, a co chciałabym jeszcze odkryć? Zawsze, gdy padała nazwa "Brufjellhålene" czy "Ana-Sira" wszyscy przecząco kręcili głową, nie wiedząc kompletnie o co mi chodzi. Myślałam "okej, może wymawiam coś nie tak, pokażę zdjęcie z google" - nadal nic. Ostatniego stopa do Ana-Siry złapałam już dość późno, bo około 19. Dwóch młodych chłopaków kręciło się po okolicy bez celu i zaciekawieni moim kartonem z nazwa miejscowości zawrócili i zaproponowali podwózkę. Okazało się, że jeden z nich mieszka w tych okolicach i bez problemu mnie podrzucą. Skorzystałam, a obiecałam sobie "NIE WSIADAĆ DO SAMOCHODU W KTÓRYM JEST DWÓCH FACETÓW!"... No nie wyszło. Na szczęście szczęśliwie dotarłam na miejsce ze wskazówkami, żeby dziś już nie wyruszać na szlak. Oczywiście nie posłuchałam, bo jestem nieznośnie uparta i nierozsądna.
Nie mogło obejść się bez przygód i tym razem. Któż by podejrzewał, że po szczęśliwym dotarciu do miejsca docelowego, jeszcze cokolwiek może się wydarzyć? Mogło i się wydarzyło... i to nie jedno. Ostrzeżona przez tubylców, by już dziś nigdzie nie wyruszać i po prostu grzecznie rozstawić sobie namiot, stwierdziłam "a tam, głupoty, wieczór jeszcze młody, a ciemno robi się dopiero o 23!" Racji nie miałam. Za to wrażeń już co nie miara. Razem z całym moim przybytkiem wyruszyłam na szlak, niełatwy, a ja nie jedno w plecaku miałam. Idąc wgłąb szlaku, zgubiłam oznaczenia! Brnęłam w zaparte dalej, co nie przyniosło najlepszego skutku. Zgubiłam się. Wybrałam cięższą stronę wzniesienia, góry, jakkolwiek to nazwać, kilka razy zdarzyło mi się potknąć, przewrócić, spaść z kamieni. Ale falę rozgoryczenia i płaczu wywołał we mnie widok drogi, którą musiałam pokonać, żeby wrócić. Strome zejścia, a pode mną urwisko wprost na Morze Północne. Płakałam jak dziecko. Zebrałam baty od życia, wzięłam się w garść, zacisnęłam zęby i wróciłam na tę jakże cudowną już wtedy plażę, którą z samego początku mijałam. Jak pięknie mnie wołała zapraszając na nocleg!
No ale moi drodzy, przecież nie będzie tak, że postawie namiot i oddam się w błogi sen. Przygód ciąg dalszy! Rozstawiając mój tymczasowy dom słyszałam w oddali ciche pobrzękiwanie dzwoneczków. Tak, to były kozy. A z czego słyną kozy? Z jedzenia i niszczenia wszystkiego, co spotkają na swojej drodze... Im bliżej podchodziły i im więcej ich przybywało, mój stres tylko się nasilał. Tak bardzo nie chciałam, żeby podeszły pod namiot... Na szczęście po 40 minutach obserwacji postanowiły się wycofać, co wcale nie oznacza, że moje zdenerwowanie minęło.
Wieczór vs. Dzień
Gdy już dokonałam wszelkich starań, by mój "dom" stał całkiem stabilnie, by mieć miękkie i wygodne łoże do spania, po wszystkich czynnościach pielęgnacyjnych (właściwie to po umyciu zębów) i z nadzieją, że w końcu przyszedł czas na odpoczynek, mój mózg zaczął wyszukiwać sobie kolejnych zagrożeń... Gdy już się ściemniło i gdy byłam bliska zapadnięcia w sen, ukojona dźwiękiem morskich fal... no właśnie zaraz... miało nie być fal, a było je słychać bardzo wyraźnie. Zaraz telefon do chłopaka, czy i jak duże są tutaj przypływy w nocy? Ilu metrów wgłąb lądu sięgają? Uciekać czy zaryzykować i zostać? Po raz kolejny DZIĘKI BOGU nic się nie wydarzyło, a po takiej ilości przygód i stresu mogłam się w końcu wyspać, by następnego dnia zobaczyć wymarzone Brufjellhålene.
Nigdzie mi się nie śpieszyło, więc pozwoliłam sobie na pobudkę przez promienie słońca i leżałam w namiocie aż do momentu, w którym było mi za gorąco i nie dało się już dłużej lenić. Spakowałam się w mały plecak, w który zabrałam najpotrzebniejsze przybory i wszystkie najcenniejsze rzeczy, a resztę zostawiłam w namiocie licząc na dobre wychowanie przyjezdnych, że uszanują moją prywatność i nie będą zaglądać do środka.

Trasa na Brufjellhålene nie należy ani do najtrudniejszych, ani do najłatwiejszych. Ostatnie zejście po skałach trzymając się metalowych łańcuchów nie jest dobre dla osób z lękiem wysokości, dzieci (bez dobrego zabezpieczenia), nie wspominając już o zwierzętach. 
Zdjęcia na pewno nie oddają poziomu trudności szlaku, tak samo jak i piękna tego miejsca. Będąc w Norwegii i obierając sobie za cel jej południową część, nie może zabraknąć na liście miejsc do odwiedzenia Brufjellhålene. Naprawdę. Dajcie sobie ten jeden dzień na podróż do łezki w skale. Jest to coś zupełnie odmiennego, niż reszta miejsc, do których zmierzają tabuny turystów, a podróż naprawdę warta świeczki.

Koniec mojego biadolenia, jak to pod górkę nie miałam. Zobaczcie resztę zdjęć🇳🇴

PS Nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby się zainspirować którąś z moich podróży lub jej częścią i był to mój pierwszy raz, gdy znajomy odwiedził prawie wszystkie miejsca włącznie z przepięknym Brufjellhålene, wraz ze spaniem na tej samej plaży!
Jeśli kiedykolwiek "poczęstowałeś" się którąś z moich wskazówek, kierunków wyjazdu lub zainspirowałeś zdjęciem - proszę, daj mi znać!😍